Skarb mitycznej Troi

Dzieje skarbu odkopanego przez Schliemanna w Troi

Dziś wiadomo z całą pewnością, że Troja nie była tylko mitycznym miejscem wymyślonym przez Homera. Jednak gdy Henryk Schliemann, pod koniec XIX, wieku postanowił odszukać Troję, wszyscy pukali się w czoło. Wystawa „Troja. Sen Henryka Schliemanna" od kilku miesięcy wędruje po Polsce.

Historia Henryka Schliemanna pokazuje, że warto marzyć i - co więcej - że warto swoje marzenia realizować, nawet jeśli wydaje nam się to niemożliwe. Zwykły kupiec, któremu poszczęściło się w interesach, poświęcił dwadzieścia lat swego życia na udowodnienie, że mityczna Troja opisywana przez Homera istniała naprawdę. Od dzieciństwa zafascynowany historią starożytną, nigdy nie porzucił marzeń o wyprawach archeologicznych. Jakież było zdziwienie naukowców, gdy ten niezbyt sympatyczny amator przywiózł do Berlina prawdziwe skarby: olśniewający zbiór złotej biżuterii, srebrnych waz i pucharów oraz broni z brązu. „Skarb Priama" - jak nazwał te kosztowności Schliemann - znajduje się obecnie, zupełnie niedostępny, w Rosji. W Berlinie pozostała kopia biżuterii wykonana z pozłacanego srebra, którą i my, po raz pierwszy, możemy oglądać na wystawie.

Dziecięce marzenia

Henryk Schliemann chętnie wspominał dzień, gdy dostał od ojca książkę pt. „Ilustrowana historia świata". Na jednym z rysunków była przedstawiona płonąca Troja. Miał wtedy siedem lat i postanowił odnaleźć to mityczne miasto. No cóż, wyglądało to na zwykłe chłopięce marzenia, których nikt nie brał poważnie. Jego życie niczym się specjalnie nie wyróżniało, lata mijały, młody Henryk uczył się i szybko zaczął pracować. Przejawiał niezwykłe zamiłowanie i talent do nauki języków obcych. Opracował nawet własną metodę szybkiego przyswajania sobie nowego języka, bo jak twierdził, nie miał cierpliwości do długiej i żmudnej nauki. Jako trzydziestolatek władał już płynnie siedmioma językami: niderlandzkim, angielskim, francuskim, hiszpańskim, portugalskim, włoskim i rosyjskim. Pracując w Petersburgu jako przedstawiciel reprezentujący interesy wielu zachodnioeuropejskich firm, nie zapomniał jednak o swoich dziecięcych marzeniach. Teraz przyszła pora na dalszą naukę: szybko opanował nowogrecki i starogrecki. Mówił, że grecki jest najpiękniejszym językiem świata, bo jest „językiem bogów". Nie minęło kilka lat, jak znajomość greckiego bardzo mu się przydała: zamieszkał w Atenach i ożenił się z Greczynką piękną i wykształconą Zofią Engastramenos. Dzięki zarobionym ogromnym pieniądzom mógł oddać się całkowicie swej pasji - archeologii.

Troja odkopana!

Henryk Schliemann nigdy nie studiował archeologii, nie był żadnym uczonym, ot, zwykły amator, który przez ostatnie dwadzieścia lat swego życia szukał czegoś, co według ludzi tamtych czasów nigdy nie istniało. Wydarzenia opisane przez Homera w „Iliadzie" były w opinii współczesnych tylko legendą, mitologicznym podaniem. Pomysł Schliemanna traktowano więc jako niegroźny wybryk wariata. On jednak uważał, że dokładny opis miasta i szerokiej równiny, przez którą płynęła do morza rzeka Skamander sugerują, że Homer umieścił wydarzenia w konkretnym miejscu. Poza tym nazwa Troja wspominana była w wielu źródłach historycznych przynajmniej do 335 roku, od kiedy po prostu przestała się pojawiać. Schliemann rozpoczął swe badania w północno-zachodniej Turcji w 1870 roku. Przedtem bezskutecznie prowadząc poszukiwania w pobliżu Bunarbaszi, przypadkowo spotkał pewnego Anglika, Franka Calverta, który przekonał go do zbadania odległego o 8 km wzgórza Hissarlik. Schliemann w towarzystwie swej żony oraz stu robotników rozpoczął wykopaliska, które przyniosły mu sławę. Odkrył, że ma do czynienia z trwającym kilka tysięcy lat osadnictwem. Ponieważ był amatorem - choć pełnym entuzjazmu, lecz bardzo niesystematycznym - niechcący niszczył wiele wykopalisk, nie zapisywał ich i nie badał zbyt dokładnie. Na szczęście spotkał podobnego sobie entuzjastę, archeologa Wilhelma Dörpfelda. Wspólnie odsłonili 9 warstw mitycznej Troi - jak byli obaj przekonani (do dzisiaj badania wykazały, że tych warstw jest 50!). Troja I była osiedlem najstarszym, na niej znajdowały się kolejne warstwy, coraz młodsze. Początkowo Schliemann uważał, że homerycka Troja leży w warstwie drugiej. W 1873 roku odkopał, jak mniemał, pałac Priama i prawdziwy skarb: przepiękną złotą biżuterię. Podstępnie, ukrywając się przed oczami ciekawskich, Schliemann przekazał kosztowności swojej żonie, która zawinęła je w szal i wyniosła z terenu wykopalisk. Tureckie władze nie miały o odkryciu zielonego pojęcia. Opinia publiczna dowiedziała się o tych rewelacjach z prasy, w której opublikowano zdjęcie Zofii w diademie Heleny trojańskiej.

