Fragmenty książki "Rozwijać POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI - przezwyciężać bezsilność"
ISBN: 978-83-60703-06-9
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007
Pobożność zdewaluowała najbardziej ludzi mających fałszywe pojęcie o pokorze. Niektórzy rozumieją pokorę jako samoponiżanie się, deprecjonowanie własnej wartości i samozniszczenie. Uważają, że nie wolno cieszyć się dobrem, jakie podarował nam Bóg. Nawet dumę z tego, co jest w nas, odrzucają jako pychę wobec Boga. Kiedy Jezus mówi: "Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony" (Łk 14, 11), oznacza to: ten, kto ma odwagę zejść w głąb własnej rzeczywistości, do ciemności własnej duszy, powstanie ku Bogu. Ten, kto ma odwagę przyjąć swoją ziemskość (humilitas = pokora, pochodzi od humus - ziemia), rozumie też, kim jest Bóg, i tym samym zbliża się do Boga. Właściwe pojmowanie pokory odpowiada tendencjom i wyzwaniom współczesności. Odwaga zejścia w głąb własnego "ja", zniżenie się do własnego cienia i zaakceptowanie go umożliwia nam wzniesienie się ku Bogu. My jednak często błędnie kojarzymy pokorę ze zgarbioną postawą, przez co pomniejszamy i poniżamy siebie, nie mamy na nic odwagi i przepraszamy za to, że w ogóle żyjemy. Przez fałszywe rozumienie pokory wypaczyliśmy przesłanie Jezusa i doprowadziliśmy wielu chrześcijan do tego, że za wskazane uważają uniżanie siebie i pomniejszanie swojej wartości, doszukując się przejawów pychy w dostrzeganiu w sobie oznak wielkości - i tym samym zaprzeczając istnieniu boskiej wspaniałości w człowieku.
Fałszywe pojęcie pokory pochyli ludzi ku ziemi. A Jezus chce, by człowiek nie był pochylony ani zgarbiony czy skrzywiony, lecz by szedł przez życie wyprostowany. To opisuje nam Łukasz w znanej historii o uzdrowieniu kobiety ze zgiętymi plecami (Łk 13, 10-17). "(...) kobieta [ta] (...) od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować" (Łk 13, 11). Pochylone plecy zdradzają jej niskie poczucie własnej wartości. Nie potrafi wyprostować się wobec życia. Nie umie udźwignąć z dumą swojej godności. Została przytłoczona ciężarem życia. Może inni ją uciskali, a ona nie mogła się bronić. Może ktoś złamał jej kręgosłup. Może plecy świadczyły o tym, że nie była w stanie dźwigać wypartych uczuć. Jezus uwalnia ją od ich ciężaru - patrzy na nią, przywołuje ją do siebie i w jednej chwili dostrzega wszystko, co w niej pozytywne. Dotyka ją czule. Nie mówi po prostu: "Głowa do góry", tylko kładzie na nią swoje ręce i uwalnia ją od niemocy, aby sama mogła doświadczyć siły i godności, które w niej są. Dotknięta miłością Jezusa, natychmiast się prostuje i chwali Boga. Czuje swoją nienaruszalną godność kobiety i zaczyna pośrodku synagogi wychwalać Boga. Jezus chce człowieka wyprostowanego, podczas gdy przełożony synagogi, który sam nie ma kręgosłupa i dlatego chowa się za surowymi normami, zamierza zgiąć ludzi pod jarzmem prawa.
Jezus prostuje plecy kobiety w szabat, na dodatek w synagodze podczas nabożeństwa. Tym samym pokazuje nam, jak chciałby, abyśmy rozumieli nabożeństwo. Nie celebrujemy nabożeństwa w Jego imieniu, jeśli obarczamy ludzi brzemieniem, jeśli wpajamy im poczucie winy i wzywamy ich jako grzeszników, aby pochylili głowy i uniżyli się przed Bogiem. Nabożeństwo, podczas którego ludzie się prostują, podczas którego odkrywają swoją nienaruszalną boską godność, zgodne jest z nauczaniem Jezusa. Przesłanie Boga, który obdarza nas swoją boską godnością, prostuje ludzi i przez to wzmacnia ich poczucie własnej godności.
Czasem podczas kursów przeprowadzam następujące ćwiczenie. Najpierw stajemy wyprostowani, czując niebo nad głową i ziemię pod stopami. Potem opuszczamy głowę i ramiona. To ogranicza i odcina przepływ powietrza. Później chodzimy zgarbieni po pokoju. Widzimy tylko ograniczoną przestrzeń wokół własnych stóp. Twarz staje się coraz bardziej mroczna, dobry nastrój pryska. Następnie prostuję jednego z uczestników ćwiczenia, gładząc go po plecach. Jeśli odpowiednio długo masuję mu plecy, zgarbiony prostuje się sam z siebie. Moim dotykiem nie upokorzyłem go. Kiedy go dotknąłem, on sam dotknął własnej mocy.
Dla mnie uzdrowienie zgarbionej kobiety jest obrazem naszego bycia chrześcijaninem. Jesteśmy uczniami i uczennicami Chrystusa, jeśli czujemy naszą nienaruszalną godność. Wierzymy w zmartwychwstanie Chrystusa, gdy kroczymy przez świat wyprostowani. Jesteśmy czymś więcej niż tylko naszą codziennością z jej troskami i trudami. Jesteśmy synami i córkami Boga. Podczas liturgii wczuwamy się ciągle na nowo w godność dzieci Boga, idąc wyprostowani w procesji albo chwaląc Boga z rozłożonymi ramionami. Poczucie własnej wartości czerpiemy nie z naszych osiągnięć, lecz z naszej godności, którą obdarował nas Bóg. Jezus nie chciał widzieć w nas przede wszystkim grzeszników, lecz synów i córki Boga, którzy mają udział w boskim życiu.
Dlatego ciągłe krążenie wokół grzechu sprzeciwia się duchowi Jezusa. W niektórych kręgach kościelnych człowiek najpierw jest oczerniany, żeby potem mógł się uciec do litości Boga. Każde poczucie własnej godności jest traktowane podejrzliwie. Uważa się, że najpierw należy złamać poczucie własnej wartości człowieka, żeby ten potem z wdzięcznością przyjął od Boga przebaczenie grzechów. Oczywiście, w pewnym sensie wszyscy jesteśmy grzesznikami wobec Boga. Ale Radosną Nowiną Jezusa jest to, że wolno nam być takimi, jacy jesteśmy, że jesteśmy bezwarunkowo akceptowani. To nas prostuje. Kościół katolicki świętuje wyprostowanie zgarbionej kobiety podczas uroczystości ku czci Maryi bez grzechu pierworodnego poczętej. W Maryi celebrujemy nasze zbawienie. W nas, tak mówi nam ta uroczystość, jest przestrzeń, do której grzech nie ma dostępu. Tam gdzie jest w nas Chrystus, jesteśmy wyłączeni z grzechu. Tam jesteśmy w kontakcie z naszą prawdziwą jaźnią, która nie jest zainfekowana grzechem. Ta uroczystość przypomina nam o tym, o czym pisał św. Paweł w Liście do Efezjan: w Chrystusie Bóg Ojciec "wybrał nas przed założeniem świata, / abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości / przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa, / według postanowienia swej woli, / ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym" (Ef 1, 4-6).
Jezus nie mówi nam, że w pierwszej kolejności jesteśmy grzesznikami, tylko że jesteśmy synami i córkami Boga, że Bóg nas wybrał, że chce w nas zamieszkać, że rozlał w nas bogactwo Jego łaski, Jego miłości, Jego czułości (por. J 14, 23 i Ef 1, 7 n.). Wcześni chrześcijanie stale dziękowali Bogu za to, że przez zmartwychwstanie swojego Syna wyprostował ich i obdarował boską godnością. Nie zgarbiony i upokorzony, lecz wyprostowany chrześcijanin rozumie, co ofiarował nam Jezus Chrystus przez swoje stanie się człowiekiem, swoją śmierć i swoje zmartwychwstanie.
opr. aw/aw