Przełamanie zniechęcenia - postawić wszystko na jedną kartę

Fragment ksiązki - Jak przezwyciężyć zniechęcenie, odrzucenie i chandrę

Przełamanie zniechęcenia - postawić wszystko na jedną kartę

H. Norman Wright

JAK PRZEZWYCIĘŻYĆ ZNIECHĘCENIE, ODRZUCENIE I CHANDRĘ

Przełożył Michał Pietras
© Wydawnictwo WAM, Kraków 2002



Przełamanie zniechęcenia — postawić wszystko na jedną kartę

Pozbawia dobrego samopoczucia. Zabiera życiu smak i niweczy cały zapał. Pod jego wpływem wszystko co robisz, traci dynamiczność. O czym mówię? O zniechęceniu, rzecz jasna. Może ono pozbawiać cię również czułości i serdeczności. To nie żarty, ale wielka bieda. Z jego powodu możesz nawet skończyć jako nieustępliwy maruda.

Czy wiesz, o czym mówię? Jeśli jesteś człowiekiem, z pewnością wiesz. To jakby jedna z części życia, mimo że optujemy oczywiście za czymś zupełnie przeciwnym. Może, jak wielu innych ludzi, stwierdziłeś kiedyś: "Jestem taki zniechęcony". Stan zniechęcenia opisuje się w zasadzie na wiele sposobów:

  • W moich żaglach nie ma wiatru
  • Wszędzie rzucają kłody pod moje nogi
  • Nie mam siły ani energii
  • Jestem jak sparaliżowany. Fizycznie to mogę jeszcze się ruszyć, ale nic poza tym
  • Nawet światło dzienne i słońce wydają się za ciemne

Czym więc jest ta niemoc zwana zniechęceniem? Angielskim słowem określającym ten stan jest discouragement. Gdy spojrzysz na nie bliżej (etymologicznie) znajdziesz tu rdzeń: courage (odwaga), którego źródłosłów sięga łacińskiego słowa cor (serce). Zniechęcenie dotyczy więc serca. W języku angielskim discouragement znaczy nic innego jak: "utrata serca". Kiedy jednak zniechęcenie wkracza w nasze życie, wciąż jeszcze jest nadzieja. Gdy natomiast pozwalamy zniechęceniu zapuścić w nas korzenie, zaczynamy składać broń. Psalmista wyraził to doskonale: "Wejrzyj na mnie i zmiłuj się nade mną, bo jestem samotny i nieszczęśliwy. Oddal udręki mojego serca, wyzwól mnie z moich ucisków!" (Ps 25, 16-17).

Ludzie, o których czytamy w Biblii, byli również skłonni do poddawania się. Mimo wszystko Pismo Święte pozostaje jednak księgą nadziei. Dlatego, zwracając się do nas wszystkich, św. Paweł nauczał: "To zaś, co niegdyś zostało napisane, napisane zostało także dla naszego pouczenia, abyśmy dzięki cierpliwości i pociesze, jaką niosą Pisma, podtrzymywali nadzieję" (Rz 15, 4).

Zniechęcenie ma swoje powody. Próbowałeś może kiedyś usilnie czegoś dokonać, lecz nic ci z tego nie wyszło? Często o tym słyszę:

  • Przez ostatnie dwadzieścia lat zainwestowałem wszystko w to małżeństwo, a nic dobrego, zdaje się, z tego nie wyszło
  • Moja sytuacja finansowa wykańcza mnie. Pracowałem naprawdę ciężko, miałem dwie prace jednocześnie, lecz wydaje mi się, że nigdy nie wygrzebiemy się z dołka. Cały ten wysiłek nie był tego warty
  • Jestem zupełnie zniechęcona do mężczyzn. Wszyscy, z którymi się spotykałam, byli nienormalni lub niezdolni do czegoś trwałego. Czy w ogóle są jakieś inne możliwości?

Mam przyjaciela, który poszukiwał pracy i przez sześć miesięcy wzywany był na rozmowy kwalifikacyjne trzy razy w tygodniu. W jednych miejscach mówili: "zadzwonimy". W innych: "mamy nadzieję" albo: "Pan jest chyba osobą, której szukamy". Niczego to jednak nie oznaczało. Zniechęcenie zagnieździło się w nim jak gęsta mgła, zasłaniająca światło nadziei.

Pracowałeś może kiedyś nad czymś i czułeś, że "tym razem będzie lepiej, dokądś to musi prowadzić", a w rezultacie przekonałeś się, że donikąd nie doszedłeś? Angażujesz się w dodatkowy czas pracy, oceny twych osiągnięć są wysokie, już czujesz smak awansu, a promowany zostaje ktoś inny. Nie stało się tak ze względu na jego zdolności, lecz po prostu ten ktoś "znał kogoś", kogo ty nie znałeś, lub coś w tym rodzaju.

Co sądzisz o czasie, energii, poświęceniach i pieniądzach, które wydałeś na wychowanie swego dziecka? Dokładasz starań, by przekazać mu wartości chrześcijańskie, chodzisz z nim do kościoła, posyłasz je do szkół prowadzonych przez Kościół, na rekolekcje, a pewnego dnia dowiadujesz się, że jest złodziejem samochodów?

W pewnych okresach życia możesz doświadczyć zbyt wielu problemów za jednym razem. Poradziłbyś sobie na pewno z każdym z nich z osobna, lecz wszystkie naraz są zbyt przytłaczające. Charakterystyczne słowa: "tego jest za dużo" — mogą popchnąć cię w stan kryzysu! Sytuację możemy porównać do ballady z westernu, gdzie mowa o grajku, co stracił pracę, opuściła go dziewczyna, zdechł mu pies, a na dodatek ciężarówka nie chce jechać.

Słyszę, jak ludzie mówią, że niedobrze jest trwać w zniechęceniu. To prawda. W jaki sposób więc moglibyśmy je obrócić na naszą korzyść? Może zniechęcenie mogłoby zmusić nas do refleksji nad naszym zachowaniem i poprawić nasz stosunek do życia, by lepiej sobie z nim radzić? Może pomogłoby nam zmiarkować i uznać nasze siły za niewystarczające? Może poprowadziłoby nas do oparcia się bardziej na Bogu i Jego mądrości?. Rzecz warta zastanowienia.

Nierealistyczne oczekiwania

Dla wielu ludzi jedną z przyczyn zniechęcenia są nierealistyczne oczekiwania. Niektórzy z nas mają konkretne oczekiwania odnośnie do samych siebie, do innych, do swych związków małżeńskich, które mogą zostać zaspokojone jedynie w nierealnym świecie ich wyobraźni. Perfekcjoniści, zwłaszcza ci z najambitniejszymi oczekiwaniami co do samych siebie, mogą nieustannie żyć w poczuciu zniechęcenia. Nie spotkałem bowiem nigdy perfekcjonisty, który szczyciłby się sukcesem.

Większość z nas chce zaznawać samych sukcesów. Niektórzy jednak czynią z sukcesu wymaganie. Nawet jeśli takowy by się zdarzył, pozostają w dalszym ciągu zajęci dochodzeniem do perfekcji.

Aby udowodnić, że są wystarczająco dobrzy, perfekcjoniści starają się dokonywać rzeczy niemożliwych. Stawiają sobie podziwu godne cele i nie widzą powodu, dlaczego nie mieliby ich osiągnąć. Wnet jednak heroiczność zadań, które sobie sami wyznaczyli, zbytnio ich obarcza. Jeśli jesteś perfekcjonistą, to znaczy, że ustanowiłeś tak wysoki standard dla wszystkiego, co robisz, że nikt nie mógłby tego długo wytrzymać. Jest on bowiem ponad możliwościami człowieka i ponad racjonalną miarą. Pęd ku jego realizacji działa bez przerwy, lecz cel był i jest niemożliwy do osiągnięcia. W rezultacie dochrapujemy się zniechęcenia.

W zasadzie perfekcjonizm jest takim złodziejem. Mami nagrodami, ale w zamian kradnie nam radość i satysfakcję. Gdy wymagasz od siebie perfekcji, podlegasz pakietom reguł, które zwykle przybierają formę: "muszę", "powinienem" oraz: "trzeba by".

Perfekcjoniści żyją ciągłą potrzebą pewności oraz unikania ryzyka. Czują się dobrze tylko w takich działaniach, w których są pewni, że osiągną zamierzony skutek. Kiedy jednak pewność nie jest zbyt wyraźna, stają się niemalże chorzy z obaw, czy podjęli właściwą decyzję. Przerażeni możliwością porażki, nie spróbują niczego, zanim nie upewnią się o gwarancjach osiągnięcia sukcesu.

Strach przed byciem mniej niż perfekcyjnym może doprowadzić ich do powstrzymywania się i do ciągłego usprawiedliwiania oraz czynić z perfekcjonisty wiecznie grającego na zwłokę asekuranta. Lęk przed utratą perfekcyjności w działaniu prowadzi w ich życiu do zastoju.

Tak długo, jak tylko skłaniać się będziemy w stronę ideału perfekcji, nigdy nie staniemy się we własnych oczach wystarczająco dobrzy. W naszym wnętrzu rozbrzmiewać będzie krytykancki głos, który potrafi unicestwić nasze szczere wysiłki: «Nieważne, jak dobrze sobie radzimy, mogliśmy zrobić to lepiej». Tego typu wewnętrzna krytyka przyciąga naszą uwagę do każdego ograniczenia i każdej usterki. Jej głos jest przeraźliwy i bezwzględny, jest kompilacją wszystkich zewnętrznych osądów, jakie w życiu słyszeliśmy: «Nigdy niczego nie zrobisz dobrze». «Patrz, ile narobiłeś kłopotu». «Powinieneś wiedzieć więcej. Jak mogłeś coś tak głupiego powiedzieć?».

Perfekcjonizm żeruje na porównaniach. Nic nie może nas bardziej przygnębić niż porównywanie naszych osiągnięć z dokonaniami innych. Prawie zawsze będziemy idealizować innych, podczas gdy własne zdolności będziemy minimalizować: «Spójrz, jak ona potrafi utrzymywać dom w czystości. A jej dzieci! Wszystkie takie mądre. W ogóle do niej nie przystaję. Czy coś jest ze mną nie tak? Dlaczego nie mogę zebrać się w sobie?». We wszystkim uważamy się nie tak dobrzy, nie tak rozgarnięci, nie tak sprawni jak inni. Przykładanie większego wysiłku na nic się zwykle nie zdaje, ponieważ zawsze w końcu znajdzie się jakaś zmaza".

Kiedykolwiek jesteśmy zniechęceni, powinniśmy się zapytać, czy przypadkiem nie wpadliśmy w perfekcjonizm. Nie jest on bowiem ani darem duchowym, ani powołaniem. Jest to raczej kwestia wybrania opcji na rzecz zmagań o "bycie wystarczająco dobrym", które przypłacone są jednak zniechęceniem. Przypomnij sobie, że Bóg za sprawą tego, co zdziałał dla nas w Jezusie Chrystusie, uznał nas już za "wystarczająco dobrych".

Nieoczekiwane przeciwności losu

Co sądzisz o zniechęceniu wywołanym przez przeciwności losu, przez te niemile widziane konsekwencje życia na tym świecie? Jest to z pewnością niebagatelna przyczyna zniechęcenia. Co w takim razie robić?

Św. Paweł odkrył, jak sobie z tym radzić. "Zewsząd cierpienia znosimy, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy" (2 Kor 4, 8-9).

Również Paweł powiedział: "Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne" (2 Kor 4, 16-18a).

Siły, świeżej siły potrzebuje każdy zniechęcony człowiek. Skąd więc ją brać?

Bóg jest jej prawdziwym Źródłem. Gdy doskwiera ci zniechęcenie, przypomnij sobie, co Bóg powiedział Jozuemu: "Wzmacniaj się i nabierz mocy". Następnie dodał: "Nie bój się, nie lękaj się, ponieważ z tobą jest Jahwe, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz" (Joz 1, 9). Bóg jest Źródłem naszej mocy. W Piśmie Świętym znajdziesz o wiele więcej pomocnych fragmentów niż te.

Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać nań nowe odzienie, aby to, co śmiertelne, wchłonięte zostało przez życie. A Bóg, który nas do tego przeznaczył, daje nam Ducha jako zadatek. Tak więc, mając tę ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana".

2. List do Koryntian 5, 4-6

Osiągamy czasem taki stan, że stajemy się zdolni wyznać: "Jesteśmy przepełnieni otuchą. Nieważne, co by się miało wydarzyć". Jest to rodzaj wewnętrznej postawy, osobistego wyboru. Wiesz, co oznacza słowo postawa? Postawa jest sposobem działania, myślenia i odczuwania, który odzwierciedla wewnętrzną dyspozycję, przekonanie i stan umysłu danego człowieka. Chuck Swindoll opisuje postawę w następujący sposób:

Im dłużej żyję, tym bardziej przekonuję się o wpływie, jaki na me życie ma przyjęta przeze mnie postawa. Nastawienie jest dla mnie ważniejsze niż fakty. Jest ważniejsze niż przeszłość, niż wykształcenie, pieniądze, okoliczności, porażki, sukcesy, niż to, co inni myślą, mówią i robią. Jest ważniejsze niż zewnętrzny wygląd, zdolności i umiejętności. Może tworzyć lub rozbijać: towarzystwo, ... Kościół, ... dom. Istotną rzeczą jest, że każdego dnia mamy okazję dokonywać wyboru naszej postawy, którą chcemy w danym dniu przyjąć. Nie można zmienić przeszłości; nie możemy zmienić faktu, że ludzie zachowują się w pewien sposób; nie możemy zmienić rzeczy nieuniknionych. Jedyne co możemy zrobić, to korzystać z pomocy, którą każdy z nas może uruchomić, a jest nią nasza postawa... Jestem przekonany, że życie składa się w 10% z tego, co mi się przydarza i w 90% z tego, jak ja na to reaguję.

Tego typu postawa zaufania przychodziła z pomocą wielu ludziom, których dotknęły fizyczne dolegliwości. Tak było z wieloma artystami. John Milton, który był niewidomy, jest autorem Raju utraconego oraz Raju odzyskanego. Beethoven, mimo iż był głuchy, przekazał nam swą IX Symfonię. John Bunyan napisał Wędrówkę Pielgrzyma, gdy zamknięty był w więzieniu. Przypomnij sobie Helen Keller, głuchą i ślepą. Mówiła: "Ani ciemność, ani cisza nie mogą wstrzymać rozwoju ludzkiego ducha".

Czy jest możliwe, żeby ktoś odzyskał siły do życia nawet wtedy, gdy przeżywa zniechęcenie? Tak! W Biblii znajdziemy wiele przykładów walki człowieka z załamaniem i niemocą. Hiob, na przykład, stracił dosłownie wszystko, ostając się zaledwie przy życiu: "Choćby mnie zabił [Wszechmocny], Jemu ufam, a drogi moje przed Nim obronię" (Hi 13, 15).

Dawid, z głębin własnego doświadczenia, przekazuje nam również swe słowa otuchy: "Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska dodają mi otuchy" (Ps 23, 4). Izajasz pisze o narodzie sprawiedliwych: "Jego charakter [jest] stateczny. Ty [go] kształtujesz w pokoju, w pokoju, bo Tobie zaufał (Iz 26, 3).

Paweł Apostoł dodaje: "I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co [jest] wysoko, ani co głęboko, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" (Rz 8, 38-39).

W książce Courage for Crisis Living [Odwaga w przeżywaniu kryzysów], Paul Walker opowiada o pewnej rodzinie, która znalazłszy się w kryzysie starała się go pokonać:

W Austin, w Teksasie, oczekując na rozpoczęcie bankietu, spotkałem pewnego człowieka. Zapytałem go niezobowiązująco, jak się sprawy mają. W odpowiedzi rzekł: «Można by powiedzieć, że życie mojej rodziny powraca na swoje dawne tory». «Na dawne tory? To bardzo ciekawe. Co pan chce przez to powiedzieć?» — zapytałem. W odpowiedzi opowiedział mi swą historię. Jeszcze dwa lata temu był bardzo bogaty. Nadeszła jednak recesja. Był na nią nieprzygotowany. Stracił wszystko, co miał. Wpadł w pijaństwo. Żona zaczęła spędzać coraz więcej czasu poza domem. Najstarszy syn zaczął brać narkotyki. Jak to powiedział: «cała rodzina rozpadła się na części». (Jest tego na pewno dosyć, by niejednego wprowadzić w stan zniechęcenia).

«W końcu — powiedział — pewnego dnia przyszła do mnie żona i powiedziała, że nie zniesie tego dłużej i chce rozwodu». W ten sposób przebrała się miarka. Mężczyzna zwołał całą rodzinę na naradę i rzekł: «Musimy coś z tym zrobić. Nie możemy tak dalej żyć. Co proponujecie?». Ku jego zaskoczeniu głos zabrała dwunastoletnia córka: «Tato, przede wszystkim musimy pamiętać, że Bóg dalej nas kocha».

