Niejednokrotnie ratuje nas przed spóźnieniem do szkoły, do pracy, na pociąg, samolot… Nikt chyba nie ma wątpliwości co do pożyteczności budzików. Ale pozostaje pytanie, czy lubimy swój budzik? Sumienie to taki budzik...
W Kościele przeżywamy kolejny Wielki Post i chyba dobrze byłoby, gdybyśmy jako chrześcijanie - nie tyle na płaszczyźnie gospodarczej, co duchowej - przeprowadzili pewien bilans zysków i strat.
Tylko dla odważnych
W ostatnim czasie jednym z głównych tematów nieustannie „maglowanych” w mediach jest kryzys gospodarczy. Wiąże się on z wieloma analizami, badaniami, prognozami… Mniejsze lub większe firmy uważnie śledzą swoje bilanse zysków i strat. Podejmowane są konkretne plany czy kroki, które mają zaradzić kryzysowi. Tymczasem warto, abyśmy podjęli krok, który należy jedynie do osób odważnych. Tym właśnie krokiem jest własny, rzetelny rachunek sumienia, analiza tego, co możemy określić jako korzyść dla naszego ducha, ale także i tego, co powinniśmy uznać jako stratę, a może czasem duchowy kryzys czy nawet krach…
Nie lubię budzików!
Skoro mamy mówić o rachunku sumienia, warto rozbić te dwa słowa i nieco się im przyjrzeć. Najpierw przypomnijmy, czym jest sumienie. Katechizm Kościoła powie, że sumienie to wewnętrzne sanktuarium człowieka, w którym możemy usłyszeć Boży głos. Głos Bożej woli, głos Bożego prawa, napomnień czy też pochwały ludzkiego postępowania. Do mnie jednak oprócz określenia „wewnętrzne sanktuarium” równie mocno przemawia pewne porównanie zastosowane przez księdza Piotra Sosnowskiego, salezjanina, wykładowcę, w którego zajęciach z homiletyki było mi dane uczestniczyć w łódzkim seminarium. Kiedy mówił o sumieniu, zadawał najpierw kluczowe pytanie: Czy lubisz swój budzik??? Tak zwyczajnie: budzik! Znamy doskonale to urządzenie. Niejednokrotnie ratuje nas przed spóźnieniem do szkoły, do pracy, na pociąg, samolot… Nikt chyba nie ma wątpliwości co do pożyteczności budzików. Ale pozostaje pytanie, czy lubimy swój budzik? A najlepiej zadać to pytanie o szóstej rano, kiedy człowiek chętnie słodko by jeszcze pospał, a tu niestety. Dźwięk, którego nie lubię, wyrywa mnie z błogiego spoczynku. Wstawaj! Rusz się! No i znamy to chyba z autopsji, kiedy z determinacją uderzamy to zacne urządzenie, tłumacząc sobie, że jeszcze trochę. A tu za pięć minut znowu pobudka. Myślę, że o piątej lub szóstej rano większość z nas powie, że nie lubimy budzików.
A sumienie to właśnie taki budzik. Kiedy robimy coś niewłaściwego, zaczyna się odzywać. A my jednym uderzeniem wyłączamy go jeszcze na chwilę, jeszcze trochę. A on znowu. Jest tylko jeden problem. Podobnie jak bateria w budziku może się wyczerpać, tak i sumienie można skutecznie zagłuszyć. Jeśli zbyt gwałtownie potraktujemy budzik, możemy go zniszczyć. Sumienie także możemy zdeformować. Wtedy potrzeba nie tylko rachunku sumienia. Wtedy potrzeba konkretnego nawrócenia. I choć nawrócenie i rachunek sumienia są sobie bardzo bliskie, my skupimy się przez moment na tym ostatnim.
Bilans zysków i strat
Uwielbiam określać rachunek sumienia jako bilans zysków i strat. Da się bowiem zauważyć, że często jako katolicy traktujemy ten duchowy rachunek bardzo jednostronnie, skupiając się jedynie na stratach. No tak, jako dzieci pierwszokomunijne uczyniliśmy swój pierwszy rachunek sumienia. Odpowiedzieliśmy sobie na dziesiątki pytań dotyczących grzechów. Jednak im bardziej jesteśmy dojrzali, tym bardziej warto, byśmy w duchowym bilansie dostrzegali nie tylko straty, ale również zyski. Zyski, czyli to, co jest w nas dobre, szlachetne, wartościowe. I może ktoś powie: Proszę księdza, ale to prowadzi do narcyzmu! Od razu odpowiem, że nie o narcyzm tutaj chodzi. Myśląc o tym, co jest we mnie dobre, wcale nie chcę popaść w samouwielbienie, ale chcę uwielbić Pana Boga za to, co w ostatnim czasie było naprawdę dobre i cenne. Przecież nasze życie codzienne to nie tylko grzechy, ale przede wszystkim wiele dobroci, życzliwości, poświęcenia. Rzecz, o której mowa, jest niezwykle konieczna, bo mało że chroni nas przed duchowym pesymizmem, skrupulanctwem, to wreszcie prowadzi do uwielbienia Stwórcy, który stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. A nawet jeśli myśląc o swoich zaletach i szlachetnych postawach dojdziemy do wniosku, że nie było ich ostatnio wiele, będzie to sygnał ku temu, by coś zmienić, by pozwolić Panu Bogu na pomnażanie dobra w moim sercu, w mojej codzienności.
Duchowe manko
Kiedy już uczynimy to, o czym była mowa dotychczas, trzeba zdobyć się na odwagę podliczenia strat. Trzeba wejrzeć głęboko w swoje sumienie i posłuchać, co ono nam wyrzuca. Na pewno nie jest to niczym przyjemnym, tak jak dla właściciela firmy nie jest miłą informacja, że w kasie jest manko, a rozchody są większe niż przychody. Mimo wszystko trzeba stanąć w prawdzie i rzetelnie ocenić sytuację, aby nie popaść w większe kłopoty bądź kryzys.
Jak to uczynić? Sposobów jest wiele. Kluczem, który pomoże nam ocenić stan duszy, może być Dekalog. Warto przyjrzeć się własnej codzienności pod kątem każdego z przykazań. Można pójść jeszcze innym torem, to znaczy spojrzeć na nasze postępowanie pod kątem przykazania miłości, zobaczyć, jak wygląda w mojej praktyce miłość względem Boga, wobec bliźniego i siebie samego. Te trzy płaszczyzny – jak doskonale wiemy – są niebywale ważne i nierozłączne.
Którykolwiek z podanych kluczy zastosujemy, zauważymy, że niestety w duchowym bilansie pojawia się grzech, słabość, strata. I nawet gdybyśmy stwierdzili, że nasze duchowe manko jest spore, że może sięga granicy pewnego kryzysu, trzeba mieć wówczas na uwadze jedną rzecz: nasze grzechy, choćby największe, są kroplą, która może utonąć w oceanie Bożego Miłosierdzia, jeśli tylko na to pozwolimy. Bóg zawsze okazuje miłosierdzie, ilekroć spotyka się z ludzką szczerością, prostotą i rzetelnym postanowieniem przemiany, poprawy. Tak więc nie czynię rachunku sumienia po to, by się zdołować, ale po to, by się dać podnieść Jezusowi, który przychodzi z łaską przebaczenia, miłosierdzia.
Duch Prawdy
Aby nasz wewnętrzny bilans miał sens, nim przystąpimy do niego, powinniśmy uczynić ważną rzecz: pomodlić się do Ducha Świętego, prosto, własnymi słowami, nawet jednym szczerym zdaniem. Dobrze jest poprosić Ducha prawdy, aby pomógł nam wejść w głąb naszego serca, aby pozwolił spojrzeć nam na nas samych takim wejrzeniem, jakim ogarnia nas w swojej miłości Pan Bóg. To Duch Święty może ożywić nasze sumienia, oświecić je zwłaszcza wtedy, kiedy pozwoliliśmy sobie zagłuszyć nasz wewnętrzny budzik. Duch Pocieszyciel pozwoli nam rzetelnie dostrzec zarówno to, co dobre, jak i to, co wymaga przemiany, poprawy, nawrócenia.
Salon odnowy
Kiedy już wykonamy te trzy kroki: modlitwa do Ducha Świętego, bilans zysków, podsumowanie strat, kolejnym będzie duchowy salon odnowy, czyli sakramentalna spowiedź. Wiemy, jak ważnym jest dla nas wygląd zewnętrzny. Trzeba więc, abyśmy w podobny sposób (albo jeszcze intensywniej) troszczyli się o własne wnętrze. Nie wystarczy dokonać rachunku, trzeba udać się do Tego, który spłacił za nas wszelki zapis dłużny, wymazał go nie czymś przemijającym, ale własną Krwią. Niech On będzie naszym oczyszczeniem i umocnieniem w dobrym.
Nie tylko przed spowiedzią
Rachunek sumienia to nie tylko kwestia związana ze spowiedzią. Można go bowiem czynić każdego dnia, na przykład podczas wieczornej modlitwy, podsumowując kolejny dany nam dzień, uwielbiając Boga za to, co było piękne i przepraszając za to, co było nie w porządku względem Niego lub ludzi, których On akurat wtedy postawił na ścieżce naszego życia.
Nie jesteśmy sami
Przy okazji naszych wielkopostnych zamyśleń, chciałbym wspomnieć jeszcze jeden fakt. Pan Bóg w trosce o nasze szczęście dał nam duchowych przyjaciół: Anioła Stróża, świętych Patronów, Matkę Jezusa. Skoro Oni są przy nas zarówno wtedy, gdy nasze postępowanie jest budujące, jak i wówczas, gdy zasmucamy Boga swymi postawami, warto, abyśmy od czasu do czasu tym Boskim Opiekunom powiedzieli słowo dziękuję czy też przepraszam. Niech ich obecność będzie dla nas zapewnieniem, że w przeprowadzeniu naszych wewnętrznych bilansów nie jesteśmy sami!!!
opr. aś/aś