Pamiętaj, że nawet jeśli po raz kolejny upadniesz, zawsze możesz zacząć od nowa
Pamiętaj, że nawet jeśli po raz kolejny upadniesz, zawsze możesz zacząć od nowa!
Szczęście polega na tym, by nie grzeszyć, a nie na tym, by unikać jedynie grzechów ciężkich.
Nie każde zło wyrządzane w sposób świadomy i wolny jest grzechem ciężkim, przez który radykalnie oddalamy się od Boga i nie możemy przyjmować komunii św. Grzech ciężki pojawia się, gdy ktoś wyrządza krzywdę sobie lub innym w poważnej sprawie; gdy czyni to świadomie i dobrowolnie; gdy wie, że w ten sposób rani też serce kochającego i niewinnego Boga. Wyjątkowo ciężkie są grzechy przeciwko Bogu, np. ubóstwianie jakiegoś człowieka czy jakiejś rzeczy, albo zarzucanie Mu, że jest kłamcą lub że nie chce naszego szczęścia. Bardzo poważne są grzechy przeciwko ludzkiemu życiu, a zwłaszcza morderstwo, aborcja, fizyczne i psychiczne znęcanie się nad kimś (przemoc, dręczenie). Równie ciężkie są grzechy przeciwko godności człowieka, jak nieczystość, gwałt, gorszenie dzieci i młodzieży czy namawianie kogoś do wielkiego zła.
Grzechy lekkie popełniamy, gdy wyrządzamy komuś krzywdę w drobnej sprawie, nie zagrażając w poważny sposób zdrowiu, życiu, godności czy wolności bliźniego. Trzeba jednak strzec się lekceważenia ich. Po pierwsze dlatego, że zwykle nikt nie zaczyna od popełniania grzechów ciężkich, lecz od bagatelizowania lekkich. Wielkie zło przychodzi z czasem, a jego początkiem jest zwykle niewierność Bogu, sumieniu i ludziom w drobnych sprawach. Po drugie, wystarczy trwanie w grzechach lekkich, aby życie stawało się coraz bardziej nieznośne. Bóg powołuje nas do wielkiej miłości i do wielkiej radości, a nie jedynie do tego, byśmy unikali grzechów ciężkich. Grzechy lekkie też są grzechami! Wystarczą pozornie niegroźne kłamstewka, plotki, drobne narzekania, ciągłe użalanie się nad sobą w niby nieistotnych sprawach, by życie przestało być świętem.
Czy grzesznikom może się dobrze powodzić? Z pewnością nie! Grzech może dać chwilową przyjemność, ale zawsze odbiera trwałe szczęście. Czasami widzimy wielkich grzeszników, którzy są zdrowi, bogaci, zadowoleni. Robią kariery w zawodzie, w polityce czy mediach. Dzieje się tak, ponieważ grzech nie zawsze wydaje zatrute owoce od razu. Bóg nie zsyła grzesznikom natychmiastowej kary. Dokładnie mówiąc, Bóg nie zsyła im żadnej kary. Kara zawiera się w samym grzechu, jest jego nieuchronną konsekwencją. Jeśli ktoś popada w uzależnienia, sam wybiera sobie karę. Jeśli wiąże się z egoistami czy ludźmi podłymi, wcześniej czy później będzie cierpiał.
Nie zawsze konsekwencje grzechu są oczywiste i od razu widoczne. Dla przykładu, gdy ktoś się nie uczy i ściąga, może przez pewien czas mieć dobre stopnie. Złe pojawią się później. Gdy ktoś się stale przejada, nie staje się od razu otyły i ciężko chory. Jeśli cudzołoży, nie musi za pierwszym razem zarazić się weneryczną chorobą. Jeśli kradnie lub oszukuje, nie zawsze zostanie natychmiast schwytany; czasem przez długie lata żyje w luksusie. Jeśli ktoś się upija, niekoniecznie od razu zostanie zwolniony z pracy czy będzie leżał w rowie. Jednak wcześniej czy później skutki grzechów zaczną być coraz bardziej widoczne.
Ludzie grzeszni często szpanują, czyli udają, że są szczęśliwi. Trudno oczekiwać, by chłopak, który się nagminnie upija, powiedział kolegom, że sięga po alkohol, ponieważ nie radzi sobie z życiem albo ma wyrzuty sumienia i cierpi. Zwykle nie przyzna się do tego nawet przed samym sobą. Podobnie trudno oczekiwać, że kobieta, która pozwala się wykorzystywać jakiemuś mężczyźnie, zwierzy się koleżance, że cierpi, że nie czuje się kochana, że boi się o przyszłość, bo jest oczywiste, że on wcześniej czy później ją zdradzi i porzuci. Na zewnątrz taka kobieta robi dobrą minę do złej gry, np. chwaląc się prezentami, jakie dostała od kochanka.
Kto grzeszy, jest niespokojny nawet wtedy, gdy jeszcze mu się dobrze powodzi. Niepokój pojawia się w sumieniu, w myśleniu o przyszłości. Zwykle jesteśmy przecież zaskoczeni, dowiadując się, że jakiś znany i bogaty piosenkarz, aktor czy sportowiec przedawkował narkotyki albo odebrał sobie życie. Z zewnątrz wydawało się przecież, że to człowiek sukcesu. Nawet jeśli ktoś zagłusza swoje sumienie, grzech coraz mocniej dręczy jego serce. Na dłuższą metę grzesznicy mają tylko dwie możliwości: albo się nawrócą, albo będą coraz boleśniej cierpieć.
Nikt z nas nie jest bez grzechu. Jednak gorsze od popełnienia go jest trwanie w nim. To tak, jakby ciągle oddychać zatrutym powietrzem. Na szczęście większość ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że jest to nie tylko bolesne, ale też śmiertelnie niebezpieczne. Grzech ciężki jest dla ducha tym, czym dla ciała poważna choroba i wysoka gorączka. Trwanie w ciężkich grzechach coraz bardziej wikła człowieka w zło, przyzwyczaja do niego i uzależnia. Rani sumienie i osłabia wolę. Odbiera radość życia. Zatruwa więź z samym sobą i z innymi. Radykalnie oddala od Boga. Człowiek, który żyje w stanie grzechu ciężkiego, zaczyna chować się przed Bogiem jak pierwsi rodzice. Albo obarcza Go winą za zło, które czyni i przed którym Bóg go przestrzegał. Trwając w grzechu, staje się coraz bardziej otwarty na pokusy i działanie szatana, traci moralny układ odpornościowy. Szuka podobnych sobie osób i wdaje się w coraz gorsze towarzystwo. Łatwo go wtedy namówić do popełniania kolejnych grzechów – coraz częstszych i coraz cięższych. Pęka w nim bariera naturalnego wstydu, przestaje dostrzegać własną godność, traci szacunek do samego siebie i zdrowy rozsądek.
Trwanie w stanie grzechu może prowadzić do niewiary w nawrócenie i do popadnięcia w rozpacz. To tak, jakby doświadczać kawałka piekła na ziemi. Jednak Bóg i wtedy nie przestaje kochać błądzącego, nie przestaje go szukać. W swoim miłosierdziu posyła mu dobrych ludzi, przemawia do jego sumienia, przez różne życiowe zdarzenia skłania go do refleksji. Nie przekreśla żadnego grzesznika, ale też nie może go uratować wbrew jego woli. Stwórca dał nam prawdziwą wolność i sam zapłacił za nią najwyższą cenę. Niektórzy grzesznicy żyją w zakłamaniu, wmawiając sobie i innym, że nie mają nic na sumieniu. Nie mają dla siebie miłosierdzia, bo odbierają sobie szansę na refleksję i nawrócenie. Inni przyznają wprawdzie, że są obciążeni poważnymi grzechami, ale mają nadzieję, że zdążą się nawrócić, zanim umrą. To tak, jakby przez całe życie chcieli być chorzy, a do szczęścia wystarczała im nadzieja, że tuż przed śmiercią wyzdrowieją.
Jest to fragment książki ks. Marka Dziewieckiego: Zawsze możesz zacząć od nowa. Poradnik spowiedzi dla młodych, Wydawnictwo Homo Dei
opr. ac/ac