Wszystko jednak wskazuje na to, że prawdziwa Helena nie nosiła tych kosztowności, bowiem uczeni stwierdzili, że pochodzą one z okresu o 1000 lat wcześniejszego niż czasy panowania króla Priama.

Przemycone z Turcji skarby zostały złożone przez odkrywcę w berlińskim muzeum „(...) narodowi niemieckiemu, na wieczne i niepodzielne czasy".

Zaginiony skarb

„Skarb Priama" liczył 8833 przedmioty ze złota i srebra, elektronu i miedzi. Ogromna większość z nich znalazła się w Muzeum Starożytności w Berlinie. Podczas walk o Berlin skarby zabezpieczone w skrzyniach ukryto w bunkrze berlińskiego zoo. Wkrótce po zwycięstwie w bunkrze zjawiła się komisja ekspertów, w skład której wchodziło siedemnaście osób: wojskowi, dyplomaci, historycy sztuki i specjaliści z dziedziny muzealnictwa oraz członkowie Akademii Nauk Związku Radzieckiego. Otwarto wszystkie skrzynie zawierające eksponaty muzeum i spisano przedmioty, jakie zawierały. Od 13 maja 1945 roku codziennie wywożono kolejne skrzynie, a te, które zawierały „skarb Priama", opuściły bunkier jako ostatnie. Ciężarówki wywoziły eksponaty jako zdobycz wojenną do Moskwy. Niemcy nie kryli rozczarowania, gdy okazało się, że wśród 4 tysięcy zabytków zwróconych w 1958 roku przez Sowietów nie było najcenniejszego skarbu. Moskwa na ten temat milczała jak zaklęta lub bezczelnie twierdziła, że nigdy czegoś takiego nie posiadała, tak więc „skarb Priama" został uznany za zaginiony. Nawet wielu wybitnych muzealników radzieckich nie miało pojęcia, gdzie on się znajduje. Dopiero w 1994 roku opinia publiczna usłyszała, że „skarb Priama" przez te wszystkie lata spoczywał w specjalnym pomieszczeniu w dziale numizmatyki Muzeum Puszkina w Moskwie. Pokój, do którego zaproszono niemieckich naukowców, musiał być przez kogoś jednak odwiedzany: eksponaty znajdowały się w gablotach, a nad wszystkim „czuwał" patrzący z obrazu... Henryk Schliemann. Uważany za jeden z największych skarbów kultury ludzkości „skarb Priama" do dziś znajduje się w Moskwie. O prawo do niego spierają się Rosja, Niemcy i Turcja.

Jedyna kopia w Poznaniu

Wystawa „Troja. Sen Henryka Schliemanna" jest owocem współpracy kilku muzeów archeologicznych, które wspólnie partycypowały w kosztach sprowadzenia ekspozycji z berlińskiego Museum für Vorund Frühgeschichte. Główną atrakcją wystawy jest jedyna istniejąca kopia biżuterii ze „skarbu Priama", wykonana z pozłacanego srebra. Poza tym można podziwiać różnorodność form i kształtów ceramiki trojańskiej i przedmioty codziennego użytku. Z Muzeum Narodowego w Warszawie wypożyczono na tę ekspozycję kilka przedmiotów, w tym tzw. Maski Agamemnona. Natomiast dzięki uprzejmości Biblioteki Narodowej PAN można poczytać, co na temat odkryć Schliemanna pisała polska prasa z lat 70. i 90. XIX wieku. Do 15 marca wystawę można oglądać w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama