Wielkopostne rozważania o modlitwie (4)
Ks. Zbigniew Sobolewski
Zmiłuj się nade mną, Boże
Do pereł literatury światowej, nie tylko religijnej, należy pokorne błaganie Dawida zapisane w Ps 51. Król wyśpiewał tę przejmującą prośbę o przebaczenie, gdy prorok Natan uświadomił mu, jak wielki jest jego grzech. Modlitwa Dawida porusza serca, gdyż brzmi autentycznie. Zrodziła się przecież w sercu dotkniętym łaską. Dawid przeprasza za grzech, ufa, wyznaje i przynagla Boga, by okazał się miłosiernym i łaskawym. To modlitwa, która i nam z pewnością się przyda.
„Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości,
w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość!
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego!
Uznaję bowiem moją nieprawość,
a grzech mój jest zawsze przede mną.
Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą,
tak że się okazujesz sprawiedliwym w swym wyroku
i prawym w swoim osądzie.
Oto zrodzony jestem w przewinieniu
i w grzechu poczęła mnie matka.
Oto Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie,
naucz mnie tajników mądrości.
Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty,
obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję.
Spraw, bym usłyszał radość i wesele:
niech się radują kości, któreś skruszył!
Odwróć oblicze swe od moich grzechów i wymaż wszystkie moje przewinienia!
Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego!
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza
i nie odbieraj mi świętego ducha swego!
Przywróć mi radość z Twojego zbawienia i wzmocnij mnie duchem ochoczym.
(...) Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym” (w. 1-14.19).
Modlitwa wyznaniem win
Potrzebujemy modlitwy, która będzie wyznaniem Bogu win. Jesteśmy grzesznikami, nie aniołami. Modlitwa staje się bezcenna, gdyż otwiera nam drogę do Bożego serca. Dzięki niej doświadczamy miłości Bożej, która jest większa od naszego grzechu. Jednamy się z Ojcem. I jesteśmy szczęśliwsi od aniołów, gdyż aniołowie nie znają smaku Bożego przebaczenia.
Dlaczego warto wyznawać swe winy Bogu? Nasze sumienie zostanie oczyszczone. Wyznając swe winy Panu Bogu, stajemy przed Nim szczerzy i uczciwi. Szczerość pomaga nam samym lepiej zrozumieć siebie i, co najważniejsze, odzyskać szacunek we własnych oczach. Uczciwość jest podstawą wszystkich autentycznych relacji. Tak więc wyznając Bogu winy, dajemy Mu znak, że nie chcemy bawić się z Nim w kotka i myszkę. Stajemy przed Nim wyzuci z pragnienia oszukiwania Go, kręcenia, topienia w mętnej wodzie własnych grzechów.
Ten, kto wyznaje Bogu swe winy, składa zarazem wyznanie wiary w potęgę Jego przebaczenia i miłosiernej miłości. Przed tymi, którym nie ufamy, których reakcji nie jesteśmy pewni, zakrywamy prawdę o sobie. Kiedy wyznajemy Bogu swe grzechy, wtedy tym samym mówimy Mu: „ufam Ci, wiem, że nie zrobisz Mi krzywdy”. Tylko ludzie prawdziwie przekonani o tym, że Bóg kocha ich bardziej niż potrafi się gniewać, mają odwagę powiedzieć Mu wszystko (nawet najgorszą prawdę) o sobie. Wyznanie staje się więc uwielbieniem Bożej sprawiedliwości i hojności w przebaczaniu. Pozwala człowiekowi odkryć oblicze Boga, który jest wspaniałomyślny w zapominaniu naszej niegodziwości.
Wyznając szczerze Bogu swe grzechy, stajemy się wiarygodni wobec Niego. On przecież zna wielkość naszych przewinień. Był świadkiem, gdy grzeszyliśmy. Zatem nie informujemy Go o czymś, czego by nie wiedział. Dobrowolnie przyznając się do grzechu, odzyskujemy w Bożych oczach zaufanie. Jesteśmy jak dziecko, które wyznaje mamie to, co wstydliwie przed nią ukrywało. Mądra matka, chociaż wie, co złego uczyniło dziecko, daje mu czas, by dorosło do spontanicznego wyznania winy. Któż potrafi powiedzieć, co staje się dla niej wtedy ważniejsze: lękliwe wyznanie prawdy czy też wielkość występku?
Wyznanie grzechu sprawia, że możemy doświadczyć odczucia wyzwolenia i ulgi. Staje się zdjęciem wielkiego kamienia z pleców, odrzuceniem bagażu, który do niczego nie jest nam potrzebny. Wielu ludzi odchodzi od kratek konfesjonału z poczuciem lekkości odwrotnie proporcjonalnej do ciężaru wyznanego grzechu. Wielu, modląc się sercem skruszonym, odkrywa tak wielką radość z przebaczenia, że wraz z autorem Exsultetu chcieliby wołać: „O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!”.
Modlitwa uzdalnia do przebaczania
Modlitwa, w której jak król Dawid prosimy Pana Boga, by nam przebaczył grzechy, uczy nas przebaczania bliźnim. Prosząc o odpuszczenie win, uznajemy się grzesznikami, dłużnikami Boga. To uczy nas pokory wobec naszych braci. Trzeba być naprawdę zaślepionym, by wzywać dla siebie miłosierdzia, a jednocześnie pozostawać bezwzględnym wobec przewinień bliźnich.
Modląc się o przebaczenie, nie jesteśmy sami, ale stajemy w długim szeregu tych, którzy go potrzebują. Warto stojąc wraz z innymi w kolejce do spowiedzi, zastanowić się nad tym, że nie tkwimy tu sami. Są tuż obok nas nasi bliscy, sąsiedzi, znajomi... Bóg przez to chce nam powiedzieć, że prosząc Go o przebaczenie grzechów, nie jesteśmy jedynymi, którzy tego przebaczenia potrzebują.
Chrystus nauczył nas modlitwy o przebaczenie grzechów, w której nie bez znaczenia staje się to, że tuż po słowach „odpuść nam nasze winy” znajduje się zapewnienie „jako my odpuszczamy naszym winowajcom”. Modlitwa ta przypomina to, co w chrześcijaństwie bardzo ważne: nie można iść do Boga bez innych. Nie można pragnąć samemu, nie sycąc pragnień bliźniego. Nie można prosić, aby Bóg udzielił nam jakiejś łaski, jeśli sami nie jesteśmy gotowi podzielić się nią z bliźnimi. Nie można podążać ku niebu, rezerwując je tylko dla siebie. Niebo zostanie zamieszkałe przez tych, którzy prosili o przebaczenie, ale też byli hojni w udzielaniu go własnym winowajcom.
Modlitwa początkiem poprawy życia
Jest jeszcze jedna korzyść z tego, że przedmiotem modlitwy stanie się nasze wyznanie win. Szczera modlitwa o odpuszczenie win, które grzesznik wyznaje Bogu, rozpoczyna mozolny proces jego nawrócenia i zmiany życia. Modlitwa ta nie zostawi człowieka obojętnym wobec wypowiedzianego zła. Będzie pobudzać go do poprawy i do walki z grzechem. Może dlatego wielu ludzi nie modli się i nie wyznaje Bogu swych grzechów, ponieważ podświadomie boją się, że musiałoby to pociągnąć za sobą zmianę życia? Nie można przepraszać za grzech i jednocześnie pozostać biernym wobec niego. Nasze sumienie wzdraga się przed takim rozdwojeniem. Jeśli dostrzega ohydę złego postępowania, to jednocześnie pobudza do zmiany stylu życia. Nie jest to łatwe. Z pewnością wiele osób, zwłaszcza uwikłanych w grzechy i poważne wady, będzie musiało przejść długą drogę uzdrowienia. Ale modlitwa skruchy czyni nasze serce mocniejszym wobec zła. Pozwala dostrzec, że nie jest się samotnym w zmaganiach o poprawę życia. Otwiera na tego, który może zbawić. Modlitwa będąca wyznaniem grzechów jest nie tylko pokazaniem Bogu, jak wielkie są nasze duchowe rany. Staje się jednocześnie wołaniem o uzdrowienie, którego Bóg - wcześniej lub później - sam dokona.
Moc modlitwy skruszonego serca
Modlitwa przeproszenia Boga za grzechy ma ogromną moc. Otwiera drogę do Bożego przebaczenia. Połączona ze łzami serdecznego żalu obmywa z każdego błota. Judasz Iskariota sprzedał Jezusa za srebrniki. Nie mógł jednak udźwignąć ich ciężaru, a jeszcze bardziej mocy wyrzutów sumienia. Poszedł i powiesił się. Piotr zaparł się trzykrotnie swego Mistrza. Zrobił to samo, co Judasz, chociaż w inny sposób. Kiedy Jezus odchodził na mękę - spojrzał na Piotra, a ten zapłakał. Te łzy stały się jego modlitwą. Nie potrafił sam sobie udzielić rozgrzeszenia, ale zasłużył na nie tymi łzami. Nad brzegiem Jeziora Galilejskiego usłyszał najpierw z ust Zmartwychwstałego: „Piotrze, czy Mnie miłujesz”?, a potem: „Paś baranki Moje” (J 21,15). Myślę, że dzięki modlitwie skruchy i łzom pokuty otrzymał to, bez czego jego życie nie odzyskałoby nigdy prawdziwego sensu i radości.
A zatem nie postępujmy jak Judasz, odchodząc z ciężarem naszych grzechów w ciemną dolinę zatracenia. Znajdziemy tam tylko samotność i ból. Jak Piotr przychodźmy do Jezusa z modlitwą przyznania się i przeproszenia. Pokażmy mu rany naszego serca. Te nawet najbardziej wstydliwe, zastarzałe lub całkiem świeże... Powiedzmy Mu: „Nie karć mnie, Panie, w swym gniewie i nie karz w swej zapalczywości. Zmiłuj się nade mną, Panie, bom słaby; ulecz mnie, Panie, bo kości moje strwożone i duszę moją ogarnia wielka trwoga; lecz Ty, o Panie, jakże długo jeszcze...? Zwróć się, o Panie, ocal moją duszę, wybaw mnie przez Twoje miłosierdzie” (Ps 6,2-5). On uzdrowi wszystkie rany serca. Te staną się drogą, którą do nas przyjdzie.
Wiara mówi nam, że mamy do kogo pójść z naszym grzechem. Piotr przyszedł z nim do Jezusa. Podobnie i Mateusz celnik, i Magdalena. Pełna skruchy oraz oczekiwania modlitwa sprawiła, że Bóg udzielił im przebaczenia, łaski pojednania i pokoju.
opr. aw/aw
Copyright © by Echo Katolickie