W cieniu mizernego oleandra

Lato starszych ludzi: czy to we Włoszech, czy w Polsce, trzeci wiek wydaje się być czasem odpoczynku, a jednak dla starszych jest to raczej czas troski. Co pozostaje? Czy tylko beznadzieja?

Rzym, dzielnica Salario-Trieste, San Saturnino. Jest upalnie również tutaj; także tu, podobnie jak w innych strefach miasta, lato sprawiło, że wyludniły się ulice, zamknięto sklepy, opustoszały parkingi. Zdaje się, jakby słychać było rozmowy tych dwojga staruszków, siedzących za stolikiem w cieniu mizernego oleandra: „Myślą, że jesteśmy zasmuceni, zgorzkniali, a nie wiedzą, że w gruncie rzeczy po trosze lubimy trwać nieruchomo, w spokoju, w ciszy, dotrzymując sobie towarzystwa; my, którzy żyjemy tymi samymi sprawami, nachodzą nas te same myśli, te same słodkie melancholie, bowiem również melancholie mają swoją słodycz, przesączone wspomnieniami, napełnione miłością i bólem (a jakaż miłość nie oznacza także cierpienia?). Większość się nad nami użala, ale patrzą oni swoimi oczyma”.

W cieniu mizernego oleandra

Faktycznie również ty, który zostałeś, by prowadzić parafię, odkrywasz, że jesteś wolniejszy, zostaje ci nawet czasu na dodatkową wizytę, na jeszcze jedną pogawędkę, i tamten chory człowiek w szpitalu czy/lub tamten starzec, który już nie może chodzić, błogosławi cię i błogosławi upał, i gorączkę letniska.

Bowiem latem również kościoły pustoszeją, także San Saturnino: przede wszystkim brakuje dzieci; niedzielnej uczty eucharystycznej o dziesiątej, zgiełku i krzyków na dziedzińcu, kiedy „jest lekcja katechizmu”; przewijania się parafian, którzy przychodzą po pomoc, i krzątaniny tych, którzy służą pomocą; spokojnych kroków osób wchodzących na modlitwę; radosnych pogawędek tych, którzy wychodzą po modlitwie, wieczornych spotkań, widowisk, koncertów, imprez. Tak licznych inicjatyw. Brakuje w gruncie rzeczy pełnego życia parafii, a wówczas zauważasz te obecności, które są mniej widoczne przy codziennym rytmie, dostrzegasz także, jak wiele jest osób, które pozostają w mieście, ponieważ nie wiedzą, dokąd pojechać, albo nie mogą wyjechać.

Najwięcej jest ludzi starszych, niekiedy w towarzystwie tak zwanych opiekunek. A gdybyśmy tak przestali używać tego okropnego określenia, gdybyśmy zaczęli myśleć, że wszyscy jesteśmy matkami, ojcami, synami, córkami, braćmi i siostrami, że jest o wiele piękniej wspierać się wzajemnie, wychodząc sobie naprzeciw jedni drugim w chwilach trudności? Być może to, co robią opiekunki, można naprawdę przeżywać jako konkretny akt obustronnej solidarności. Jednak napawają mnie troską ci błogosławienie staruszkowie, i postanowiłem bronić ich przed oszustami, przed złoczyńcami, którzy wykorzystują lato na wynajdowanie nowych sposobów oszukiwania, i zaczynają od osób starszych, pomimo ostrzeżeń policji, pogadanek organizowanych także w parafii, właśnie po to, żeby uwrażliwić. Widzę ich, kiedy wchodzę do kościoła, aby wykonać ostatnie czynności, zapalić świece, przygotować lekcjonarz, wybrać muzykę: są tam mężczyźni i kobiety, najczęściej na tych samych miejscach, jakby dla zaznaczenia „jestem obecny, istnieję”. Czasami zastanawiam się, co im powiem, jak zdołam im współczuć, pocieszyć ich, krótko mówiąc, ofiarować pokrzepienie obiecane przez Jezusa. Bowiem Jezus daje naprawdę swoje pokrzepienie, naprawdę czyni słodkim jarzmo tego, kto idzie w Jego ślady: ale co zrobić, żeby to zrozumieli ci, którzy się okopują i pozwalają, by ich przydusiły i przygniotły własne niepokoje?

I oto w pewną gorącą niedzielę w środku lata liturgia przychodzi mi z pomocą poprzez Psalm o Dobrym Pasterzu, Psalm 23... I tak w czasie homilii — przypominając lectio divina kard. Carla Marii Martiniego — zachęcam obecnych do refleksji nad wizerunkiem dobrego pasterza, który jest dobrym pasterzem właśnie dlatego, że potrafi paść swoją owczarnię w miejscach odpowiednich i potrafi ją prowadzić właściwymi ścieżkami: to powoduje, że w sercu modlącego się człowieka rodzi się wielka ufność w Panu. Ufność, której nie zabraknie nawet w „ciemnej dolinie”: Psalmiście w istocie „nie brak niczego, gdyż jest z nim Pan, daje mu poczucie bezpieczeństwa i mieszka w jego domu”.

Te słowa są także naszymi słowami. Nie tylko kiedy wszystko idzie pomyślnie, ale także, kiedy dochodzą w nas do głosu lęki i niepokoje związane z przebywaniem „cienia śmierci” z powodu porażki, samotności, cierpienia fizycznego lub moralnego, choroby.

A wówczas zapytałem siebie razem z moimi wiernymi, co powinniśmy robić, kiedy w naszym życiu znajdziemy się w mrocznej dolinie i w dolinie śmierci? Powinniśmy postąpić tak, jak postąpił Jezus, który wszedł do doliny Getsemani i w mrok krzyża, powtarzając w sobie słowa niektórych psalmów, podobnych do naszego: „Wiem, że Ty, Ojcze, jesteś ze Mną... w Twoje ręce powierzam mojego ducha (por. Ps 22 i 31). Jezus w Getsemani i na krzyżu jest wzorem do naśladowania: Jego ufność i Jego nadzieja są złożone jedynie w Bogu Ojcu.

Ducha Psalmu 23 doskonale zrozumiał św. Franciszek, który, jak opowiada jego biograf, latem 1219 r. ośmielił się stanąć przed sułtanem Egiptu, „wrogiem” par excellence, by prosić go o kustodię Grobu Świętego: kiedy przechodził przez muzułmańskie linie wojskowe, wchodząc bezbronny pośród osoby bynajmniej nie życzliwie usposobione, w chwili wielkiego lęku, niemal obłędu — kiedy mógł był zrezygnować i zawrócić — Biedaczyna z Asyżu kontynuuje swoją podróż, powtarzając: „Gdybym miał iść ciemną doliną, nie obawiałbym się żadnego zła..., bowiem Ty, Panie, jesteś ze mną”.  

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama