Wiara, czyli wyjście ze strefy komfortu

Wierząc Bogu, muszę opuścić swoją strefę komfortu i zaufać, że On przeprowadzi mnie przez trudności i wyzwania

Motywem przewodnim dzisiejszych czytań jest wiara. Jako jej wzór postawieni są przed naszymi oczami patriarchowie stojący u początku kluczowych etapów historii zbawienia: Abraham oraz Dawid, a następnie Józef, jako ten, który doświadczył spełnienia Bożych obietnic udzielonych przodkom.

Czym właściwie jest wiara? Czy oznacza ona akceptację tego, co irracjonalne, sprzeczne z rozumem, wbrew ludzkiej logice? To byłoby błędne rozumienie wiary. Wiara nie jest sprzeczna z rozumem. Jednak nasz rozum nie jest w stanie ogarnąć całej rzeczywistości. Nasze myślenie oparte jest na wcześniejszym doświadczeniu, nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć w pewny sposób przyszłości, ani nawet ogarnąć wszystkiego, co dzieje się w teraźniejszości. Wiara pozwala nam sięgać w przyszłość, aby móc tak jak Abraham „wbrew nadziei uwierzyć nadziei”. Innymi słowy, właśnie to, co może się nam wydawać najmniej prawdopodobnym rozwojem wypadków, stanie się naszym udziałem. Bóg nie działa wbrew naturze, którą sam stworzył, ale tak kieruje porządkiem natury, że to, co niespodziewane i mało prawdopodobne, staje się faktem.

Wiara musi się ciągle mierzyć z naszym pragnieniem komfortu, wygody i bezpieczeństwa. To pragnienie bezpieczeństwa, wygody, planowania własnego życia jest czymś naturalnym. Jednak Bóg wymaga od nas, abyśmy wyszli ze strefy własnego komfortu, abyśmy byli otwarci na to, na co sami nie możemy się przygotować. Nie wszystko w życiu da się zaplanować. Nie chodzi o to, że planowanie i przewidywanie jest czymś złym. Wręcz przeciwnie, roztropność i umiejętność przygotowania się na różne okoliczności jest cnotą. Ale pomimo największej nawet przezorności życie zawsze będzie nas przerastać, będą się pojawiać wyzwania, których nie dało się przewidzieć.

Takim wyzwaniem może być nieoczekiwana zmiana w pracy, choroba własna lub w rodzinie, nagła potrzeba pomocy wśród znajomych, klęska żywiołowa, przemiany społeczne, czy — jak w tym momencie — epidemia. Bóg nie oczekuje od nas, abyśmy byli przygotowani na to, na co nie da się przygotować. Oczekuje jednak, że będziemy gotowi podjąć wyzwanie. Czy potrafisz dostrzec tę subtelną różnicę między przygotowaniem a gotowością? Nie da się przygotować na nagłą chorobę, czy niespodziewaną zmianę swojej sytuacji życiowej. Ale można być wewnętrznie gotowym do podjęcia wyzwania.

Dla św. Józefa takim wyzwaniem było przyjęcie Maryi noszącej w swym łonie dziecko, którego nie był ojcem. Zaręczając się z nią nie mógł się spodziewać takiego obrotu spraw. Nie mógł być na to przygotowany. Ale jego wewnętrzna prawość umożliwiła mu podjęcie wyzwania. Pierwszym odruchem było przyjęcie rozwiązania kompromisowego — potajemne oddalenie Maryi, aby nie narazić jej na zniesławienie. Po ludzku — byłoby to rozwiązanie szlachetne, jednocześnie jednak niespełniające Bożych zamiarów względem Józefa i Maryi. Dlatego w tym momencie przychodzi natchnienie od Boga, które pozwala Józefowi wyjść jeszcze dalej poza strefę komfortu i podjąć wyzwanie, które przerastało jego wszelkie wyobrażenia. Warto zauważyć, że natchnienie to pojawia się we śnie, podobnie jak późniejszy nakaz, aby chronić Maryję i Jezusa, uciekając do Egiptu.

Dlaczego Bóg objawił się Maryi na jawie, posyłając do niej anioła, a Józefowi — we śnie? Nie potrafimy na to pytanie odpowiedzieć z niewzruszoną pewnością, ale wiemy, że Bóg do każdego człowieka mówi w taki sposób, jaki jest dla niego najwłaściwszy. Gdyby prześledzić historię prywatnych objawień w ciągu dwudziestu wieków od czasów Chrystusa, okazałoby się, że żadne z nich nie było kopią innych. Przypuszczam, że gdybyśmy mogli zajrzeć do serc wszystkich świętych, którym Bóg udzielał swoich natchnień, doszlibyśmy do podobnego wniosku. Dowodem na to, że w przypadku Józefa objawienie udzielone podczas snu było właściwym sposobem komunikacji, jest fakt, że „zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański”. Być może ktoś inny potraktowałby sen jako miraż lub doszukiwałby się w nim treści ukrytych we własnej podświadomości. Dla Józefa jednak sens snu był tak jasny, że pozwolił mu podjąć decyzję zmieniającą kierunek jego życia.

Czym jest więc wiara, której oczekuje od nas Bóg? Nie jest to tylko wiara w „coś” — taka wiara, zwana statyczną, zakłada, że przede wszystkim wierzę „komuś” — a to jest wiara dynamiczna. Wierzę nie tylko w to, co Bóg już objawił wcześniej, ale przede wszystkim — wierzę samemu Bogu. Boże objawienie zawarte w Biblii jest podstawą wiary. Bóg jednak nie zamilknął wraz ze śmiercią ostatniego apostoła, ale nadal działa w Kościele i w sercu każdego chrześcijanina. Wiara dynamiczna oznacza gotowość słuchania Boga i rozeznawanie Jego woli — czyli odróżnianie podszeptów złego ducha lub własnych pomysłów od autentycznych natchnień Boga. Bóg zna naszą duszę, naszą wrażliwość, do każdego człowieka przemawia więc w nieco inny sposób. Być może usłyszymy Jego głos podczas osobistej modlitwy, podczas adoracji, podczas słuchania Jego Słowa głoszonego w kościele, a może stanie się to w zetknięciu z ludzką biedą czy nieszczęściem. Ważne, abyśmy — tak jak św. Józef potrafili ten głos rozpoznać i pójść za nim.

 

Pytania do refleksji:

  • Co w moim życiu jest wyzwaniem, sytuacją, która wydaje się mnie przerastać?
  • Czy umiem dostrzec, co w tej sytuacji chce mi pokazać Bóg i do czego może mnie wzywać?
  • W jaki sposób modląc się, pytam Boga o jego wolę i proszę o prowadzenie mnie w życiu?
  • Czy potrafię zaufać Bogu, że przeprowadzi mnie przez życiowe trudy i wyzwania?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama