Kolejne rozważanie z cyklu "Medytacje o Bogu Maryi"
Jakie mówienie o macierzyństwie Maryi uznać za poprawne? Nie trzeba być obeznanym ze szkolnymi dyskusjami o Matce Jezusa, a jedynie nieco rozczytanym w Piśmie Świętym, aby zauważyć, że pytanie jest zasadne. Fakt, że najłatwiej pisać i mówić o matce, nie oznacza, iż robi się to dobrze. Podobnie rzecz się ma z pojmowaniem macierzyństwa Matki Pana.
Przyglądając się współczesnym dyskusjom o macierzyństwie, można zauważyć, że w jakimś sensie widać w nich zwyczajną ludzką bezradność. Funkcjonuje tyle różnych teorii na temat daru macierzyństwa, że nie wiadomo, którą można wykorzystać mówiąc o Matce Jezusa. Chociaż sprawa nie jest nowa, od czasów Jezusa uzyskała nowe światło. Wystarczy zatrzymać się na Jego słowach. Jezus uczy patrzeć na swoją Matkę, odkrywać w Maryi to, co najpiękniejsze i najważniejsze w oczach Boga. Ukazuje, czym rzeczywiście jest lub powinno być macierzyństwo. Jego proste polecenie, aby Jan wziął Maryję jako Matkę „do siebie”, stawia właśnie tę kwestię: Jak Jezus przeżywał więź z Matką i kim On okazał się dla Niej? Czy chciał jedynie potwierdzić ówczesne wyobrażenia o macierzyństwie, czy pragnął pokazać coś nowego? A może w ten sposób miał się ujawnić rąbek macierzyńskiej tajemnicy Boga?
Ewangelista Marek relacjonuje następujące wydarzenie. W czasie działalności publicznej Jezusa wielki tłum uniemożliwiał niektórym dostęp do Niego. Ktoś się odezwał: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”. Jezus wówczas odrzekł: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi? (...) Kto pełni wolę Bożą, ten mi jest bratem, siostrą i matką”.
Nieco inną historię przedstawił św. Łukasz, gdy ukazał, jak do Jezusa dotarła pewna kobieta i rzekła: „Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś”. On natomiast odparł: „Owszem, ale błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”.
W jednym i drugim wypadku ludzie w dobrej wierze chcieli dostrzec wielkość Maryi. Problem w tym, że były to tylko ich wyobrażenia o Jej macierzyństwie. Tymczasem Jezus, nie przeciwstawiając się słuchaczom, ale zachęcając do głębszego spojrzenia, mówi, że w życiu Jego Matki najważniejsze było słuchanie słowa Bożego i wypełnianie woli Bożej. Gdyby nie taka była droga Maryi, nie byłoby w Niej otwarcia na dar macierzyństwa. Ona przyjęła ten dar dlatego, że uwierzyła, iż Pan Bóg uzdalnia do wypełniania swych zamiarów. To też w swej krewnej zauważyła Elżbieta, która wyznała: „Błogosławiona jesteś, bo uwierzyłaś, że spełnią Ci się słowa powiedziane od Pana”. Do tego wyznania należałoby dołączyć komentarz św. Augustyna do sceny Zwiastowania: „Maryja wpierw poczęła w sercu, zanim poczęła w ciele”.
Wniosek zatem jawi się następujący: możliwe są różne ustalenia na temat macierzyństwa, ale czymś odmiennym stają się wypowiedzi i zachowania, które wiarę obierają za punkt wyjścia. Wszelki kryzys macierzyństwa ma źródło w kryzysie wiary. Na nic się zdadzą kosmetyki słowne w teoretyzowaniu o byciu matką. Macierzyństwo Maryi, czyli otwarcie na przyjęcie Jezusa, jakiego chciał odwieczny Ojciec, a więc z całym wymiarem krzyża, było możliwe dzięki obietnicy i wierności Boga. Maryja potwierdza, że Bóg, gdy zamierza coś wykonać, to do tego uzdalnia. Bóg, daleko bardziej niż Matka Pana, chce w sercu zrodzić swoją bliskość, pragnie być dużo bliżej niż matka wobec dziecka. Tak ukształtował Matkę według słowa.
opr. mg/mg