Słowa te uderzyły w niego jak piorun z jasnego nieba. «Bóg dalej nas kocha». Rodzina przeprowadziła inwentaryzację. Stracili prawie wszystkie posiadane przedmioty. Lecz co z tego? To było tylko drewno, cegły, metal, trochę tego, trochę tamtego.

Powiedział więc: «W dalszym ciągu mamy siebie nawzajem. Posiadamy wszyscy zdrowie, możliwości, a także wciąż mamy Boga». «Wtedy — rzekł — uklęknęliśmy i błagaliśmy Boga o Jego kierownictwo. Od tej chwili wszystko zaczęło wracać na właściwe tory. Złożyłem ofiarę ze swej dumy i zatrudniłem się na niskim stanowisku. Żona też poszła do pracy. Dzieci pomagały nam i staliśmy się bardzo zgraną paczką. A to wszystko dlatego, że uświadomiliśmy sobie, że Bóg dalej nas kocha».

To jest najlepsza droga do rozwiązywania problemów: «Bóg wciąż nas kocha»".

Nawet jeśli tego nie czujesz, mógłbyś to powtórzyć? Bóg wciąż mnie kocha". Jak wyglądałoby twoje zniechęcenie, jeśli powtarzałbyś te słowa co godzinę każdego dnia?

Podejmowanie ryzyka

Z pewnością konfrontacja z własnym zniechęceniem wymaga ryzyka i stanowczości: "Nie ma cię tu! Nie będziesz w dalszym ciągu kontrolowało mego życia".

Być może najlepszym sposobem na zilustrowanie poszczególnych etapów podejmowania ryzyka jest analiza manewru wyprzedzania samochodu podczas jazdy. Raz lub dwa razy do roku podróżuję dwudziestopięciomilowym odcinkiem szosy w pustynnym regionie południowej Kalifornii. Nie jest to mój ulubiony odcinek trasy, ponieważ w każdą stronę jest tylko jeden pas ruchu, a pofałdowania terenu uniemożliwiają widzenie nadjeżdżających z przeciwka aut.

Gdy utknę za jakimś wolnym pojazdem, mam do wyboru: wlec się za nim dalej albo wypatrywać możliwości wyprzedzenia go. Gdy jednak chcę wyprzedzać, muszę obserwować nie tylko jadący przede mną pojazd, ale też śledzić ruch z przeciwnej strony. Następnie muszę stwierdzić, czy odcinek szosy między mną a nadjeżdżającym samochodem pozwala mi na manewr.

Etapy podejmowania ryzyka wyprzedzania na drodze są następujące: przygotowanie i właściwe ocenienie sytuacji, decyzja i zaangażowanie (z czego wynika naciśnięcie pedału gazu), objechanie wolnego pojazdu i powrót na właściwy pas jezdni. Dla większości ludzi, którzy postępują według tych wskazań, proces wyprzedzania zakończony jest sukcesem. Niestety nie odniosą go ci kierowcy, którzy będą się wahać i wciąż zmieniać zdanie o tym, kiedy wjechać na przeciwny pas. Utrata nerwów oraz brak odpowiedniego przyspieszenia mogą prowadzić do groźnych wypadków.

Gdy ryzykujemy i decydujemy się zrobić coś z własnym zniechęceniem, sytuacja jest podobna. Powinniśmy być w pełni zaangażowani, jeśli chcemy opuścić powolny pas ruchu lub uwolnić się z unieruchomienia.

Wolę raczej podjęcie ryzyka z własnej woli niż sytuację, która miałaby mnie do niego zmusić. Co ty byś wolał? Jeśli nie podejmiemy działania w chwili, gdy jest ono słuszne, może się zdarzyć, że będziemy zmuszeni zaakceptować coś, czego nie chcemy, a ryzyko będziemy musieli podjąć w momencie, gdy najmniej jesteśmy na nie przygotowani.

Howard Hughes, jeden z najbogatszych ludzi dwudziestego wieku, jest dobrym przykładem na to, co może stać się z człowiekiem, gdy odmawia podjęcia ryzyka. Jako młody człowiek Hughes wywierał silny wpływ na przemysł lotniczy i podejmował się niepewnych przedsięwzięć, pomagając Stanom Zjednoczonym utrzymać dominację w powietrzu podczas wojny. Wspierał również rozwój produkcji filmowej i wpływał na kształt przemysłu rozrywkowego. Posiadał ogromną władzę, która miała wpyw na bieg historii.

