Innego końca świata nie będzie

Artykuł z tygodnika Znak 470 (7) 1994 z cyklu poświęconemu refleksji nad kanonem kultury. Próbuje ukazać przyczyny kryzysu europejskiego kanonu kulturowego.

Z przyjemnością przeczytałem artykuł Zygmunta Kubiaka, w którym odnalazłem wiele bliskich mi przemyśleń. Podejmuję się zatem nie tyle polemizować z Kubiakiem, co raczej uzupełnić nieco wizerunek przez niego zarysowany.

Fakt istnienia kanonu w kulturze jest dla mnie czymś niewątpliwym. Co więcej, kanon to wręcz kamień węgielny kultury, który pełni funkcję kodu porozumiewania się estetycznego. Kiedy patrzymy na kościoły polskie wybudowane w XVII wieku, dostrzegamy, że każdy, choć barokowy, odróżnia się czymś od pozostałych. Inność bowiem powstaje wtedy, gdy do jakiegoś bardzo zorganizowanego, dobrze uformowanego kanonu dodajemy mały datek od siebie. Taka niewielka przemiana, jak się okazuje, to przemiana rzeczywista, tak powstaje nowe zjawisko. Kanon porządkuje otaczającą nas przestrzeń. Uświęca ją jakby i ustanawia pewien kosmos. Kiedy go zabraknie, tracimy orientację w otaczającym nas świecie, zaczynamy szukać po omacku... w chaosie. Takie zamierzenie zdaje się być tyleż beznadziejne, co i bezcelowe.

Regulacje, schematy działania - szczególnie twórczości artystycznej - które kolektywnie wykształciła w X, XI wieku społeczność europejska, wyznaczały pewne tory, którymi zdążali malarze, poeci, muzycy. Obowiązujące normy wszelako nie tłumiły ich geniuszu, lecz pozwalały wprowadzać indywidualne olśnienia czy modyfikacje. Pamiętajmy, że zmiana dokonuje się zawsze w stosunku do czegoś. Nie wierzę w wolność jako pojęcie zupełnie wyabstrahowane - to przecież zawsze pewna opozycja do zniewolenia, determinacji. A zatem, bez kanonu nie jest możliwa rewolucja.

Myślę, że można całkiem zasadnie mówić o jednym, wspólnym kanonie kultury europejskiej, którego obszar obowiązywania rozciągałby się powiedzómy od Irlandii aż po Ural, a może nawet dalej. Bo przecież od XVII wieku Rosja prowadziła ekspansję na Sybir: kierowano tam światłych biskupów z Ukrainy, w Irkucku czy w Tobolsku wybudowano katedralne cerkwie w stylu kijowskiego barocco. Specyfiką owej kultury jest właśnie istnienie pewnych wzorców. Jeżeli syn kozacki, dziesięcioletni Dymitr Bortnianski, jako chłopiec o pięknym głosie zostaje wywieziony do Petersburga i tam kształci się go muzycznie, a następnie wysyła do Włoch, po czym wraca do Petersburga i tworzy klasykę ukraińskiej i rosyjskiej zarazem muzyki cerkiewnej - to to właśnie jest kanon i Europa!

Kulturę naszego obszaru ożywia dialog między chrześcijańskim Wschodem i Zachodem. Dałoby się oczywiście wydestylować pewne cechy konstytutywne dla tych obu tradycji (czyni to Kubiak, mówiąc choćby o greckim sceptycyzmie i "biblijnej świadomości Boskiej transcendencji"), ale wówczas ów opis pozostawałby statyczny. Tymczasem, zarówno Wschód jak i Zachód, kiedy pozostają we wzajemnej izolacji, martwieją. Ożywiają się natomiast na styku jakiegoś konfliktu - teologicznego, filozoficznego, ideologicznego... Na przykład cała wielka bizantyńska negatywna teologia apofatyczna powstała jako owoc starcia z tomizmem. Tak było w samym Konstantynopolu, w którym trwała walka między hezychastami i ich przeciwnikami, o zachodniej proweniencji filozoficznej. Istnieje zatem kanon kultury łacińskiej i kanon, powiedzmy, kultury bizantyńskiej, ale ich życie zaczyna się wówczas, gdy znajdą się w bliskim sąsiedztwie, gdy zaczną się zazębiać, dyskutować ze sobą.

Współcześnie jesteśmy świadkami jakiejś katastrofy, chciałbym wierzyć, że jest to jedynie kryzys. Mam bowiem intuicję, że Hannibal ante portas, koniec świata blisko. Podobne przeczucia miał Włodzimierz Sołowjow. Są to jednak bardzo prywatne doznania i nie mam śmiałości namawiać innych, żeby podzielali moje przekonania. Choć z drugiej strony, nawet Zygmunt Kubiak wyznaje z pewną ostrożnością (niekoniecznie chce przestraszyć!), że wiek XX był wiekiem grozy, a następne stulecie może być przeraźliwe... Spróbujmy wszakże spojrzeć na to od innej strony. Wszystko, co człowiek potrafi stworzyć, ma swoją młodość, wiek dojrzały i swoje przekwitanie. Jeżeli odchodzę od swoich przewidywań eschatologicznych, to wracam do filozofii gospodarki trójpolowej. We Francji pod koniec XIX wieku i na początku XX rozwijało się wspaniałe malarstwo, ale skończyło się i nie ma nic. W Paryżu nie ma w tej chwili ani jednego malarza. Chyba, że istnieją tacy, o których nie wiemy, ponieważ nie zostali wprowadzeni na rynek. Tamto pole się wyczerpało. Teraz trzeba popracować u nas. Bardzo możliwe, że ludzkość, jeżeli potrwa, jeśli ten koniec świata przesunie się do innych granic, które pozostają poza zasięgiem naszej wyobraźni, będzie musiała odpocząć i zacząć uprawiać jakieś inne pole.

Przypuszczalnie fiasko dzisiejszej "działalności artystycznej" polega na tym, że współcześni twórcy próbują, w geście pychy, zerwać z wszelką tradycją. Dlaczego nie ma dzisiaj dobrej muzyki ludowej czy dobrej subkultury muzycznej? Dlatego, że nie ma kanonu w muzyce wyższego lotu. Dawniej ten kanon istniał i ludowa kultura muzyczna, ponieważ naśladowała, upraszczała wyższą kulturę muzyczną, była dobra. A dzisiaj, proszę z Lutosławskiego zrobić muzykę popularną... Albo z któregoś z wiedeńskich dodekafonistów... No i mamy rezultaty - mamy nasze wycia i ryki, i bełkot subkultury muzycznej, który mnie doprowadza do szału. Znajdujemy się zatem w stanie jakiegoś chaosu kulturowego.

Osobiście odczuwam, że najgorszym zagrożeniem dla naszych dni jest amerykanizacja. Bo tam, w Ameryce, dokonała się wyjątkowo nieszczęśliwa wymiana wartości kulturalnych. Nuworysze europejscy weszli w kontakt z niewolnikami i z ludem, który mordowali - Indianami. Dlatego o żadnej, naturalnej wymianie kulturalnej nie mogło być mowy. Niewolnicy murzyńscy, przywożeni do Ameryki, swoich prawdziwych wartości przekazać nie mogli - nie byli traktowani jak ludzie. Mordowani tubylcy tym bardziej. Na tamtych obszarach nastąpiła pewna agresja kultury chrześcijańskiej i nic dobrego z tego nie wynikło. Powstała papka, która dała oczywiście jakieś odpryski prawdziwych wartości, na przykład autentyczny jazz, ale przede wszystkim przyniosła zalew nijakości.

Jak już wspominałem, kryzys kanonu kultury - jak wszystko - ma swoje głębsze, metafizyczne źródła. Można, za Czesławem Miłoszem, mówić o czasach współczesnych jako o epoce erozji wyobraźni religijnej. Niewątpliwie mamy do czynienia z kryzysem samej religii, co zresztą wcześniej czy później nastąpić musiało. Kościół katolicki, prawosławny i wszelkie pozostałe próbują za wszelką cenę stworzyć nową formę ewangelizacji. Otóż w moim przekonaniu wysiłki te skazane są na niepowodzenie. Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki! Przecież Pan Jezus powiedział, że świeżego wina nie wlewa się do starych miechów. A zatem potrzeba nam nowej religii. Jako wyznawca Chrystusa mam tę pewność, że Chrystus w moim wnętrzu podyktuje mi, jaka ma to być religia. Bowiem Chrystus jest największym rewolucjonistą w dziedzinie myśli religijnej. Afirmuje religie zastane, aby je następnie zburzyć, ponieważ ciągle zmienia swoje poglądy. Zauważmy, że poglądy Chrystusa z Kazania na Górze różnią się znacznie od tego, co mówił Apostołom po Zmartwychwstaniu. Chrystus przeto jest zasadą twórczej nowości.

Każda ukonstytuowana i funkcjonująca w empirycznej rzeczywistości religia to - zgodnie z moim najgłębszym przeświadczeniem - stary testament, który jest konieczny, aby mógł się pojawić impuls chrystologiczny, czyli nowy testament. Należy jednak pamiętać, że pojawienie się owego impulsu chrystologicznego to zawsze tylko wydarzenie, nigdy zaś początek nowej religii - religia, która rodzi się w tym momencie, staje się natychmiast starotestamentowa.

Znakomicie uchwytuje tę prawidłowość Lew Szestow w książce poświęconej Lutrowi - Sola fide. Według Szestowa Luter był twórczy, dopóki pozostawał mnichem augustiańskim i przeżywał okres największego kryzysu duchowego. Z chwilą zaś, gdy okoliczności zmusiły go do organizowania własnego Kościoła, przeobraził się w "mini-katolika", powrócił do starego testamentu.

Nowy testament zaczyna się po Zmartwychwstaniu Chrystusa, które jest wydarzeniem zupełnie unikalnym, nie dającym się skodyfikować, wydarzeniem niemożliwym do powtórzenia. Nie może być Ono podstawą jakiejś kontynuacji. Sięgnijmy do Biblii. Po Zmartwychwstaniu nastąpiło Zesłanie Ducha Świętego, Apostołowie zaczęli mówić językami, a potem przyszedł moment organizowania pierwotnych gmin chrześcijańskich, które po oddzieleniu się od synagogi stały się drugą synagogą. Zauważmy, Apostołowie w pierwszym okresie, zaraz po Pięćdziesiątnicy, modlili się w Świątyni Jerozolimskiej i pozostawali żydami, mimo iż żyli już z inną świadomością, świadomością czterdziestu dni obecności Chrystusa Zmartwychwstałego. Potem natomiast, gdy utworzono gminę w Antiochii i zaczęto nazywać ich chrześcijanami, powrócił stary testament, choć w innej formie, w formie Kościoła katolickiego. Zmartwychwstanie bowiem przekracza dostępną nam rzeczywistość, to po prostu zaproszenie do raju.

Jaki zachodzi związek między rewolucją chrystologiczną a kryzysem kanonu kultury? Najściślejszy. Kanon bowiem jest właśnie starym testamentem. Po dłuższej wędrówce wróciliśmy do punktu wyjścia. Sięgnęliśmy do źródeł kryzysu kanonu kultury i kryzys ów okazał się ponownie postacią spełniającej się apokalipsy. Wszak nie sposób utrzymywać, że będzie lepiej! Właśnie Biblia poucza nas, że będzie coraz gorzej. Malarstwo, poezja, literatura, filozofia i pewne formy religii istnieją po to, aby nas na to przygotować. Jedynie Kościół katolicki chciał zawsze ten świat naprawiać, jakoś go ulepszać. Ukuto w tym celu arystoteliczną koncepcję "prawa naturalnego"... Tymczasem nie ma żadnego "prawa naturalnego" - jest tylko diabeł i jakiś Bóg z Najwyższego Nieba.

Kanon rozpada się na naszych oczach. Pan Jezus powiedział: gdy zobaczycie brzydotę na miejscu świętym, to wiedzcie, że bliski jest koniec. Spójrzmy tymczasem na nasze kościoły, zauważmy, jak brzydkie są teraz formy kultu - brzydota, spustoszenie na miejscu świętym. Koniec sztuki zapowiada koniec świata.

Jerzy Nowosielski

JERZY NOWOSIELSKI, ur. 1923 w Krakowie, malarz, profesor krakowskiej ASP, eseista, wydał m.in. cykle rozmów, które przeprowadził Zbigniew Podgórzec: Wokół ikony (1985), Mój Chrystus (1993).

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama