Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Więc po co sięgasz po kamień, gdy zobaczyłeś grzech drugiego człowieka? Więc skąd to oburzenie, to zgorszenie, a nawet satysfakcja?
Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-422-7
Codziennie jesteś sprzedawany za miskę soczewicy. Codziennie jesteś zdradzany za trzydzieści srebrników. Codziennie napotykasz mnóstwo nietaktów, niedelikatności, interesowności, manipulowania twoją osobą, nie mówiąc już o atakach brutalności, chamstwa, nieuczciwości.
Naucz się mówić: nieważne. Bo inaczej zaleje cię fala błota. Bo inaczej, gdy będziesz to wszystko zapamiętywał, analizował, udusisz się. To jest droga samozniszczenia. Ci, którzy lądują w zakładach psychiatrycznych albo popełniają samobójstwo, mają rację, oskarżając otoczenie. Ale są również sami winni. Dlatego naucz się mówić: nieważne. Tym bardziej, że i ty nie jesteś bez winy i ty sprzedajesz swoich braci za miskę soczewicy, zdradzasz ich za trzydzieści srebrników. I ty popełniasz wobec nich tysiące niedelikatności, jesteś interesowny, przewrotny, nie mówiąc o tych wszystkich nietaktach, z których sobie nie zdajesz sprawy, które weszły w styl twojego życia.
Spleceni w uścisku wzajemnej winy umiejmy sobie nawzajem przebaczyć.
Najtrudniej sobie samemu wybaczyć grzechy. Zmarnowane lata, tchórzostwo, niewykorzystane sytuacje, stracone przyjaźnie. Najlepiej byłoby zwalić winę na innych. Obwinić ludzi za nasze nieudane życie. Wtedy gotowi jesteśmy nawet im wybaczyć. Ale co zrobić, gdy przed tobą stanie z całą oczywistością fakt, że to ty sam sobie jesteś winien – żeś samemu sobie wyrządził krzywdę swoją głupotą, słabością, nieudolnością, niedorastaniem do sytuacji, która ci została dana. I nikt, i nic nie jest cię w stanie przed tobą samym obronić.
A gdyby tak zawołać: Pogódźcie się w Imię Chrystusa!
Czy by usłyszeli?
A gdyby usłyszeli, czy by zrozumieli?
A gdyby zrozumieli, czy by nie wyśmiali?
A gdyby wyśmiali, czy by przyjęli?
A gdyby przyjęli to wezwanie, czy zdobyliby się na podanie ręki?
Bo przecież to katolicy.
A przynajmniej ochrzczeni.
Jak nawet niepraktykujący, jak nawet ledwie wierzący – to przecież ludzie.
A gdy nie żałuje? Nie tylko nie żałuje, ale w twarz ci się śmieje, kpi z ciebie, drwi. Obciąża cię odpowiedzialnością za zło, które sam uczynił i zrzuca winę na ciebie. Nie tylko nie żałuje, ale swoją bezczelnością i arogancją doprowadza cię do świętego gniewu. Bo udaje, że wyciąga rękę do ciebie, a równocześnie cię upokarza.
A trzeba tym bardziej przebaczyć – im większa jego bezczelność. Tym bardziej – im większa arogancja, im większa głupota. Tym bardziej trzeba iść razem. Bo jedyną szansą dla niego jest twoja miłość i mądrość: że wreszcie przejrzy, że wreszcie coś zrozumie, że zacznie żyć po ludzku.
Byle ci starczyło wspaniałomyślności, cierpliwości.
Nie gromadź w sobie żalu do ludzi. Nie powracaj do krzywd, których doznałeś. Nie wpatruj się po bezsennych nocach z coraz większym przerażeniem w zło, które ci wyrządzono. Bo zabuduje ono twój horyzont, urośnie jak garb, wykoślawi cię, wykrzywi, zniszczy. Bo doprowadzi cię do histerii, wyszarpie do ostateczności. I ty za ten stan poniesiesz odpowiedzialność.
Trzeba złożyć tę krzywdę Bogu – jak składa się niepotrzebny ciężar na skraju drogi – i iść dalej.
Przebaczyć? Ale co to znaczy przebaczyć? Zapomnieć? Ale jak zapomnieć, skoro gdy spotykasz tych, którzy cię skrzywdzili, cały drętwiejesz? Jak zapomnieć, skoro zasnąć nie możesz, a w nocy budzisz się i wracają przed oczy tamte chwile upokorzeń, fałszywych zarzutów, oszczerstw, wypaczania twoich intencji, odbierania ci tego, na co sobie zasłużyłeś, czego się dorobiłeś – powraca tamta niesprawiedliwość, która cię spotkała? Jak zapomnieć, skoro twoja trudna sytuacja życiowa wciąż ci dolega, wciąż cię uwiera twoje kalekie życie – na co dzień towarzyszy ci krzywda, którą ci wyrządzono?
Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Bo tego się nie da. Bo to jest niemożliwe. Przebaczyć to znaczy przede wszystkim nie mścić się. Nie mścij się. Nie szukaj narzędzi, dróg, koalicji, układów, sprzymierzeńców po to, aby twoim wrogom zapłacić, wyrównać rachunki metodą oko za oko, ząb za ząb. Po prostu idź dalej, rób swoje.
Dotąd jesteśmy chrześcijanami, dopóki szanujemy tajemnice człowieka, który stoi obok nas, dopóki zakładamy, że nie wyczerpuje go żadne z naszych sformułowań, określeń, definicji, nie przekreśla go żaden grzech, nie determinuje żadna – ani pozytywna, ani negatywna – decyzja, dopóki potrafimy wierzyć w niego, zaufać mu, kochać go.
Mówią: „Gdy chcesz wejść do domu, którego strzegą psy, najpierw rzuć między nie kość.”
Różnica między człowiekiem a psem jest ta, że pies może szarpać kość, no, powiedzmy, pół godziny. A człowiek może przy niej pozostać całe życie. Czasem chodzi o krytyczną uwagę, o podniesiony czynsz, o garnki we wspólnej kuchni, o mycie korytarza, o jeden stopień w karierze.
Okręt, który wyruszał w daleką drogę, miał zobaczyć rozmaite lądy, ludzi mówiących różnymi językami, zachody i wschody, cisze i burze – zaraz na początku, tuż za portem, osiadł na mieliźnie. I tak został. Przekrzywiony, nad brudną wodą opluwającą jego burty, patrzy na stare domy z dziurawymi dachami, na usychające wokół nich drzewa.
Czy masz w swoim słowniku groźbę: „Biada wam”? Nie dlatego, że cię skrzywdzono, albo że ci ktoś nadepnął na odcisk, ale dlatego, że widzisz zło, niesprawiedliwość, oszustwa, lekceważenie pracy i ludzi, że się przejmujesz cudzą krzywdą, klęską, zagładą, że nie możesz znieść cudzego nieszczęścia, upodlenia, wzgardy.
Czy masz w swoim słowniku: „Biada wam”? Czy już nie?
Był taki zwyczaj – i w niektórych domach jeszcze jest praktykowany – że wieczorem, przed snem, domownicy przepraszali się nawzajem za to, co tego dnia nie było tak, jak być powinno.
W ten sposób wypełniali mądrość Pisma Świętego: „Niech słońce nie zachodzi nad zagniewaniem waszym”.
Gdyby nie przebaczać, to trzeba by się zamurować. Zatrzasnąć wszystkie drzwi i okna, i nie wpuszczać nikogo do domu. Bo nikt nie jest wolny od winy wobec nas.
Ale to oznaczałoby skazać siebie na śmierć. Bo nie jesteśmy wolni od winy wobec samych siebie.
A więc przebaczać to znaczy żyć dalej. Nie tylko z tymi, którzy byli wobec nas nietaktowni, nielojalni, nieufni i interesowni. Ale nawet z tymi, którzy nas obrazili, zdradzili, zrobili na nas interes. I pomimo, że o tym wiemy i to pamiętamy, dalej kontaktować się, rozmawiać, uśmiechać się do nich. Choć nie bez cienia smutku.
A więc przebaczać to znaczy żyć dalej w zgodzie ze sobą samym. Choć nie bez cienia smutku.
Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Więc po co sięgasz po kamień, gdy zobaczyłeś grzech drugiego człowieka? Więc skąd to oburzenie, to zgorszenie, a nawet satysfakcja? Przecież to tylko tak się złożyło, że jego grzech został ujawniony, a twój pozostał w ukryciu. Przecież nie wiesz, czy większe są grzechy jego, czy twoje, bo nie wiesz, ile on otrzymał, a ile ty. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Każdy z nas. Więc dlaczego kamienujesz? Dlaczego nie dajesz szans? Dlaczego zabijasz?
A może to jeszcze robisz w imię prawdy lub miłości chrześcijańskiej?
Nie ma pokuty przed Bogiem bez pokuty przed ludźmi. Nie ma przeproszenia Boga bez przeproszenia ludzi. Nie ma zadośćuczynienia Bogu bez zadośćuczynienia ludziom. Nie ma pojednania z Bogiem bez pojednania z ludźmi.
A jeżeli powiesz, że jesteś wobec ludzi w porządku, że nikogo nie skrzywdziłeś, że niczego ci sumienie nie wyrzuca – to źle jest z twoim sumieniem.
A jeżeli powiesz, że grzech to jest wyłącznie sprawa między tobą a Bogiem, to tak, jakbyś przeczył, że miłość jest jedna.
Przebacz, aby się uratować. Tym bardziej to dla ciebie ważne, im więcej doznałeś i doznajesz krzywd.
Bo nienawiść cię zniszczy. Sparciejesz. Jeżeli wejdziesz w błoto twoich nieprzyjaciół, to sam się błotem staniesz. Twoja pogarda przekształci się w cynizm. Skarlejesz. Wspominanie doznanych krzywd, tkwienie w żalu i bezsilnej złości wykrzywi cię i wypaczy. Sparszywiejesz. Przestaniesz iść własną drogą, a pójdziesz drogą twoich nieprzyjaciół, oszczekując ich bez końca jak oślepły pies.
Uderzenie za uderzenie. Cios za cios. Przezwisko za przezwisko. Przekleństwo za przekleństwo. Oszustwo za oszustwo. Wyrównanie rachunków – do ostatniego grosza. Na czysto. Jak ty mnie – tak ja tobie. Nie więcej – nie mniej. Tyś zły – ja też zły. Nie gorszy – taki jak ty.
Spirala zła. Droga samozniszczenia. Uratować możesz siebie i swoich braci tylko miłością. A więc nie oddawaj złem za złe, uderzeniem za uderzenie, ironią za ironię, cynizmem za cynizm, brutalnością za brutalność, chamstwem za chamstwo, przestępstwem za przestępstwo, zbrodnią za zbrodnię. Bo ani się spostrzeżesz, jak staniesz się taki jak ci, którymi byłeś tak niedawno przerażony. Bo wkrótce staniesz się jeszcze od nich gorszy, o całą gorycz i rozpacz.
Znasz wielu takich, którzy zawinili przeciw tobie. Ale oni nie zwracają się do ciebie z prośbą o przebaczenie. I niech cię to nie dziwi. Bo na tym polega tajemnica zła, że widzisz je ty, który jesteś krzywdzony, a nie widzi go ten, kto cię krzywdzi. I wcale nie ma zamiaru cię przepraszać. A nawet uważa, że ty to powinieneś uczynić. Na tym polega tajemnica zła, że ty, który źle czynisz, tego nie widzisz – zapatrzony w siebie, w swój punkt widzenia, w swoje korzyści – uważając, że wciąż masz rację. I nawet do głowy ci nie przychodzi, byś miał kogokolwiek przepraszać.
„Jeżeli żałuje, przebacz mu”. A jak nie żałuje? Potrącił cię, kopnął, dokuczył, obraził, nawymyślał, naubliżał, obmówił, oczernił, wyśmiał, wykpił, upokorzył, skompromitował, uniemożliwił dalszą działalność, odsunął od życia, może pożyczył i nie oddał, oszukał, okradł. I uważa, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku.
A ty byś mu nawet chętnie przebaczył, gdybyś stwierdził, że coś w nim drgnęło, gdyby okazał, że jest świadomy twojej krzywdy. Ale on śmieje się ze swoimi kumplami z ciebie, który leżysz podeptany i sponiewierany. To co robić? Ty idź dalej.
Spytasz: „To mam nie przebaczać?”. To nie jest w tej sytuacji dobre słowo. Przecież on nie prosi cię o przebaczenie. Ale nie właź do rowu i nie czekaj sposobności, aby się zemścić, a przynajmniej wyrównać rachunki.
Idź dalej, abyś się nie zniszczył w nienawiści i zapamiętaniu. A za niego pomódl się czasem.
Tylko wtedy jesteś chrześcijaninem, kiedy umiesz przebaczać. To znaczy odpuścić, darować, przekreślić. Jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Uznać za niebyłe. Traktować normalnie.
I tylko wtedy jesteś chrześcijaninem, jeżeli – gdy powrócisz – jesteś w stanie uznać siebie za oczyszczonego. Jakbyś zła nie popełnił. Jakby tego grzechu w ogóle w twoim życiu nie było. Jeżeli naprawdę wierzysz, że ci darowano, przebaczono, przekreślono. Nawet gdyby twoje grzechy były jako szkarłat – że nad śnieg wybielałeś.
W jakiego ty Boga wierzysz? Sprawiedliwego – który za dobre wynagradza, a za złe karze? I to surowo. Który nie przeoczy żadnego przewinienia? Nie zapomni? Nie daruje? Który dotąd ściga, aż wypłacisz wszystko co do grosza, aż zapłacisz za swoje zło, swój błąd, swoją słabość, swoją głupotę, i czujesz ten Jego bat na swoich plecach? Czy ty wierzysz w takiego Boga?
Bo Bóg Chrystusowy to jest Bóg, który, gdy z daleka zobaczy syna marnotrawnego, wybiega mu naprzeciw. A gdy ten upadnie Mu do stóp, podnosi go i prowadzi do domu swego. Bóg Chrystusowy to jest Bóg, który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, a idzie i szuka tej, która zginęła.
Czy ty jesteś chrześcijaninem? A może jesteś człowiekiem sprawiedliwym, który nie daruje, nie zapomni, nie przebaczy, ale dotąd ściga, dopóki nie zostanie mu wypłacone wszystko co do grosza? Aż zapłaci mu każdy wierzyciel za swoje zło, swój błąd, swoją słabość, swoją głupotę?
„Ile razy mam przebaczyć?”. Jezus odpowiada: Aż siedemdziesiąt siedem razy. A więc zawsze przebaczać. To jest jedyna recepta na życie. Choć to wydaje się ponad twoją wytrzymałość. Bo im więcej masz lat, tym więcej dokucza ci krzywd, które ludzie ci uczynili wczoraj, które ci czynią dzisiaj i które będą ci czynili jutro. A więc przebaczać. Bo inaczej będziesz myślał wciąż i tylko o krzywdzie, jakiej doznałeś. Bo inaczej będziesz patrzył na ludzi z nienawiścią, jak wściekły pies. I nic w życiu nie zrobisz.
Jeżeli chcesz naprawdę kochać swojego nieprzyjaciela, to nie zaczynaj od wyrównywania rachunków. Bo gdy masz nadzieję, że on uwierzy w swoje zło, przyzna ci rację, zadośćuczyni i przeprosi, to się absolutnie mylisz. Po prostu dlatego, że ten, który cię skrzywdził, uważa, że on jest w porządku. Że on powinien tak postępować dla twojego dobra albo żeby bronić się przed tobą, albo żeby cię ukarać za twoje występki. Jeżeli nawet na początku, kiedyś, w pierwszym uderzeniu przeciwko tobie miał wewnętrzne wątpliwości czy wyrzuty sumienia, to potem swoje postępowanie dokładnie uzasadnił. Dlatego nie zaczynaj od obrachunków. On natychmiast wpadnie w panikę, że ty – w jego oczach będąc człowiekiem złym – chcesz go zniszczyć. Jeżeli chcesz naprawdę kochać swojego nieprzyjaciela, to zacznij od wyciągnięcia do niego ręki.
Bo my tak lubimy rozglądać się za cudami. Gdy się coś nadzwyczajnego wydarzy, mamy dowód, że tu jest Bóg, tuż na wyciągnięcie ręki.
A przecież największy cud dzieje się wtedy, gdy pięść podniesiona do uderzenia opadnie, gdy nienawiść ustanie i zapanuje zgoda, gdy zemsta przemieni się w przyjaźń, gdy pokój zapanuje, choć trwała wojna – gdy Bóg, który jest Miłością, Pokojem, Przebaczeniem, Darowaniem, zamieszka w ludziach. To większy cud niżby Matka Najświętsza ukazała się w grocie. Zresztą Ona ukazuje się również po to, aby złodziej oddał to, co zrabował, oszust przyznał się do swojego oszustwa, ten, kto skrzywdził, przeprosił, aby człowiek człowiekowi podał dłoń.
Ulituj się nad tymi, którzy cię niszczą. Współczuj tym, którzy cię nienawidzą. Pożałuj tych, którzy ci dokuczają. Bo tkwią w koszmarze wyrównywania rachunków. Zamiast twórczo pracować, zajmują się bezsensowną pracą niszczenia ciebie. Tracą czas i energię na dokuczanie ci, na przemyśliwaniach, jak cię pokonać. I idą w samozagładę. To godni pożałowania ludzie, którzy ulegli własnej namiętności. Zostali pokonani przez własne zło. Dokonują samobójstwa okrutniejszego, bo trwającego czasem całe życie, bo do śmierci nie potrafią od swojego zła się wyzwolić – nie potrafią przebaczyć faktycznych czy urojonych krzywd.
Ulituj się nad sobą, który nienawidzisz swoich nieprzyjaciół. Współczuj sobie, który ich niszczysz. Pożałuj siebie, który im dokuczasz.
opr. aś/aś