Rodzina na haju

Uzależnienie od narkotyków to nie tylko problem osoby uzależnionej, ale problem całej rodziny

Psychologowie i psychiatrzy przypominają, że uzależnienie jednego członka rodziny od narkotyków powoduje uzależnienie wszystkich.

Rodzina na haju

Znowu! Już nie daję rady — westchnęła Anna. Kolejny raz zobaczyła syna w przejściu między blokami, stojącego z grupą młodzieńców, których mieszkańcy osiedla mijali z daleka. Spodnie o obniżonym kroku, wystające spod kurtek bluzy z kapturami, czapki obrócone daszkami do tyłu. Do tego niewybredny język. Blokersi.


W złotej klatce

Siedemnastoletni Wojtek ubierał się jak zwykły nastolatek. Był trzecim uczniem w klasie. Przepytywany przez rodziców w sprawie „podejrzanych kontaktów”, wzruszał ramionami. — Nic złego nie robią — utrzymywał. — Czasem wypiją jakieś piwko, no i bluzgają. Uczą się w zawodówkach, dwóch pracuje, a Filip nawet studiuje. Żebyście widzieli, jak jeżdżą na deskach! — zachwycał się.

Anna nie chciała słuchać tych zachwytów. Starszą córkę wychowała przyzwoicie. Klaudia studiowała matematykę w Krakowie. A Wojtka pochłonie osiedle. Zdecydowała, że musi przeciwdziałać.

Rozmowy z deweloperami, zwiedzanie świeżo wybudowanych osiedli. To wszystko przy milczącej dezaprobacie męża, który przestał ją przekonywać, że nie warto za dużo mniejsze mieszkanie płacić więcej niż za dotychczasowe, sprzedane na pniu.

Cała rodzina zapłaciła za obsesję Anny. Żadnych wakacji co najmniej przez trzy lata, żadnego jedzenia w restauracji czy wyjścia na basen. Odwiedzała rodziców i teściów, cieszących się dobrym zdrowiem, i patrząc im prosto w oczy, stwierdziła, że przecież po ich śmierci „coś” z mężem odziedziczą, więc równie dobrze może zostać obdarowana teraz. Pieniądze dostała, ale w stosunki z rodzicami wkradł się chłód.

Gdy pierwszy raz przejeżdżali przez bramę nowego osiedla, poczuła ulgę. Twierdzi, że jeszcze nim cokolwiek się stało, czuła paraliżujący strach. Wydawało się, że uwolnią ją od niego najeżone sztachetami mury, ochrona, ekskluzywny adres. Synowi zmieniła szkołę na prywatną. Oboje z mężem pracowali za dobre pieniądze. Chłopak trochę się pobuntował, ale w końcu wszystko wróciło do normy. Zaczął nawet przynosić lepsze oceny niż w poprzedniej szkole. Anna była szczęśliwa.

Egzotyczne perfumy

— Co tak dziwnie pachnie w twoim pokoju? — spytała Anna po wyjściu kolegów syna. — Chłopaki mają bogatych rodziców, to zagraniczna woda kolońska — odpowiedział bez zmrużenia powiek. Klaudia przyjechała do domu na ferie i wyśmiała naiwność matki. — Oni palą trawkę — orzekła i zabrała brata na długi spacer. Przyznał się do „eksperymentów”, przysięgał, że już nigdy ich nie powtórzy. — Na studiach też eksperymentowaliśmy z alkoholem. Teraz młodzież szybciej dojrzewa — uspokajał Annę mąż.

Matce przychodziło do głowy, żeby porozmawiać z synem, ale doszła do wniosku, że w ten sposób sama skieruje jego myśli na niewłaściwy tor. No i przecież nic się nie działo. Co prawda przed każdym sprawdzianem chłopak uczył się dzień i noc, a potem prosił o zwolnienie, żeby odespać, ale co w tym złego. Zrobił się małomówny, odsunął się od rodziny, ale to zwykłe objawy dorastania. Za to jego nowi koledzy byli wspaniali. Dobrze wychowani, grzeczni. I nie pachnieli już tymi „egzotycznymi perfumami”. Matka z bólem serca co miesiąc wręczała Wojtkowi sporą kwotę na zabawę w modnym klubie. Po co ma sobie psuć kontakty?

— Rodzice Wojtka obrali najgorszą metodę postępowania z dzieckiem wkraczającym na drogę uzależnienia. Metodę polegającą na udawaniu, że nic się nie dzieje, na okłamywaniu samych siebie — mówi dr Jan R., psychiatra pracujący z uzależnioną młodzieżą. — Zachowanie chłopaka przed sprawdzianami to niemal kliniczny opis skutków zażywania amfetaminy. Chłopakowi była potrzebna specjalistyczna pomoc, a nie wsparcie finansowe.

Szok

Z jednego z tych drogich klubów dostali informację, że chłopca zabrało pogotowie. Diagnoza była oczywista dla wszystkich poza nimi: zatrucie metamfetaminą podlaną alkoholem. Dopiero gdy Wojtek był na odtruciu, rodzice zdecydowali się przeszukać jego rzeczy. Okazało się, że sprzedał wszystko, co miało jakąś wartość — od elektroniki po książki, nawet lepsze ubrania. A oni niczego nie zauważyli.

Zaczęły się wzajemne wyrzuty, awantury. W międzyczasie Wojtek uciekał z kolejnego ośrodka dla uzależnionych. Znaleziony, obiecywał matce, że tym razem już będzie się leczył. To błędne koło trwa dwa lata. Anna sama zabiera go z ośrodka, w którym reguły „są zbyt surowe”. — I to jest kardynalny błąd — mówi dr Jan R. — Świetnie o tym wiedział śp. Marek Kotański, który wielu narkomanów wyprowadził z nałogu. Najpierw trzeba złamać osobowość narkomańską, osobowość kłamcy, dla którego nie ma żadnej świętości oprócz prochów czy pełnej strzykawki, by w mozole wspólnie z pacjentem ulepić nowego człowieka. Miękkie łapki mamusi tylko wspomagają chłopaka w ćpaniu. Ona musi to zrozumieć.

Jednak tego nie rozumie. Mąż Anny nie wytrzymał napięcia. Odszedł, żeby posklejać swoje życie. Klaudia twierdzi, że atmosfera, jaką stwarza jej matka, przytłacza ją, a gdy chciała pomóc, nikt jej nie słuchał.

I tak Anna została sama w złotej klatce, która miała chronić ich wszystkich. Całą rodzinę.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama