Rozmowa z Michałem Lorencem - jednym z najwybitniejszych polskich kompozytorów muzyki filmowej o różańcu
Michał Lorenc - jeden z najwybitniejszych współczesnych kompozytorów muzyki filmowej. Jest autorem muzyki do filmów: "300 mil do nieba”, "Bandyta”, "Zabić Sekala”, "Przedwiośnie”, "Daleko od okna”, "Żółty szalik” i "Symetria”.
- Co Pana pociągnęło w Różańcu?
- To nie jest tak, że człowiek wybiera Różaniec. To Różaniec wybiera człowieka, naprawdę. Życie nie jest supermarketem, w którym się wybiera modlitwy, Kościół, sposób wiary czy uprawiania religii. Takie myślenie jest nieporozumieniem. To modlitwa wybiera człowieka. Ona sama przychodzi do niego. Problem w tym, że można to zobaczyć lub nie...
- Jak Różaniec wybrał Pana?
- Przychodził od dawna. Kiedyś do głowy by mi nie przyszło, by modlić się Różańcem. Tak jak do głowy nie przyszłoby mi to, by chodzić do kościoła. To nie ja zrobiłem pierwszy krok... To mnie wybrano. Różaniec sam zmusił mnie do tego, bym się nim modlił, i gdy się nie modlę, to sam o tym przypomina....
- Długo się Pan opierał?
- Oczywiście. I opieram się do dziś! Codziennie lubię sobie tłumaczyć, że mam mnóstwo ciekawszych rzeczy do zrobienia, setki pomysłów przynoszących większe korzyści. Tymczasem Różaniec okazuje się największy, najmocniejszy. Ta modlitwa ma dla mnie niewiarygodną siłę.
- Dlaczego? Widzi Pan jakieś owoce tej modlitwy?
- Żyję. To najważniejszy owoc. Więcej nie mam...
Ale, gdy już rozmawiamy o owocach modlitwy, to uwaga: Różaniec to nie jest narzędzie do "odczyniania zsiadłego mleka”. To więź, budowanie delikatnej relacji, której nie ośmielę się nawet nazwać. Nie dziwię się, że Żydzi nie używają słowa "Bóg”, by nie zamknąć w słowie tej niewiarygodnej przestrzeni, którą jest osobowy Stwórca.
- A Różaniec nie zamyka Pana Boga w słowie?
- Pozorne gadulstwo Różańca nie jest istotne, naprawdę. Bo stan, jaki się osiąga w czasie tej modlitwy pojawia się niezależnie od naszej woli, od tego, jak intensywnie podążamy za rozważanymi tajemnicami. To łaska, dar, tajemnica. Ale przecież już sama wiara w naszego Boga jest wiarą, którą należy odesłać do domu wariatów! Tu "po ludzku” nic się nie zgadza! Maryja - dziewicą? Wniebowstąpienie? Zmartwychwstanie? To są same niewiarygodne historie, przy których Marsjanie to kaszka z mlekiem... Przyzwyczailiśmy się, niestety, do tego. Dla ludzi zmartwychwstanie nie jest już cudem. Dla mnie jest. Dla mnie skandalem jest na przykład to, że w czasie Eucharystii spożywam Ciało i Krew mojego Boga. To dla mnie niewiarygodne. Ale są ludzie, którzy przychodzą na Mszę jak do baru mlecznego, "wciągają” Komunię, "bo im się należy”. Bo, jak twierdzą, "nie zgrzeszyli”. Ja grzeszę. Przyjmowanie Komunii jest dla mnie tajemnicą...
- Kilkadziesiąt razy dziennie prosi Pan Maryję, by modliła się "w godzinę śmierci”. Wierzy Pan, że wpadnie po śmierci w Jej objęcia?
- Ja nie mam wiary. Ja obstawiam. Jeżeli wpadnę w Jej objęcia, będę uratowany. Znam jednak mój grzech i boję się, że może być inaczej... Przecież codziennie kilkadziesiąt razy mówię też: "Módl się za nami grzesznymi”. Nie: za "nami, aniołami”, ale "za nami, grzesznikami”. Ja wiem, co mówię. Znam z grubsza, miarę moich grzechów. Naprawdę się nie wygłupiam. Jeśli wpadnę w Jej objęcia, będę ocalony.
opr. mg/mg