O tym, że aborcja naprawdę niszczy kobiecą psychikę, czyli o syndromie poaborcyjnym, jego objawach i leczeniu
Podczas gdy zwolennicy aborcji twierdzą, że nie ma ona realnego wpływu na zdrowie matki, świadectwa psychiatrów i terapeutów nie pozostawiają wątpliwości: usunięcie ciąży niszczy kobiecą psychikę.
Odwołując się do posiadanej wiedzy na temat skutków aborcji, Elżbieta Trawkowska-Bryłka podkreśla, iż ze wszystkich rodzajów ciąży ta, która kończy się zabiciem dziecka, ma najbardziej negatywny wpływ na zdrowie kobiety.
Psycholog ustosunkowuje się również do często wysuwanego przez środowiska proaborcyjne argumentu o ratowaniu dziecka kosztem życia matki. - Odpowiedź na to pytanie zależy od tego, jakie mamy przekonania odnośnie do życia po śmierci. Człowiek prawdziwie wierzący nie staje przed dylematem. Lepiej bowiem stracić swoje życie w obronie dziecka, niż zachować je, mordując bezbronną osobę - tłumaczy.
- W latach 70, kiedy przeprowadzałam zabieg, nie mówiło się o ciąży, ale zlepku komórek. Byliśmy na dorobku, tuż po ślubie. To była nasza wspólna decyzja - sygnalizuje Krystyna, matka trójki dzieci - jak dziś siebie określa. Syn i córka pozakładali rodziny. Z pierworodnym spotyka się przy cmentarnym krzyżu. - To jego symboliczny grób - opowiada, jak za namową księdza, u którego się spowiadała, szukała miejsca, przy którym mogłaby zapalić znicz. Kobieta przyznaje, że poczucie winy wywołane aborcją przez wiele lat było w niej uśpione. - Urodziłam dwoje dzieci, nie zastanawiając się nad tym, jak wyglądałby pierwszy syn. Lubię myśleć o nim jako o chłopcu - precyzuje.
Krystyna nadmienia też, że „zabieg” nigdy nie był tematem roztrząsanym w jej domu. Przełom nastąpił podczas rekolekcji przed 15 laty, w których uczestniczyła. Nabożeństwom towarzyszyło dzieło adopcji dziecka poczętego. - Jedna godzina odmieniła moje życie. Zaczęłam dużo czytać i rozmyślać. Nadszedł czas żałoby i skruchy. Nie ma dnia, bym nie przepraszała synka, że nie pozwoliłam mu żyć. Nie ma też dnia, bym nie błagała Boga, by wybaczył mi zło, jakie wyrządziłam - podkreśla, dodając, że otrzymała od Niego wielką łaskę. - Mąż żałuje razem ze mną! Przez 40 lat małżeństwa nigdy nie byliśmy ze sobą tak blisko jak teraz - podsumowuje.
Patologiczne poczucie winy i żal zbliżony do żałoby po stracie bliskich, lęk, przekonanie o zagrożeniu i odrzuceniu, depresja, zaburzenia snu czy wreszcie niekontrolowane wybuchy agresji. E. Trawkowska-Bryłka nie ma wątpliwości: objawy zespołu poaborcyjnego mogą przybierać na sile w zależności od psychicznej kondycji danej osoby i wyzwań, przed jakimi stawia ją życie. - Kobiety, które dokonały aborcji, niejednokrotnie boją się przeżywać żałobę, gdyż nie chcą uznać, że przyczyniły się do śmierci człowieka. Jeżeli wmówimy sobie, że w wyniku „zabiegu” pozbywamy się bezładnej masy komórek, to niby co mamy opłakiwać? - pyta retorycznie. - Żal i smutek po stracie dziecka nie mogą być wówczas właściwie przeżyte i przybierają formę patologiczną. Objawia się ona nieumiejętnością przebaczenia sobie, Bogu, lekarzom, ojcu dziecka. Towarzyszy jej też niskie poczucie własnej wartości, życiowej porażki, nienawiść do samego siebie. Kobiety, które dokonały aborcji, skarżą się na koszmary senne, podczas których słyszą krzyk dziecka bądź widzą je. Są to przeżycia tak traumatyczne, że aby móc zasnąć, trzeba stosować środki nasenne czy przeciwdepresyjne. Patologiczny żal, bezsenność i lęk mogą doprowadzić też do klinicznej depresji. Niektóre matki cierpią tak bardzo, że podejmują próby samobójcze - psycholog zastrzega, iż świadomie używa słowa „matka”, a nie „kobieta”. - Faktu poczęcia nowego życia nie da się odwrócić. Kobieta, która urodzi dziecko, jest matką dziecka żyjącego, zaś ta, która dokona aborcji, też jest matką, tyle że dziecka zabitego - uściśla z uwagą, iż wszelkie deklaracje mające na celu przekonanie otoczenia o nieodczuwaniu następstw usunięcia ciąży przypominają walkę o psychiczną równowagę z wykorzystaniem mechanizmów obronnych.
„Nie chcesz za dużo myśleć? Uciekaj od siebie!” - pisze na jednych z forów skupiających matki, które dokonały aborcji, dziewczyna o pseudonimie Amam (odwrotność słowa „mama”). „Teraz wiem, że błędem młodości było nie dziecko, ale jego ojciec - nieodpowiedzialny facet. Posłuchałam go, a on odszedł. Chcąc uciec od wspomnień, stałam się pracoholiczką. Zderzenie przyszło szybciej, niż się spodziewałam. Mojemu bratu urodziła się chora córeczka. Wiedzieli, jaka jest diagnoza, a mimo że prawo zezwala na zabieg, zdecydowali się na poród i pożegnanie ze swoim maleństwem. Ich córeczka żyła tylko dwa tygodnie. Wielka miłość, jaką rodzice obdarzyli ją w tak krótkim czasie, obudziła moje sumienie” - zdradza w świadectwie.
- Na liście najczęściej stosowanych mechanizmów obronnych jest: racjonalizacja, czyli wmawianie sobie, że nie było innego wyjścia, że prawo na to zezwala; projektowanie, tj. zrzucanie odpowiedzialności na innych; odwracanie uwagi poprzez kompulsywne zajęcia bądź uzależnienia, m.in. pracę, podróże, zakupy, alkohol. Próbą radzenia sobie z sytuacją bywa też wielokrotne spowiadanie się z tych samych grzechów albo i zmiana światopoglądu, np. odrzucenie prawdy o sądzie Bożym, a zastąpienie go wiarą w reinkarnację. Stosowane mechanizmy zawodzą w sytuacjach, gdy kobieta spostrzega inne matki z dziećmi, w rocznicę aborcji albo gdy kolejny raz jest w ciąży - psycholog jest zdania, iż stopień nasilenia konfliktów zależy od wielu czynników, m.in. czasu trwania ciąży czy pomocy, jakiej matka doświadcza ze strony rodziny bądź specjalistów.
- Wśród wielu czynników doprowadzających kobietę do dokonania aborcji, najistotniejszym okazała się nieobecność męża (partnera) lub brak jego rzeczywistej pomocy - wyjaśnia, nadmieniając, iż niejednokrotnie aborcja bywa skutkiem szantażu - kobieta decyduje się na nią, chcąc zatrzymać przy sobie partnera. - Tymczasem, jak wskazują badania, 80% związków w następstwie usunięcia ciąży rozpada się. Kobiety po aborcji często pozbawione są wsparcia najbliższych i pomocy psychologa, co tylko pogarsza ich psychiczną kondycję.
Zdaniem E. Trawkowskiej-Bryłki kluczem do zrozumienia istoty syndromu postaborcyjnego jest wiedza dotycząca samego „zabiegu”. - Przeprowadza się go zwykle w znieczuleniu oponowo-rdzeniowym, co oznacza, że kobieta zachowuje świadomość, widzi i zapamiętuje wszystko, co dzieje się z nią i dzieckiem (zapachy, kolory, dźwięki, głos lekarza). Doświadczenie podobnych bodźców w przyszłości wyzwala w niej wewnętrzne konflikty. Bywa też, że matka widzi resztki zmasakrowanego ciała dziecka. Obraz ten już na zawsze pozostaje w jej pamięci - tłumaczy.
W następstwie aborcji - co akcentuje psycholog - cierpią też żyjące dzieci kobiety. Często są one obarczone nierealistycznymi wręcz oczekiwaniami ze strony matki, jak również tłumionym gniewem i agresją. - Zdarza się, że po stracie ciąży kobieta decyduje się na urodzenie dziecka „zastępczego” w nadziei, iż uciszy ono jej sumienie i złagodzi ból. Ponieważ jest to niemożliwe, wpada w złość i frustrację, którą wyładowuje na potomku. Jednocześnie przyjmuje wobec żyjącego dziecka postawę nadopiekuńczości, nadmiernie lękając się o jego zdrowie i bezpieczeństwo czy przesadnie dbając o zaspokojenie materialnych potrzeb, nie potrafiąc jednocześnie okazać mu uczuć - jest zimna emocjonalnie. „Wiem, że mama mnie kocha, ale ja tego nie czuję...” - wyznają dzieci, podświadomie wyczuwając w zachowaniu matki odrzucenie i agresję. W konsekwencji tego niejednokrotnie cierpią na zaburzenia emocjonalne, sprawiają trudności wychowawcze, w skrajnych przypadkach zdarza się nawet, że podejmują próby samobójcze - podsumowuje.
WA
MOIM ZDANIEM
Elżbieta Trawkowska-Bryłka - psycholog
Współczesne społeczeństwo cechuje wysoka świadomość i duża wiedza na temat zespołu poaborcyjnego, a także rozwoju dziecka w łonie matki. Niestety, ludzie, którzy przyczyniają się do usunięcia ciąży bądź sami dokonują aborcji, nie chcą poznać prawdy na temat spustoszenia, jakie zabieg ten wywołuje w psychice kobiety. Zarówno ona sama, jak i jej bliscy żyją w przekonaniu, że łatwiej zmagać się z następstwami przerwania ciąży niż trudnościami życiowymi po urodzeniu dziecka. Odpowiedzialność za tego typu myślenie spoczywa m.in. na mediach skupionych niejednokrotnie na ukazaniu pozytywnego wydźwięku aborcji, a straszących konsekwencjami urodzenia dziecka chorego, niechcianego z powodu trudnej sytuacji finansowej rodziców czy pogorszenia zdrowia matki. Tyle że „wsparcie” medialne zazwyczaj towarzyszy kobiecie tylko do momentu dokonania aborcji. Skutki przerwania ciąży zostają przemilczane, a matka pozostaje sama ze swoim bólem. Nie musi tak być - zespołowi poaborcyjnemu można zapobiec w 100%, jeśli kobieta zdecyduje się urodzić dziecko. Nawet gdy dokonała aborcji, nie musi zmagać się z cierpieniem w samotności - i w jej życiu jest miejsce na szczęście, odzyskanie spokoju sumienia, bycie dobrą matką. Zespół poaborcyjny można - i trzeba - leczyć!
Echo Katolickie 27/2014
opr. ab/ab