Jestem od wykonywania zadań

O trudnym życiu aktora, reżysera i właściciela teatru

Kim jest Emilian Kamiński?

Jestem raczej człowiekiem osobnym. Trochę jak drzewo. Choć z żadnym nie jestem złączony. Natomiast żyję w lesie i temu lasowi sprzyjam. Jeżeli idzie burza, to moje liście ją zauważają, zawiadamiając inne drzewa. To jest to, więc nie jestem ze stada, jestem osobny.

Jak pustelnik?

Zawsze podobali mi się pustelnicy. Mam do nich sentyment. A najbardziej mi imponują... kapłani tybetańscy! Taki kapłan żyje w pełnej ascezie, przy drodze. Na niego pada deszcz, wieje wiatr, jak mu ktoś nie przyniesie jedzenia, to on nie je. On medytuje. Jest w nirwanie, jest ponad.

Michał Żebrowski, także dyrektor teatru prywatnego, powiedział ostatnio takie zdanie: Nadal jestem wrażliwy. A Pan? Czy dyrektorowanie przeszkadza w byciu wrażliwym?

Bardzo przeszkadza. Prowadzenie teatru na pewno odbiera w dużym stopniu wrażliwość, dlatego że trzeba liczyć pieniądze, stać twardo na ziemi. Tymczasem wrażliwość to cecha ludzi, którzy po ziemi za mocno nie stąpają. Z całym szacunkiem dla Michała Żebrowskiego, ale ja bym tak o sobie nie powiedział. Dyrektorowanie jest tak mocnym wyzwaniem, że tutaj nie ma czasu na wrażliwość. Inaczej - ona nie może przeszkadzać.

 źródło: teatrkamienica.pl

Mówi Pan, mój teatr świadczy o mnie.

Tak, bo biorę za niego odpowiedzialność. I staram się nie mieć kompleksów, które są najgorszą rzeczą w tej robocie. Trzeba na tyle mieć świadomość swoich umiejętności, żeby właśnie wyzbyć się kompleksów. Jeśli ktoś przychodzi do mnie z ciekawą propozycją, jestem otwarty. Zawsze.

To się nazywa dystans do siebie.

Hm...

Słyszałam, że jest Pan specjalistą od spełniania marzeń. Teatr Kamienica powstał przecież w miejscu, wydawałoby się, zupełnie nieadekwatnym do wystawiania sztuk. W starej, zrujnowanej kamienicy.

Jestem od wykonywania zadań. Wymyślam je i do niego dążę. Marzenie przekładam na zadanie. Wyznaczam sobie cele. Zrobię taką i taką sztukę. I dążę do tego. Zrobię teatr w tym miejscu i robię. Wszyscy stukali się w głowę. Emilian, coś ty z byka spadł? W tych piwnicach teatr? Niech teraz tu przyjdzie ktoś z tych wątpiących i powie mi, że go tu nie ma.

A o czym Pan teraz marzy?

Teraz chciałbym stworzyć makietę Warszawy. To było takie piękne miasto przed wojną! Kazimierz Dolny ma swoją makietę, a Warszawa nie może mieć? Od słowa do słowa, już jest podpisana umowa. To tak, jakby takie dobre duszki stały za uchem i podpowiadały: „ to zrób, to zrób...”. I wszystko, dzięki Bogu, powstaje jedno po drugim.

Pan siebie słucha.

Raczej tego kogoś, kto czasem we mnie przemieszkuje.

Trudno jest podejmować decyzje, zwłaszcza kiedy inni wątpią w nasze pomysły.

Zarówno w szkole teatralnej, jak i później miałem wspaniałych majstrów. Oni siedzą mi na ramieniu i podpowiadają. Jak mam jakiś kłopot, to się ich radzę. Do Łomnickiego mówię: „Tadek, co ty byś zrobił?”. Radzę się też profesora Bardiniego, albo pana Janusza Warmińskiego.

A spoza środowiska aktorów kogoś by się Pan poradził?

Księdza Jerzego Popiełuszki, który miał bardzo duży wpływ na moje życie! Och, fantastyczny! Miałem zaszczyt znać ks. Jerzego osobiście. Kazał mi służyć. Mówił: „Patrz, ja służę, ty też masz służyć”. To piękne słowa. I służę. Ale służba ludziom to także służba sobie samemu. Siebie nie odrzucam. Bo jeżeli coś tworzę, to muszę być mocny. Od mojej mocy zależy siła tego miejsca i tego, co robię.

Wspominał Pan ostatnio w Siedlcach, że chciałby stworzyć szkołę aktorską.

Tak, to jest moje kolejne marzenie. Jest szkoła średnia baletowa, muzyczna, plastyczna, cyrkowa, a nie ma aktorskiej. A przecież czas w tym fachu bardzo się liczy. W mojej szkole, już od pierwszych zajęć, młodzież będzie konfrontowała się z widownią. Oni od razu muszą wejść na scenę. Ja byłem w szkole, która nas nie wypuszczała. To był jakiś absurd.

Czyli szkoła teatralna, zamiast dawać wolność, ogranicza?

To wina złego systemu szkolenia. Zakłada on tylko teoretyczne przygotowanie aktora, a nie praktyczne. W tej chwili szkoły, ponieważ są studiami wyższymi, muszą uderzać w teorię. Ale nie spotkałaś jeszcze widza, który by zapłacił za bilet, dlatego że aktor ma wyższe wykształcenie. Nie, on zapłacił za to, że ten aktor umie grać.

Że wciągnął go w jakąś bajkę.

Tak, a tej bajki nie można się nauczyć teoretycznie, do niej trzeba mieć predyspozycje. I poznać rzemiosło. Czyli wiedzieć, czym jest akcent w zdaniu, co to fraza, a co pauza itd. To tak jak w muzyce. Każdy muzyk, śpiewak musi ćwiczyć, jeżeli chce być na jakimś poziomie. To samo w aktorstwie. Aktor musi tak grać, abyś myślała, że to, co proponuje jest prawdą.

Ktoś produkuje się na scenie i ...nic. Ja mu nie wierzę. Tymczasem ktoś inny stanie i jest, działa na mnie.

To talent. Byłem kiedyś w Siedlcach, wiele lat temu. Poznałem wówczas Krzyśka, akustyka. I on mówi, że zna pewną 16-latkę, która pięknie mówi wiersze. Powiedziałem mu, żeby się ze mną skontaktowała. Przyjechała. Orzechowe oczy na pół twarzy, piegowata. Mała Edith Piaf. Byłem wtedy pięć lat po szkole, miałem już różne nagrody i dobre zdanie na swój temat. Pytam się Kasi, jaki wiersz mi powie. Odpowiedziała, że „Grande Valse Brillante” Tuwima. Ha ha ha - pomyślałem - ta mała z Siedlec powie mi „Grande Valse Brillante”, utwór wykonywany przez wielką Ewa Demarczyk. Kasia zaczęła recytować Tuwima w taki sposób, że świat się skończył! Spociłem się z wrażenia. Ona była genialna. To był talent! To było samo złoto!

No i ...?

Powiedziałem jej, że musimy się ponownie spotkać, porozmawiać o szkole teatralnej. Kasia nie zadzwoniła. Próbowałem łapać tego Krzyśka, ale on gdzieś przepadł. Spotkałem go osiem lat później. Moje pierwsze słowa: „gdzie Kasia?”. Odpowiedział: „ Eee, narkomania, alkoholizm, ojciec ją wykorzystywał. Tragedia. Nie wiadomo czy żyje”. Miałem przed sobą wielki talent! Powinienem wtedy to dziecko złapać, wynająć jej jakieś mieszkanie, kształcić... Nie mogę o Kasi zapomnieć.

Stąd pomysł o szkole aktorskiej średniej?

Dokładnie. Kasia cały czas mi przypomina: „pamiętaj o utalentowanych dzieciach”. Chcę wypuszczać do zawodu ludzi, którzy mają po 18-19 lat i są prawdziwymi rzemieślnikami, a nie - jak w tej chwili po szkołach teatralnych - ludźmi przede wszystkim nauczonymi, iż trzeba robić karierę, czyli obijać się w TV z byle jakiego powodu.

Czyli nie wszystko na sprzedaż?

Właśnie wszystko na sprzedaż! Stopień zachłanności na pieniądze jest w tym fachu tak ogromny, że ogarnia mnie przerażenie.

Może takie jest dzisiejsze pokolenie? Pogubione.

Jestem mentalnie zapatrzony w starość. To kwintesencja życia. Stary człowiek ma dużo do powiedzenia, do niego powinni przychodzić młodzi ludzie i radzić się, jak żyć. A młodzi idą do internetu i tam szukają odpowiedzi. Mnie to przeraża. Co to za cywilizacja, która odrzuciła starość? Co to za cywilizacja, według której źródłem wszelkiej wiedzy jest internet? To ma dać szczęście? Eee...

A co to jest szczęście?

Harmonia. Całe życie przyglądam się drzewom. Jaką one mają fantastyczną filozofię! Stoją w jednym miejscu, czerpią z ziemi co najlepsze, a górą przyjmują energię z kosmosu. Drzewa są genialne! Nieporównywalne z niczym. Absolutnie!

Ale drzewo stoi w miejscu, a Pan nie.

A ten mnich tybetański, o którym mówiłem? On mało chodzi.

To on jest drzewem.

Chyba tak. Wiesz, jaka jeszcze roślina mi imponuje? Będziesz się śmiać. Róża pustyni. Zobaczyłem ją po raz pierwszy w Egipcie. To kwiat, który z pozoru wygląda jak zwiędły chwast. Ale wystarczy, że pryśnie się na niego kilka kropel i po sekundzie kwiat się otwiera, nabiera blasku. Żyje!

To tak jak kobieta! Jak się ją dopieści, to ona rozkwita!

Tak, trzeba kobietę pieścić. O tym właśnie jest „Testament Cnotliwego Rozpustnika”, spektakl, który siedlczanie zobaczą na Festiwalu Teatrów Prywatnych. W tej sztuce jest esencja tego, jak należy postępować z kobietą, aby była szczęśliwa.

Ale nie wystarczy raz prysnąć. Trzeba stale pryskać.

„Widziałem setki par oczu zdziwionych i płaczących ze szczęścia, że wreszcie ode mnie, inwalidy, dostały to, czego dać im nie mogły setki jak byki zdrowych samców.” Don Juan to był majster! Nie żadna lala, fircyk, to był mężczyzna! On się pojedynkował, on zabijał. Był jak samuraj.

A nie wydaje się Panu, że Don Juan był samotny?

O, to był wielki samotnik. Absolutnie. Zresztą on na końcu mówi: „ tylko Anna była”. Tylko ta Anna, z którą mu się tak naprawdę nie udało. Tam nawet jest takie zdanie: „kochałeś te wszystkie kobiety?” On mówi: „kochałem. Można kochać nawet kilka naraz, bo miłość każdej z nich jest inna”. Dlaczego lubił mężatki? Bo było mu ich żal. „One są jak ten ptak w klatce, nie wzlatują. Mężowie tyją, piją, chrapią, a one tęsknią. Tęsknią za czułością i płaczą”. On chciał im w tym ich beznamiętnym świecie rozpalać ogień namiętności.

To tak jak Pan?

Kobieta jest dla mnie fascynująca. A poza tym piękno kochania w „Testamencie...” autor sprowadza do czegoś, co jest boskie. To Bóg dla nas wymyślił miłość - mówi Don Juan. Cała przyroda jest zbudowana na harmonii miłości. Drzewa tak mają. Zwierzęta, owady, cały świat. Mnie się ten porządek bardzo podoba. Dlatego też zależało mi na tym, żeby ta sztuka powstała w Kamienicy.

To Pański manifest?

Tak! Podpisuję się pod każą myślą, która tam jest. Bo wiele z nich jest po prostu moich. Widząc, że mam w autorze partnera, dokonałem dosyć głębokiej adaptacji tekstu. Znalazłem tam miejsce i na swoje skromne myśli.

Teatr, makieta Warszawy, szkoła średnia aktorska. Dzieje się.

Cały czas.

Tak jak Pan lubi.

Tak ma być, bo w Kamienicy jest energia, zaprasza by się z nią zaprzyjaźnić.

Echo Katolickie 31/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama