Sposób na mężczyznę
Luis Valdez Castellanos SJ SPOSÓB NA MĘŻCZYZNĘ Jak odkryć siebie ISBN: 978-83-277-0126-8 |
Mężczyzna wcale nie musi być "macho". Taki stereotyp często wpajany jest nam od dzieciństwa. Jak chłopiec płacze, to beksa, jak okazuje słabość, to ciamajda.
Autor podaje wiele przykładów niewłaściwego wychowania i jego konsekwencje. Namawia mężczyzn do wejrzenia w głąb siebie, odkrycia prawdziwych uczuć. Jako przykład do naśladowania wskazuje Jezusa Chrystusa, który potrafił heroicznie zbuntować się przeciwko zdawałoby się niepodważalnym autorytetom, a jednocześnie nie wstydził się tego, co czuje. Książka ma być pomocą dla mężczyzn w ich duchowej i mentalnej przemianie. |
Jestem mężczyzną i duchownym. Dużo wysiłku kosztowało mnie nauczenie się mówić: kocham cię, potrzebuję, byś mnie wysłuchał, proszę cię o wybaczenie. Wpajano mi to, co większości mężczyzn aby nigdy nie prosić o pomoc, milczeć, rywalizować z innymi, nie okazywać słabości, wrażliwości, radości ani rozkoszy. Sporo czasu upłynęło, zanim oduczyłem się tych nauk. Moje cierpienie jednak się nie skończyło, ponieważ w mojej pracy, która polega głównie na słuchaniu innych (pomoc duchowa i rozwój osobisty), wciąż poznawałem mężczyzn zaszczutych przez życie tak jak ja wcześniej. Spotykałem mężczyzn, którzy odnosili sukcesy w pracy i poza nią, ale nie czuli się docenieni przez swoje rodziny, nie żyli pełnią życia, nie potrafili się cieszyć, bo przez cały czas zakładali przed innymi (również przed żoną2) maski, aby nie dać się zranić. Bolało mnie to tak, jakby dotyczyło mnie samego.
Z żalem i wstydem wspominam moment zapoznania się z moimi kolegami ze studiów podyplomowych z zarządzania zasobami ludzkimi i poradnictwa psychologicznego. Opowiadałem im o sobie jako Luisie doskonałym, który jest uporządkowany i nad wszystkim panuje. Właśnie tak chciałem siebie postrzegać. Szczerze uważałem, że jestem w porządku. Chociaż osoby z mojej grupy próbowały znaleźć mój słaby punkt, przekłuć ten nadęty balon, który widzieli przed sobą, to nie udawało im się. Zakończyłem zajęcia z zadowoleniem. Miało to miejsce we wrześniu 1992 roku, w pierwszym semestrze kursu. Chociaż rzeczywistość była inna, nie przyjmowałem jej do siebie.
Program studiów obejmował też roczną terapię indywidualną, na którą zgodziłem się z obowiązku, gdyż nie widziałem potrzeby pracy nad sobą. Uważałem, że jestem spełniony i nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogła to być tylko jakaś część prawdy. Nie rozpoznawałem swoich emocji i zawierzałem wyłącznie swojemu umysłowi.
Postanowiłem jednak skorzystać z obowiązkowej terapii i wybrałem terapeutę, który nie pozwolił mi chować się w jaskini umysłu. Tak zaczęło się moje przebudzenie. Aż w końcu przejrzałem na oczy. Pojąłem, że jestem osobą inteligentną, a jednocześnie przytłumioną emocjonalnie; zbyt odpowiedzialną i zbyt zniewoloną. Ze strachem i wahaniem stanąłem twarzą w twarz ze swoimi problemami i rozpocząłem wędrówkę nieznaną mi dotąd drogą.
Kilka lat później dzięki innemu doświadczeniu spłynęło na mnie kolejne oświecenie. Przez przypadek spotkałem kolegę ze szkoły, którego nie widziałem prawie trzydzieści lat. Zapytał, co się ze mną w tym czasie działo. Opowiedziałem mu, co robiłem przez te wszystkie lata i gdzie byłem. Nagle zdałem sobie sprawę, że zarówno zmianie mojej pracy, jak i miejsca zamieszkania towarzyszyło cierpienie. Było to dla mnie kluczowe odkrycie, gdyż po raz kolejny przekonałem się, że moje wyobrażenie o sobie było nieprawdziwe. Wcale nie byłem szczęśliwy. Podświadomie opowiadałem tylko o jasnej stronie mojego życia, o osiągnięciach i sukcesach, pokrywając milczeniem moje cierpienia i porażki.
Inną ważną naukę odebrałem podczas odwiedzin u zaprzyjaźnionego małżeństwa. Mając silną wiarę, postanowili oni zamieszkać wśród biednych, by wspomagać plan rozwoju wsi. Przyjechałem do nich i serdecznie się z nimi przywitałem. Moja znajoma z radością zachęciła mnie do poznania jej trzyletniego synka. Przywitałem się z nim, podając mu rękę na stojąco, zgodnie ze zwyczajem. Moja znajoma powiedziała wtedy, że nie powinienem w ten sposób witać się z dzieckiem. Poprosiła mnie, bym przykucnął i dopiero wtedy podał mu dłoń. Zaczerwieniłem się, ale później pojąłem naukę płynącą z jej uwagi. Dzięki mojej znajomej przekonałem się, że jeśli chcę mieć dobre relacje z drugą osobą, powinienem się do niej dostroić, co oznacza, że jako osoba wysoka (1,90 m) muszę się zniżyć do poziomu rozmówcy. Rzadko spotykałem osoby wyższe od siebie, ale w ich towarzystwie zawsze czułem się nieswojo; musiałem spoglądać w górę i doświadczałem poczucia niższości. Od tamtego czasu staram się dostosować do ludzi, zwłaszcza tych o niższym wzroście i do dzieci. Tak samo czynił Jezus. Zgodnie ze świadectwami św. Pawła pochylał się On nad innymi i w ten sposób stawał się ludziom bliższy. Aby przebywać z bliźnimi, Jezus porzucił bogactwo i wybrał biedę.
Jako dziecko doświadczyłem cierpienia i nie wiedziałem, jak sobie z nim poradzić. Nie otrzymałem wtedy pomocy, dlatego postanowiłem sobie, że w przyszłości będę unikał bólu. Moim mechanizmem obronnym stał się racjonalizm, rozwiązywanie wszelkich spraw za pomocą rozumu. Dziś poradziłem już sobie z bólem życia i dorastania, akceptuję samego siebie, zwierzam się innym z mojego cierpienia.
Nauczyłem się dzielić intymność z moimi przyjaciółmi, którzy zawsze byli dla mnie źródłem miłości. Moja przyjaźń z Chrystusem pogłębiła się nie dzięki mojemu racjonalizmowi, ale uczuciom, wyobraźni oraz pragnieniom
Przede mną jeszcze długa droga. Sporo kosztuje mnie bycie asertywnym w stosunku do niektórych osób. Wciąż nie potrafię wyrażać słowami swojej złości i pozwalam, by to ona przeze mnie przemawiała, raniąc innych. Ze względu na mój perfekcjonizm nie udało mi się w pełni zaakceptować siebie samego i innych ludzi; z trudem zwalczyłem homofobię i lęki związane z homoseksualizmem.
Czuję się jednak pełen życia i bardziej świadomy, gdyż wiem, że wcześniej odwracałem się do niektórych sytuacji i unikałem emocji. Teraz widzę i czuję, że daję życie, a jednocześnie je otrzymuję.
Z moich obserwacji wynika, że obecny system wychowania wpaja mężczyznom, że urodzili się silni i nie muszą się niczego uczyć ani nad niczym pracować. Uczucia są im niepotrzebne, bo do niczego nie prowadzą, dlatego najlepszym rozwiązaniem jest racjonalizm. Taka postawa w połączeniu z innymi życiowymi doświadczeniami kształtuje mężczyzn karłów, którzy choć mają wielkie głowy, nie potrafią wyrazić swoich uczuć ani miłości. Idą przez życie niezadowoleni, zadając cierpienie dzieciom i wielu kobietom. Chciałbym, aby niniejsza książka pomogła mężczyznom w wewnętrznej przemianie.
2 W dalszej części książki zamiast słowa żona będę używał szerszego znaczeniowo słowa partnerka.
opr. ab/ab