Bo u Chrystusa my na ordynansach, słudzy Maryi...

Rok 2009 - rok Juliusza Słowackiego

Dla uczczenia 200. rocznicy urodzin i 160. rocznicy śmierci znakomitego twórcy uchwałą podjętą w dniu 9 stycznia 2009 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłosił Rok Juliusza Słowackiego

Wspólnie z Mickiewiczem i Krasińskim Słowacki należy do grona Trzech Wieszczów. W politycznie trudnej dla Polaków epoce romantyzmu był jednym ze zwiastunów nadziei, mocno wierząc w zmartwychwstanie Ojczyzny, czemu dawał wyraz w swojej wspaniałej twórczości. Żarliwy Polak, wielki poeta, szlachetny człowiek, żyjąc w zniewolonym przez zabory kraju, głosił blask minionej Rzeczypospolitej, nie pomijając jednak cieniów przeszłości. Stworzył nowoczesny teatr narodowy: napisał kilkanaście wielkich dramatów, jak „Kordian”,„Balladyna”, „Mazepa”, „Horsztyński”, „Lilla Weneda”, „Ksiądz Marek”, „Sen srebrny Salomei”, „Fantazy”, a także liczne poematy, setki wierszy i listów. Urodził się 23 sierpnia 1809 r. (4 września — według kalendarza juliańskiego, wprowadzanego urzędowo przez władze carskie) w Krzemieńcu na Wołyniu. Był synem Salomei z Januszewskich, wywodzących się z polskich Ormian, i Euzebiusza Słowackiego, herbu Leliwa — poety, profesora Liceum Krzemienieckiego, a niebawem Uniwersytetu w Wilnie. Starannie edukowany, wrażliwy, znający języki obce, od dziecka przebywał w środowisku literackim i pośród ludzi wszechstronnie wykształconych, jakich w swoim salonie przyjmowała matka. Zgodnie z jej życzeniem, chociaż wbrew własnym upodobaniom, ukończył Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Wileńskim, po czym w Warszawie pracował jako urzędnik w Komisji Skarbu. Po wybuchu powstania listopadowego objął posadę w Biurze Dyplomatycznym, kierowanym przez księcia Adama Czartoryskiego. Wtedy też, narażony na represje jako znany już autor wierszy patriotycznych i antyrosyjskich, musiał opuścić walczącą stolicę i na początku marca 1831 r. został wysłany z tajną misją rządu polskiego do Londynu. Dalsze, z konieczności emigracyjne, drogi poety to Francja i Szwajcaria; potem podróże: Italia, Grecja, Egipt, Palestyna, Liban. I na koniec — na stałe — Paryż; w tym na krótko — w okresie Wiosny Ludów, z zamiarem wzięcia udziału w powstaniu wielkopolskim — Poznań i Wrocław, gdzie po wielu latach spotkał się z matką.
Rodzinny Krzemieniec na Wołyniu, położony u stóp Góry Królowej Bony, pozostał na zawsze bliski sercu romantycznego wieszcza. Od swojej ziemi — jak napisał — srebrnej Ikwy, kwiatów i gwiazd, „nauczył się gadać”. Był mistrzem słowa, subtelnym artystą i miał tego pełną świadomość. Potrafił ironicznie, lecz dwornie rozprawiać się z antagonistami, „szermując językiem jasnym i prędkim”. A gdy zechciał, tworzył wiersze owiane „ducha skrzydłem”, smutkiem stepowej pieśni; piękne, jak „aniołów mowa”. Słusznie czuł się spadkobiercą największych polskich twórców, począwszy od Jana z Czarnolasu. Powiedział o sobie z dumą: „przyzna, kto szlachetny,/ że płaszcz na moim duchu nie był wyżebrany, lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny”. „Ja, syn pieśni! Syn królewski!”. „Harfy używam lub bicza / I to jest moja poetyczna droga. Lecz z mego życia poemat — dla Boga”.
Pragnął Polski niepodległej, która ujawni swą „duszę anielską”, odrzuci „czerep rubaszny” — negatywne cechy sarmackiej przeszłości: prostactwo, bezmyślność, pychę, prywatę, upodobanie do ucztowania i pijaństwa. Nie będzie więcej „pawiem i papugą narodów”, naśladującą zachodnie obyczaje, urzeczoną magią cudzoziemszczyzny. Wypominał rodakom brak dojrzałości politycznej, uleganie obietnicom nieuczciwych niby-sojuszników, łatwowierność, służenie wrogom Ojczyzny oraz naiwność w sprawach politycznych; rozumowanie sercem, „gdzie nie trwa myśl nawet godziny”. Potępiał wszelką nieprawość, małoduszność i współpracę z wrogiem, ukazując nicość moralną zdrajców. Przedstawił jednocześnie godną postawę podchorążego Kordiana, który nie ma zamiaru wypełnić rozkazu carskiego brata, księcia Konstantego, nawet za cenę darowania kary śmierci. Skacze przez ustawione bagnety dopiero wtedy, gdy pragnie pokazać odwagę i sprawność polskich żołnierzy, z których szydzi rosyjski despota. W warunkach zaborów, kiedy nic nie wskazywało na możliwość odzyskania wolności, zaklinał, by nie tracić nadziei i wytrwale pracując dla dobra społeczeństwa: „nieść oświaty kaganiec” — rozwijać naukę, zdobywać wiedzę. „Iść na śmierć po kolei”, walczyć z bronią w ręku jedynie w sytuacji koniecznej — co tak głęboko zrozumieli młodzi bohaterowie Szarych Szeregów i „Kamieni na szaniec”. Z radością powitał Słowacki listopadowy zryw powstańczy — gdzie „Hymnem”, odwołującym się do kochanej przez Polaków średniowiecznej pieśni rycerskiej, składał hołd Chrystusowej Matce, opiekunce obrońców wolności i wiary — kiedy żarliwie się modlił: „Bogarodzico, Dziewico!/ Słuchaj nas, Matko Boża, (...) Wolnego ludu śpiew/ Zanieś przed Boga tron!”. W „Pieśni konfederatów barskich” nieugiętą postawę walczących podkreślił słowami: „Bo u Chrystusa my na ordynansach / Słudzy Maryi”. Ukazał narodowi ofiarnych, godnych podziwu bohaterów, oddanych ważnym, szlachetnym sprawom: jak ksiądz Marek, Anhelli, Książę Niezłomny, Lilla Weneda, Alina i Kirkor w „Balladynie” czy Jan i Diana z „Fantazego”.
Szanując pamięć wcześnie zmarłego ojca, gorącą miłością darzył matkę i jej poświęcił piękną lirykę. Przeczuł nadejście „słowiańskiego papieża”, który stanie się bratem każdego narodu, niosąc wszystkim sprawiedliwość i dobro. Dał temu wyraz w wierszu: „Pośród niesnasków Pan Bóg uderza” (1848), przepowiadając m.in.: „On rozda miłość, jak dziś mocarze / Rozdają broń (...). Twarz jego, słońcem rozpromieniona,/ Lampą dla sług. Za nim rosnące pójdą plemiona /W światło — gdzie Bóg”. Oblicze Wszechmocnego Boga, „błyskawicowe (...) ogromnej miary”, potężne „w natury przestrachu”, Boga wielkich czynów, lotów i przestrzeni, Stwórcę świata, wielbił Słowacki w dygresjach „Beniowskiego”. W jego bogatej poezji religijnej znajdziemy wiersze kontemplacyjne, pełne dziękczynienia, błagalne, pochwalne, pokutne i miniatury liryczne, podobne do aktów strzelistych. Wszystkie świadczą o jego silnej więzi z Bogiem. Wskazują na to same tytuły: „Dusza się moja zamyśla głęboko”, „O krzyż Cię proszę modlitwą gwałtowną”, „Zachwycenie”, „Tak mi, Boże, dopomóż”, „Chwal Pana, duszo moja”, „O Boże ojców moich, Tobie chwała”. W okresie postępującej choroby płuc napisał: „Los mię już żaden nie może zatrwożyć, /Jasną do końca mam wybitą drogę,/ Ta droga moja — żyć — cierpieć — i tworzyć,/ To wszystko czynię — a więcej — nie mogę”.
W ostatnich latach życia Słowacki zaprzyjaźnił się w Paryżu ze Szczęsnym Felińskim, późniejszym kapłanem i arcybiskupem Warszawy, w 1863 r., podczas powstania styczniowego skazanym na 20 lat zesłania (którego kanonizację będziemy z radością przeżywać 11 października 2009 r.). W jego obecności umierał. Przyjąwszy sakramenty święte na własną prośbę, do końca modlił się z ufnością i polecał Bogu. Zmarł 3 kwietnia 1849 r. i spoczął na paryskim cmentarzu Montmartre, żegnany przez nieliczne grono rodaków. Drugi, prawdziwie królewski pogrzeb odbył się już w wolnej Polsce: 28 czerwca 1927 r. szczątki poety złożono obok Adama Mickiewicza na Wawelu w Krypcie Wieszczów Narodowych. Jak powiedział wielki miłośnik Słowackiego, Józef Piłsudski: „bo królom był równy”...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama