Katolicy powinni „mieszać się” do polityki jako katolicy

Ewangelia nie jest programem politycznym, to jasne. Nie wynika z tego jednak, że katolicy mają się odciąć od polityki. Są bowiem programy polityczne sprzeczne w istotnych punktach z Ewangelią. Wbrew pozorom więc problemem Kościoła w Polsce i w Europie nie jest jego upolitycznienie, lękliwość i nieumiejętność zabierania głosu w sprawach społeczno-politycznych – pisze o. Dariusz Kowalczyk.

„Ewangelia nie jest programem politycznym” – stwierdził w kontekście wyborów we Francji jezuita o. François Euvé w wywiadzie dla katolickiego dziennika „La Croix”. To prawda. Nie da się wyprowadzić wprost z Ewangelii konkretnego programu dotyczącego na przykład ustaw gospodarczo-ekonomicznych, w tym podatków. Ewangelia może być otwarta na programy bardziej „kapitalistyczne” lub bardziej „socjalistyczne”, a nauka społeczna Kościoła przestrzega przed nadużyciami jednej i drugiej opcji. To politycy powinni proponować, jak połączyć prawa własności prywatnej i wolnego rynku z solidarnością społeczną i różnymi regulacjami na poziomie państwa oraz organizacji międzynarodowych. A rzeczą wyborców jest oddać w wolnych wyborach głos. Inna sprawa, że tu i ówdzie pojawiają się politycy, którzy właściwie nie mają żadnego konkretnego programu ograniczając się do mamienia wyborców pustymi, często sprzecznymi ze sobą, obietnicami. I – co najdziwniejsze – tacy manipulatorzy odnoszą sukcesy.

Ewangelia nie jest programem politycznym, ale są programy polityczne sprzeczne w istotnych punktach z Ewangelią. Stąd Kościół przypomina, najczęściej przed wyborami, że katolik nie powinien głosować na partie, które mają w programie elementy zdecydowanie niezgodnie z katolickim nauczaniem. Ale widocznie dla wielu katolików sprawa nie jest prosta. Stąd 15 X wiele pobożnych pań oraz postępowych, „otwartych” księży zagłosowało na ludzi, którzy obiecywali liberalizację aborcji do 12 tygodnia, refundowanie pigułek „po” dla nastolatek, a także „piłowanie katolików”, co przecież oznaczało m.in. atak na katechezę w szkole i czyszczenie przestrzeni edukacyjno-kulturowej z tzw. bogoojczyźnianych odniesień. Dziś władze w kulturze i edukacji mają ci, którym przeszkadzają takie postaci, jak Jan Paweł II, kard. Stefan Wyszyński, rotmistrz Pilecki, ojciec Kolbe, rodzina Ulmów…

Problemem Kościoła w Polsce i w Europie nie jest jego upolitycznienie, ale – wręcz przeciwnie! – lękliwość i nieumiejętność zabierania głosu w sprawach społeczno-politycznych. W książce „Pamięć i tożsamość” Papież Polak stwierdził, że

„istnieją dzisiaj partie, które choć mają charakter demokratyczny, wykazują narastająca skłonność do interpretacji rozdziału Kościoła od państwa zgodnie z rozumieniem, jakie stosowały rządy komunistyczne”. W tym kontekście Papież zauważa, że „budzi obawy pewna bierność, jaką można dostrzec w zachowaniu wierzących obywateli”. „Odnosi się wrażenie – konkluduje Papież – że niegdyś było bardziej żywe ich przekonanie o prawach w dziedzinie religii, a co za tym idzie, większa gotowość do ich obrony z zastosowaniem istniejących środków demokratycznych”.

Natomiast w książce „Światłość świata” Papież Benedykt XVI postawił pytanie: „Jak to możliwe, że chrześcijanie, którzy osobiście są wierzącymi ludźmi, nie mają siły, aby mocniej oddziaływać swoją wiarą na politykę?”. Niestety! Jest gorzej, bo nie tylko nie oddziałują swoją wiarą na politykę, ale nierzadko dokonują wyborów sprzecznych z deklarowaną wiarą i wspierają ludzi wrogich nauczaniu Kościoła.

Wiara i polityka, to różne rzeczywistości, ale nie na tyle, by je całkowicie rozdzielać. Rozróżnianie porządków nie oznacza rozdzielania. Kiedy czytamy Biblię, to widzimy, że starotestamentalni prorocy, Jan Chrzciciel w Nowym Testamencie, autorzy nowotestamentalnych listów, a przede wszystkim sam Jezus odnoszą się do moralności, sprawiedliwości, uczciwości i prawdomówności w życiu społecznym. Słowa Jezusa: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co boskie”, nie oznaczają, że Kościół ma się jedynie zająć okadzaniem ołtarzy i opowiadaniem zakłamanych banałów, że Pan Bóg nikogo nie osądza… Jezus uniknął zastawionej na niego przez faryzeuszy pułapki, a jednocześnie pośrednio podkreślił – co rozmówcy zrozumieli – że cały człowiek należy do Boga, także w jego wymiarze społeczno-politycznym.

Kościół ma prawo, a niekiedy nawet obowiązek zajmowania stanowiska w sprawach publicznych. Tak było nie tylko w czasach PRL-u, kiedy ks. Jerzy Popiełuszko i wielu innych odważnych kapłanów zabierało głos płacąc za to inwigilacją, prześladowaniami, więzieniem, a nawet śmiercią. Nie jest prawdą, że w demokracji duchowni nie powinni dotykać się kwestii związanych z polityką. Powinni, tym bardziej że owa demokracja jest coraz bardziej wynaturzona, zmanipulowania, zakłamana. Dlatego brakuje mi na przykład jasnego wołania w obronie ks. Michała Olszewskiego i jego obywatelskich praw. Brakuje mi mocniejszej obrony symboli religijnych w przestrzeni publicznej i katechezy w szkole, a także mocnego głosu wobec rugowania ze szkolnych programów treści chrześcijańskich. Wygląda na to, że wielu dało się zastraszyć, bo przecież w każdego można dziś uderzyć. A większość mediów, prokuratury, sądownictwa nie budzi zbytniego zaufania…

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama