Fragmenty książki "Wielkie Religie Wschodu" i spis wybranych fragmentów
Andrzej Zwoliński Wielkie Religie Wschodu |
|
Z badań socjologicznych przeprowadzonych w Polsce w roku 1989 wynika, że stosunek społeczeństwa polskiego do orientalnych ruchów religijnych i parareligijnych nacechowany jest daleko idącą tolerancją, a niekiedy nawet sympatią. Ze wspólnotami inspirowanymi Orientem sympatyzuje 62,7% uczniów szkół średnich. A wśród ich członków dominują ludzie młodzi ze średnim lub wyższym wykształceniem. Obserwuje się przy tym przewagę mężczyzn, zwłaszcza w grupach zen. Większość członków nowych wspólnot religijnych pochodzi z wielkich miast. Największym zainteresowaniem cieszą się orientalne ruchy religijne w środowisku studenckim. Badania międzynarodowe recepcji kultury Wschodu wykazują, że polscy studenci wyprzedzają swoich kolegów z innych krajów pod względem wiedzy na temat jogi, wegetarianizmu oraz medytacji. Według danych z buddyzmem zen zetknęło się pośrednio lub bezpośrednio 67,7% studentów, z jogą prawie 90%, z krysznaizmem — 62,4%. A badania religijności Polaków z 1991 r. wykazały, że 89,9% badanych określa się jako wierzący, lecz jest to wiara niezwykle selektywna, skoro tylko 22,3% jest przekonanych, że śmierć jest przejściem do innego świata. Ujawniły także rosnący wpływ religii Wschodu na myślenie Polaków: np. 22,5% wierzy w reinkarnację.
Także badania prowadzone przez European Value System Study Group (EVS), ogłoszone w 1993 r., wykazują narastający proces powstawania swoistej religijności, poza Kościołem. O ile ok. 70% Europejczyków deklaruje wiarę w Boga jako siłę wyższą, to tylko ok. 40% uznaje Boga osobowego (w Polsce na 95% wierzących, 78% deklaruje wiarę w Boga osobowego). W zmartwychwstanie ciał wierzy zaledwie trzecia część mieszkańców naszego kontynentu. Mniej więcej tyle samo wierzy w reinkarnację. Wiara w reinkarnację, według ww. badań, najwyższa jest w Islandii (32%), Polsce (32%), Północnej Irlandii (30%), Francji (24%), Wielkiej Brytanii (24%), na Węgrzech (21%), w Bułgarii (21%).
Socjologiczne badania francuskie wskazują, że tylko 26% Francuzów uważa, że Jezus jest Synem Bożym, a 53% przyznaje, że prawie wcale (lub wcale) nie zaprząta On ich myśli. Jedynie 40% ocenia, iż Jezus odgrywa ważną (lub bardzo ważną) rolę w wychowaniu ich dzieci. Chrześcijaństwo na co dzień styka się we Francji z wrogością, wynikającą z ducha czasu, która jednak oszczędza inne religie (judaizm, islam, buddyzm), nawet wówczas, gdy zajmują one porównywalne stanowiska w kwestii obyczajów. Ponadto zdumiewające jest i osobliwe, że jednocześnie Francuzi masowo poddają się irracjonalizmowi. W telepatie wierzy 71%, w astrologię — 60%, w „zaczarowanie” — 57%, w istoty pozaziemskie — 65%, w latające talerze — 56% respondentów. Prowadzący badania stwierdzają, że „dusza Francuzów jest chora”. Georges Gilson, emerytowany arcybiskup Sens, uważa, że „nowością tej sytuacji nie jest przechodzenie z chrześcijaństwa do niewiary lub racjonalizmu ateistycznego, ale odrzucenie wspólnoty Kościoła i próba wchodzenia na dziki i bez przyszłości teren sekt lub innych ideologii świeckich”.
Brytyjscy obserwatorzy życia religijnego mówią o „duchowym supermarkecie”, zjawisku układania sobie przez ludzi swoistej mozaiki wierzeń i obrzędów. W Wielkiej Brytanii regularnie praktykuje zaledwie 13% chrześcijan. Relikty przeszłości, jak szopki noworoczne, kolędy, zwyczaje rodzinne, występują równolegle z neopogaństwem, z astrologią, tarotem, terapiami New Age i medytacjami transcendentalnymi. Czymś zwykłym stała się fascynacja byłego katolika buddyzmem tybetańskim, który jednocześnie opowiada z dumą, że jego żona zasiada w radzie parafialnej miejscowego kościoła, dzieci uczęszczają do anglikańskiej szkoły, a o jego zdrowie dba pewien uzdrowiciel z sekty bon (przedbuddyjska religia Tybetu). Często ma już za sobą fascynację ruchem Hare Kryszna, wsłuchiwanie się w buddyjskie mantry nagrane na taśmach z Tybetu lub religijną podróż do Indii. Kościół anglikański, w raporcie pt. Poszukiwanie prawdy, za swe największe zagrożenie uznał „koktajlową duchowość”. Michael Nazir-Ali, biskup Rochester, przewodniczący grupy sporządzającej raport, pesymistycznie ocenia zjawisko rozdrobnienia wiary w społeczeństwie. „Najbardziej obawiam się — pisze — że taka prywatyzacja doprowadzi do zmniejszenia znaczenia religijnej wiedzy i doświadczeń, a w końcu do ich ostatecznego zaginięcia — w sensie zniknięcia religijnej tradycji i wspólnej ramy moralnej (...). Egzotyczny, duchowy supermarket nie stworzy zwartego systemu spajającego społeczność”. Zapowiada to dezintegrację społeczeństwa, porównywalną do ostatnich lat cesarstwa rzymskiego: dzisiejsi barbarzyńcy „to nie Goci, najeźdźcy z zewnątrz, ale siły działające od wewnątrz”.
Misja Wschodu na Zachodzie trwa. Z Indii, Japonii i Tybetu przybywają do Europy i Ameryki kolejni guru, pod których kierunkiem pracują nad swoim rozwojem duchowym coraz liczniejsze grupy ludzi. Jednocześnie wielu opuszcza Zachód, udając się na Wschód, choćby czasowo. Co roku pół miliona młodzieży z krajów zachodnich podróżuje do Indii, Nepalu, Tajlandii w poszukiwaniu guru, koczuje na plażach, podejmuje przypadkowe prace, by zarobić na swoje utrzymanie. Efektem takich podróży są często nowe orientalne grupy religijne, które po pewnym czasie wkomponowują się we współczesną kulturę Zachodu.
Próby stworzenia synkretyzmu kulturowego i religijnego myśli Wschodu z chrześcijaństwem niosą ze sobą deformację postaci Jezusa Chrystusa. I tak na przykład Maharishi, założyciel Medytacji Transcendentalnej, kwestionuje sens i potrzebę cierpienia Jezusa: „Nie sądzę, żeby Chrystus kiedykolwiek cierpiał lub miał cierpieć (...). Jak mogło cierpienie być związane z Tym, który był wszelką radością, wszelkim szczęściem, który twierdził, że tym wszystkim jest?”
Ruch Hare Kryszna zaprzecza boskości Jezusa, czyniąc Go jednym z półboskich manifestacji Kryszny. Jego członkowie wierzą również, że Jezus czcił Krysznę: „Jezus jest synem, Kryszna jest Ojcem, Jezus jest synem Kryszny”.
Kult hinduski Self-Realization Fellowship, skoncentrowany na mistycyzmie, adaptował hinduizm do wielu terminów zachodnich: „Bóg Ojciec jest Absolutem u podstaw wibracyjnego stworzenia. Bóg Syn to świadomość Chrystusa (Brahma), który istnieje w ramach wibracyjnego stworzenia. Zewnętrzną manifestacją wszechobecnej świadomości Chrystusa jest Aum, Słowo, czyli Duch Święty”. Jezus nie jest jedynym Synem Boga, ponieważ jest wielu joginów — Chrystusów. Gdy żył na ziemi, praktykował jogę lub podobną medytację. Jest wcieleniem Elizeusza. Został ukrzyżowany, aby wziąć na siebie złą karmę innych. Jego zmartwychwstanie było tylko materializacją atomów, a nie realnego ciała.
The Church of Scientology pragnie dokończyć dzieła Buddy, a swoją ofertę wyraża w terminologii zaawansowanej technologii. Jego założyciel, Lafayette Ronald Hubbard, pisał: „Chrystus był nosicielem informacji. Mogły one jednak równie dobrze pochodzić od boga, o którym mowa w Wedzie «Hymn do dziecka świtu»”.
Misja Wschodu na Zachodzie nabrała współcześnie formalnych kształtów. Już w 1950 r. w Colombo, z inicjatywy George'a Peirisa Malalasekera, założone zostało Światowe Stowarzyszenie Buddystów, które wywiera zasadniczy wpływ na kształt misji buddyjskich w świecie. Od 1963 r. siedzibą tej organizacji jest Bangkok, a regularnie odbywane kongresy światowe poświęcone są głównie kwestii propagowania ideałów buddyjskich.
Największą organizacją misyjną świata jest, według niektórych danych, indyjska Vishva Hindu Parishad (VHP). Według statutu główny cel VHP to „stworzenie zakonu misjonarzy, zarówno świeckich, jak i wyświęconych, aby propagować dynamiczny hinduizm, wyrażany przez różne religie i denominacje, jak buddyści, dżiniści, sikhowie, lingajaci etc., i głosić (...) duchowe zasady i praktyki hinduizmu w każdym zakątku świata”. Na sponsorowanej przez nią Konferencji Hinduizmu w Allahabadzie w Indiach 60 tysięcy uczestników usłyszało, że celem VHP jest eliminacja chrześcijaństwa i wprowadzenie hinduizmu jako religii światowej, co jest realizowane konsekwentnie i dynamicznie. Licznymi obawami napawa działalność wielu innych fundamentalistycznych i radykalnych organizacji hinduistycznych.
Sukcesy misji Wschodu na Zachodzie wielu przyjmuje spokojnie, widząc w tym przejaw wartościowych poszukiwań współczesnego człowieka, epoki wysoko rozwiniętych technologii. Pojawienie się nowych azjatyckich ruchów religijnych jest traktowane jako dowód na nietrafność tezy A. Comte'a o zanikaniu religii. Inni upatrują w tym zjawisku wzrost światowej roli kultury indyjskiej i szansę na jej nobilitację wobec kryzysu kultury Zachodu. Niekiedy głosy ostrzeżenia brzmią kategorycznie — McCandlish Philips stwierdza: „Demony ze Wschodu podbijają Stany Zjednoczone, a wraz z nimi czynią to rozmaite religijne i okultystyczne praktyki, które przez wieki mamiły ludy Wschodu”.
Kard. Joseph Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, analizując zwrot Zachodu ku religiom Azji, pisze: „Areligijny i pragmatyczny relatywizm Europy i Ameryki może w Indiach uzyskać rodzaj konsekracji religijnej, która wyrzeczeniu się dogmatu może nadać godność szlachetniejszego lęku wobec tajemnicy Boga i człowieka. Z drugiej strony zwrot myśli europejskiej i amerykańskiej ku filozoficznej i teologicznej wizji Indii nasila relatywizację wszystkich postaci religijnych, która jest właściwa dla kultury hinduskiej (...). Pod hasłem spotkania kultur, relatywizm występuje tutaj jako prawdziwa filozofia ludzkości; ten fakt w sposób widzialny dodaje mu siły, której, jak się zdaje, na Wschodzie i Zachodzie nic nie może się oprzeć. Kto się mu opiera, ten sprzeciwia się nie tylko demokracji i tolerancji — czyli podstawowym imperatywom wspólnoty ludzkiej — ale nadto uporczywie trwa w przekonaniu o wyższości własnej kultury zachodniej i odrzuca spotkanie kultur, które jest stanowczym imperatywem chwili obecnej. Kto chce pozostać w wierze Biblii i Kościoła, jest odpychany u wejścia, pozostaje na płaszczyźnie kulturalnej na ziemi niczyjej; winien w pierwszym rzędzie odkryć «szaleństwo Boga», aby uznać w Nim prawdziwą mądrość”.
Paul Valéry (1871—1945), francuski poeta i eseista, zadał kiedyś pytanie — Czy Europa przemieni się kiedyś w to, czym jest w rzeczywistości: w mały przylądek kontynentu azjatyckiego?”. Czy może już żyjemy w Azjoeuropie?
Książka w internetowej księgarni Wydawnictwa Petrus >>
opr. aw/aw