Przez większość swego życia Howard Hughes był pionierem ryzyka. W pewnym momencie jednak zmienił swą postawę, stał się fanatycznie ostrożny i zaczął się przed nim bronić. Stworzył coś na kształt wirtualnego więzienia, gdzie zamknął się przed samym sobą, unikał podejmowania decyzji, ludzi, brudu i czegokolwiek, co zaczął uważać za niebezpieczne. Hughes posiadał wiele bogactw, lecz wolał wegetować w pokoju hotelowym aż do śmierci. Skończył jako przestraszony starzec, który nikomu nie ufa, a który zamiast korzystać z wolności, stał się niewolnikiem.

Kiedy Howard Hughes przestał podejmować ryzyko, zawładnęły nim zniechęcenie i rozpacz.

Jeśli my sami nie będziemy ryzykować, świat wokół nas będzie się kurczyć. Zbiegnie się. Zaczniemy się zadowalać starymi przyzwyczajeniami i stagnacją. Będziemy zużywać energię na zatrzymanie życia w aktualnej formie. Będziemy się opierać przed rozwojem. Jedyne na co będziemy jeszcze reagować to wydarzenia wokół nas, ale niczego sami nie stworzymy. Jeśli nie zaryzykujemy, stracimy. Zamieszkamy w hotelu naszego zniechęcenia. Jeśli nie zaryzykujemy wyjścia na ulicę, ryzykujemy utratę życia, które Bóg dla nas zaplanował, pełnego zmian i szczęścia.

Jeśli doznałeś kiedyś rozczarowań, z pewnością w dalszym ciągu zaznaczają się one w twym życiu. Mogły zdarzyć się w zeszłym tygodniu lub sześć miesięcy temu, lecz ciągle mają władzę nad twą przyszłością. Wielu ludzi pozwala przeszłości rządzić ich przyszłością. Nie musi jednak tak być. Rozczarowania pozostawiają nam więcej możliwości wyboru niż nam daje depresja.

Pozwolić wydarzeniom lub przypadkom prowadzić nas ku rozgoryczeniu jest bardzo łatwo. Można to zrozumieć. Jeśli jednak ktoś miałby powody, by stać się zgorzkniały, to byłby to chyba św. Paweł:

Są sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci. Przez Żydów pięciokroć byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagości".

2. List do Koryntian 11, 23-27

Nasze urazy z przeszłości są jak owrzodzenia — dotkliwie bolesne, ropiejące rany, pokryte strupami. Od czasu do czasu jednakże twarda powierzchnia strupa ulega zadrapaniu. To co się wtedy wyłania, to nie zdrowe i młode życie, lecz ta sama świeża rana.

Wielu ludzi przemierza szlak życia nosząc w sobie nie uleczone emocjonalne rany. Przechowują je w swej pamięci. Wrażliwość na ból, który tam się rodzi, zwiększa się wraz z wiekiem; im jesteśmy starsi, tym więcej musimy pamiętać, a nasze życie staje się do pewnego stopnia odbiciem naszych wspomnień. Nasze obecne uczucia, takie jak: radość, smutek, gniew, żal i zadowolenie, zależą bardziej od tego, jak zapamiętaliśmy zdarzenia z przeszłości niż od samych zdarzeń. Im dłuższy odcinek czasu dzieli nas od danego wydarzenia, tym większe jest prawdopodobieństwo zniekształceń w naszych wspomnieniach. Kim dzisiaj jesteśmy, zależy właśnie od tego, jak zapamiętaliśmy przeszłość.

Nie powinniśmy w żadnym wypadku zatrzymywać się na zdarzeniach z przeszłości. "Jeżeli więc ktoś [pozostaje] w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe" (2 Kor 5, 17).

Dla św. Pawła odrzucenie przeszłości i skierowanie się w stronę nowego życia było możliwe. Wyjście naprzeciw nowym treściom i nowemu ryzyku jest oczywiście jak najbardziej właściwe. Zniechęcenie natomiast zmniejsza naszą ochotę na podejmowanie ryzyka, ponieważ nie chcemy po raz kolejny zostać zranieni. Jest to widoczne na przykład u kobiety, którą dotknął zawód miłosny; u chłopca, którego nie wybrano za pierwszym razem do drużyny; u dobrze zapowiadającego się pisarza, którego manuskrypt został odrzucony. Nazbyt często naciskamy jeden i ten sam guzik od lat, a nasza przeszłość pojawia się na ekranie ponownie.

Dlaczego jeszcze próbować? Przecież wszystko tylko się powtórzy. Co rusz, nieświadomie i niechcący, naszymi myślami i czynami przywołujemy przeszłość. Spojrzenie w przyszłość i teraźniejszość będzie inne, jeśli popatrzysz na nie przez pryzmat Listu do Filipian (4, 8): "Na koniec, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym — to bierzcie pod rozwagę".

Aby przyszłość była inna, musimy się poderwać.

Aby przyszłość była inna, potrzebujemy nadziei.

Kiedy jednak jesteśmy zniechęceni, brak nam nadziei. Nadzieja zaś jest antidotum przeciw zniechęceniu.

Często używamy słowa nadzieja w obojętny sposób. Łatwo też jest go nadużywać. Czy nigdy nie powiedziałeś: "Mam nadzieję, że ten list w końcu do mnie dojdzie" lub "mam nadzieję, że dostanę tę podwyżkę" lub "mam nadzieję, że w tym roku przyjadą"? Za każdym razem, gdy w ten sposób używamy słowa nadzieja, wyrażamy pragnienie, a także życzymy sobie czegoś, co jest niepewne. W pewnym sensie mówimy: "Nie wiem na pewno, czy to się wydarzy. Może. Chciałbym, żeby tak było".

Nie jest to jednak biblijna definicja nadziei. W Piśmie Świętym nadzieja jest pewna i stabilna. Jest pewnością. Nie ma co do tego żadnego "może". W Biblii "nadzieja jest entuzjastycznym oczekiwaniem na to, co Bóg obiecał, a co z pewnością w przyszłości się zdarzy.

Nie ma co do tego wątpliwości, że Bóg dochowa obietnicy. Jego słowa są pewne.

Nadzieja nie jest naiwnym optymizmem, lecz optymizmem realnym. Ludzie przepełnieni nadzieją zawsze będą świadomi zmagań i problemów, jakie niesie życie, starają się jednak żyć ponad tymi przeciwnościami, w przekonaniu o możliwościach i potencjale życia. Nie są bynajmniej utopijnymi teoretykami.

Ludzie nadziei nie żyją w oczekiwaniu jutra, lecz widzą możliwości dnia dzisiejszego, nawet jeśli nie wszystko się układa.

Ludzie nadziei nie domagają się jedynie tego, czego im w życiu brakuje, ale doświadczają tego, co już otrzymali.

Ludzie nadziei zdolni są rzec dobitne nie stagnacji oraz entuzjastyczne tak życiu. Nadzieja umożliwia Duchowi Świętemu uwolnienie nas i pociągnięcie w stronę życia. Stąd, aby przyszłość była inna, musimy coś zrobić.

"Św. Paweł powiedział: «wytężam siły ku temu, co przede mną...» (Flp 3, 13). Co jednak ma na myśli, mówiąc «wytężam»? Jest to właściwie bardzo ważny zwrot, którego używamy w wielu okolicznościach. «Wytężać siły» to starać się, na przykład, włączyć zacinający się przycisk. «Wytężać siły» to przygniatać lub naciskać coś mocno, jak przy prasowaniu. «Wytężać siły» to uczynić wielki wysiłek, jak ciężarowiec, który «rwie» i «wypycha» setki kilogramów ponad swoją głowę. «Wytężyć siły» to szukać najlepszego wyboru, co jest jednoznaczne z postawieniem wszystkiego na jedną kartę. «Wytężać siły» to podążać bez ociągania w wybranym kierunku lub zdobywać coś wytrwale".

Dlaczegóżby nie postawić wszystkiego na jedną kartę? Wytężyć siły. Znacznie lepiej jest powziąć inicjatywę niż pozostawać owładniętym przez zniechęcenie. Wróć do cytowanych powyżej fragmentów Pisma Świętego i przeczytaj je ponownie. Czytaj je codziennie. Niech staną się dla ciebie źródłem otuchy, gdy borykasz się ze zniechęceniem.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama