Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (20/2000)
Rynek książki katolickiej w Polsce od dziesięciu lat przeżywa — można powiedzieć — systematyczny rozwój. Ten dynamizm jednak podlega normalnym prawom wolnego rynku. Powstają nowe wydawnictwa, drukarnie, ale muszą one prowadzić działalność, poddając się takim samym prawom rynku jak inne, niekościelne instytucje.
Ale można — mówiąc o rynku książki katolickiej, czy też religijnej — powiedzieć o kilku ciekawych tendencjach, które ów rynek charakteryzują. Od kilku lat można zaobserwować coraz więcej książek polskich autorów, i nie ma już przewagi tłumaczeń. Wydawcy wprost zamawiają lub też są pomysłodawcami książek pisanych i opracowywanych przez polskich autorów. Zaczynamy tworzyć własne książki, które do tej pory tłumaczyliśmy. Może najsłabiej widać to w dziedzinie samej teologii, bo też i teologia polska to jest przecież pojęcie nieznane. Ale książki publicystyczne, historyczne, z zakresu duchowości pisane po polsku stanowią niemały procent rynku.
Drugim wyznacznikiem dynamizmu rynku książki religijnej, katolickiej jest tendencja do wydawania książek religijnych przez wydawnictwa „niekościelne”, świeckie, które same specjalizują się w innych pozycjach. Duże wydawnictwa wydają te książki, bo im się to opłaca oraz — jak sami mówią — widzą sens takiej edycji. Ponieważ są odbiorcy, dlatego się wydaje, to zasada stara jak świat, mówiąc już językiem popularnym.
Zakończone VI Targi Wydawców Katolickich pokazały, że mimo upału, wielu dni wolnych od pracy oraz kanonizacji błogosławionej Faustyny i uroczystości świętego Wojciecha impreza ta jest odwiedzana przez wydawców, drukarzy, ludzi pióra i teologii oraz zwykłych czytelników, którzy jeszcze nie zapomnieli o książce.
opr. mg/mg