Wystawa M. Dzbeńskiej-Karpińskiej „Matki: mężne czy szalone?” poświęcona jest 22 kobietom, które pomimo zagrożenia własnego zdrowia i życia zdecydowały się na urodzenie dziecka.
Matki pokazane przez M. Dzbeńską-Karpińską są zarówno mężne jak i szalone. Bez tych dwóch cech nie cieszyłyby się dziś swoimi dziećmi. Każda z tych kobiet dała przykład odwagi, miłości i nadziei. Ich historie potwierdzają tezę, że życie jest cudem.
Wystawa M. Dzbeńskiej-Karpińskiej „Matki: mężne czy szalone?” poświęcona jest 22 kobietom, które pomimo zagrożenia własnego zdrowia i życia zdecydowały się na urodzenie dziecka. Każda z dramatycznych historii zakończyła się happy ednem. Ekspozycja, która m.in. gościła przez trzy kwietniowe niedziele w kościele św. Antoniego w Białej Podlaskiej, wzrusza i daje do myślenia. Na każdej z plansz umieszczono po dwa zdjęcia bohaterskiej matki. Pierwsze jest zazwyczaj portretem, drugie pokazuje ją w towarzystwie najbliższych. Wszystkie kobiety wyglądają bardzo zwyczajnie. Uśmiechają się do obiektywu, obejmują dzieci, przytulają się do mężów. Tylko kilkuzdaniowe, lakoniczne informacje pod fotografiami świadczą o tym, że są to bohaterki, godne najwyższego uznania i szacunku.
Ich historie streszczone zostały w postaci krótkich notatek. Obiektywne opisy pozbawione są jakichkolwiek komentarzy. Nie ma tam nawet cienia oceny. Tekst ożywa, kiedy jest czytany przez odbiorcę wystawy. Nieważne, czy zwiedzający robi to na głos, czy w myślach. Od pierwszej planszy „coś” chwyta mocno za serce i nie chce puścić do samego końca. W oczach kręcą się łzy. W sercu rodzą się pytania. Czy musiało tak być? Skąd one czerpały siłę? Dlaczego tak ryzykowały? Przecież większość z nich miała już inne dzieci. Co by się z nimi stało, gdyby zabrakło mamy? A co z mężami? Na te pytania nikt nam nie odpowie. W życiu są sprawy ważne i ważniejsze. Cenne rzeczy i wartości czasami muszą kosztować bardzo drogo. Dziś żadna z kobiet, o których opowiada wystawa M. Dzbeńskiej-Karpińskiej, nie żałuje swoich wyborów.
Uzupełnieniem wystawy jest książka. Tam znajdziemy więcej szczegółów. Na koniec warto podać kilka konkretnych przykładów, mówiących o tym, że miłość wszystko znosi i wszystko przetrzyma, że nigdy nie ustaje i że jest najważniejsza. Dzięki niej chora na rdzeniowy zanik mięśni Magdalena urodziła syna Feliksa. Lekarze nie potrafili powiedzieć, czy zdoła donosić ciążę. Obawiali się o stan jej mięśni i wydolność oddechową. Powiedzieli, że po cesarce może przestać samodzielnie oddychać. Nie spodziewali się, że tak szybko wróci do kondycji sprzed ciąży i że przez trzy miesiące będzie karmiła piersią własne dziecko.
Sylwia od pierwszego trymestru zmagała się z wylewem krwi do mózgu z powodu pęknięcia tętniaka. Specjaliści radzili aborcję. Powiedzieli, że choroba i leki, które musiała przyjmować sprawią, iż jej dziecko urodzi się upośledzone fizycznie i umysłowo. Karinka ma dziś 13 lat i jest w pełni zdrową i wysportowaną dziewczynką. W 2010 r. pani Sylwia doczekała się drugiej córki.
Magdalena od dziecka cierpi na skoliozę i chorobę nerek. Mimo ograniczeń wyszła za mąż i zapragnęła mieć dziecko. Wbrew obawom lekarzy dobrze zniosła całą ciążę. Dziś cieszy się zdrowym synkiem Ignacym i myśli o kolejnym dziecku.
AGNIESZKA WAWRYNIUK
PYTAMY Martę Dzbeńską-Karpińską, autorkę projektu „Matki: mężne czy szalone?”
Jak wspomina Pani czas poświęcony na przygotowanie książki i wystawy „Matki: mężne czy szalone?”?
Z jednej strony był to wspaniały czas wypełniony fascynującymi, wręcz detektywistycznymi poszukiwaniami oraz ciekawymi, niekiedy bardzo głębokimi spotkaniami z moimi bohaterkami i ich rodzinami. Był to także okres intensywnej i twórczej pracy, podróży po Polsce oraz doświadczania wielkiej życzliwości często obcych osób, które pomogły mi w realizacji projektu. Z drugiej strony wspominam go jako jeden z trudniejszych etapów w moim życiu. Doświadczyłam wtedy wielu ogromnych przeszkód. Przeżyłam wypadek samochodowy, potem w czasie podróży miałam awarię pożyczonego auta i otarłam się o śmierć. Był też poważny kryzys małżeński, śmierć bliskiej osoby, choroby... myślę jednak, że warto było przez to wszystko przejść.
Skąd pomysł na taki projekt? Jakie cele Pani przyświecały?
Pomysł narodził się w 2009 r. W mediach jednocześnie było głośno o Alicji Tysiąc i o Agacie Mróz-Olszewskiej. Już wtedy znałam historie Basi Paradowskiej i Anny Radosz - to matki, które zaprzestały intensywnego leczenia nowotworu, ponieważ spodziewały się dzieci; obie zmarły po ich narodzinach. Znam też bardzo dobrze historię św. Joanny Beretty Molli. Postanowiłam więc odnaleźć kobiety, które musiały dokonać podobnego wyboru, które musiały zdecydować: „moje zdrowie i życie albo życie mojego dziecka” i których historie zakończyły się szczęśliwie. Byłam bardzo ciekawa, co mi powiedzą.
Co chciała Pani pokazać poprzez swoją książkę i fotografie?
Fascynuje mnie temat ludzkiej odwagi. Początkowo głównie z tej perspektywy patrzyłam na moje bohaterki. Potem zorientowałam się, że można je podzielić na dwie podstawowe grupy. Do pierwszej należą kobiety, które niespodziewanie zostały przez los postawione przed wyborem „ja albo dziecko”, ponieważ zaszły w nieplanowaną ciążę podczas choroby lub zachorowały będąc już w stanie błogosławionym. W drugiej grupie są te panie, które pomimo choroby lub niepełnosprawności odczuwały bardzo silne pragnienie macierzyństwa i urodzenie dziecka zaryzykowały swoim zdrowiem. Projekt porusza wiele aspektów, mówi m.in. o odpowiedzialności oraz o zdolności zwyczajnych ludzi do heroicznych działań i decyzji. Dla mnie stał się przede wszystkim opowieścią o wielkiej sile miłości.
Trudno było namówić te kobiety do zwierzeń i fotografii?
Część z nich była zaskoczona tym, że chcę przedstawić światu ich historię. Uważały, że to, co zrobiły, było czymś normalnym, swoje decyzje uznawały za oczywiste. Niektóre o przeżyciach opowiadały chętnie i z dumą. Jednej z mam udział w projekcie pomógł opowiedzieć najbliższym o tym, co wówczas przeżywała i zwyczajnie „domknąć” temat. Było też kilka osób, które nie zdecydowały się na spotkanie ze mną. Obecnie pracuję nad projektem opowiadającym o ojcach. Mam nadzieję, że moje poszukiwania okażą się równie owocne, jak w przypadku matek.
Z jakim przyjęciem spotyka się Pani projekt? Osobiście myślę, że wpisuje się w nurt zwany pro-life i jest bardzo potrzebny, ale wiem, że nie każde środowisko podchodzi do tych spraw tak, jak np. ludzie wierzący...
Bohaterkami „Matek” są zarówno katoliczki, jak i kobiety niewierzące oraz wyznające inne niechrześcijańskie systemy wartości. Myślę, że ponieważ trudno wrzucić je wszystkie do „worka z moherami”, to tzw. środowiska pro-choice zamilczały projekt. Nie dowie się Pani o nim z żadnego mainstreamowego medium. Tam, gdzie wystawa była prezentowana, spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem. Z rozmów, do jakich dochodzi podczas spotkań, wiem, że niesie pokrzepienie i nadzieję. Ufam, że ta ekspozycja kształtuje i wzmacnia postawę „za życiem”.
Fotografie mówią więcej niż słowa?
Przy projekcie takim jak „Matki” słowa są wręcz niezbędne. Zrozumiałam to bardzo szybko, już w momencie narodzin pomysłu. Tych historii nie sposób oddać samym obrazem. Na fotografii bardzo dobrze można pokazać jednak szczęście, dumę, więzi miłość i radość, czyli to wszystko, czym moje bohaterki zostały wynagrodzone i co emanuje z ich portretów. W pierwotnym zamierzeniu projekt miał się sprowadzać wyłącznie do wystawy fotograficznej. Początkowo nawet nie śmiałam myśleć o książce, która pozwoliła szerzej opisać te 22 przypadki.
Wystawa i książka zostały przygotowane w języku polskim i angielskim. Co o Pani projekcie sądzą osoby spoza granic naszego kraju?
Do tej pory miałam okazję spotkać się z czytelnikami w Irlandii. Od Irlandczyków oraz od tamtejszej Polonii dostałam wiele ciepłych opinii. Zaproponowano mi także przetłumaczenie wystawy na język niemiecki. Ku mojej wielkiej radości „Matki” będą niedługo prezentowane w kościołach Misji Polskiej w Niemczech.
Na zakończenie powiedzmy o projekcie mówiącym o ojcach. Czego będzie dotyczył?
Obecnie szukam panów, którzy aby pełnić rolę ojca, musieli zmierzyć się z większymi przeciwnościami niż przeciętni mężczyźni. Moimi bohaterami będą m.in. były gangster, który wychował swojego oraz przysposobionego syna, mężczyzna samotnie opiekujący się synkiem z zespołem Downa i głuchoniewidomy ojciec czwórki dzieci. Jeżeli znają Państwo historie innych niezwykłych ojców, proszę o kontakt na: info@dzbenska.com.
AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 21/2014
opr. ab/ab