Sami wiemy, że to trudne miłosierdzie Boga wobec nas – miłosierdzie wyrażające się tym, że dopuszcza na nas utrapienia – bywa szczególnie skuteczne. Iluż to ludzi pod wpływem doznanych utrapień opamiętało się! „Wszystko, co na nas sprowadziłeś – modli się pokornie Azariasz – i wszystko, co nam uczyniłeś, uczyniłeś według sprawiedliwego sądu… ” – pisze o. Jacek Salij OP, felietonista Opoki.
Apostoł Jan mógłby napisać: Miłość Boga jest nieskończona! Ale on napisał o wiele więcej. Napisał: Bóg jest Miłością. Zatem to nie jest tylko tak, że w Bogu jest miłość, choćby i nieskończona. Bóg sam, On cały jest Miłością! Bo w ogóle każda z Jego doskonałości jest Nim samym. On cały jest również Prawdą, cały Dobrem, cały Sprawiedliwością, cały Pięknem, cały jest Miłosierdziem
Skoro Bóg jest taki, to jak mamy rozumieć rozkaz Pana Jezusa: „Bądźcie wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”? Owszem, Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, toteż potrafimy (kiepsko i nieudolnie) naśladować np. Jego sprawiedliwość, ale przecież nasza sprawiedliwość na pewno jest czymś innym niż miłosierdzie.
Sprawiedliwy i miłosierny Bóg – odpowiada na te niepokoje Pismo Święte – brzydzi się złem, toteż pozostawienie łotra bez kary jest tak samo wstrętne w Jego oczach, jak skazanie niewinnego (Prz 17,15). A dlaczego się brzydzi? Dlaczego bezkarność przestępstw Jemu się nie podoba? „Jeżeli okazać łaskę złoczyńcy – odpowiada na to pytanie prorok Izajasz – nie nauczy się on sprawiedliwości” (26,10).
Jednak dlaczego, Panie Jezu, chcesz, żebyśmy codziennie wołali do Boga: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”? Bo miłosierdzie nie oznacza u Boga odstąpienia od kary. „Bóg miłosierny i litościwy, przebaczający niegodziwość – to słowa Księgi Wyjścia, 34 – lecz nie pozostawiający grzechu bez ukarania”. Przebaczenie wielkiego przestępstwa bez kary to trochę tak, jakby zaraz po udanej operacji żołądka karmić chorego zwyczajnym jedzeniem. Mało prawdopodobne, żeby pacjent tę „wspaniałomyślność” przeżył.
Jednak kary Bożej, nie można rozumieć na podobieństwo kar ludzkich. Zauważmy w niej przejaw Bożej miłości. Spójrzmy pod tym kątem na przypowieść o synu marnotrawnym. Przecież to on sam doprowadził się do takiej degradacji. Spełniła się na nim prawda przysłowia, że zło trawi samo siebie. „Twoja niegodziwość cię karze – wypomina Bóg swojemu grzesznemu ludowi – twoje przestępstwo jest tym, co cię chłoszcze. Poznaj i zobacz, jak źle ci i gorzko, żeś opuściła Pana, Boga twego, i żadnej trwogi nie miałaś przede Mną” (Jr 2,19).
Pomyślmy sobie teraz, jakie to by było straszne, gdyby grzech nie sprowadzał na nas nieszczęścia. To by było gorzej jeszcze, niż kiedy małżonkowie nie są sobie potrzebni do szczęścia. Wprawdzie taką sytuację da się jeszcze wyobrazić.
Jakże jednak człowiek może być szczęśliwy bez Boga? To trochę tak, jakby ktoś chciał oddychać bez powietrza albo najeść się tym, że mu się śniło jedzenie. Skoro grzech jest odejściem od Boga, rozumie się samo przez się, że jest to droga ku samozniszczeniu. Świat byłby absurdalny, gdyby było inaczej.
Grzech sam w sobie jest karą – powiada mądre przysłowie. To prawda, że czasem działa on jak narkotyk i może dać człowiekowi na jakiś czas poczucie szczęścia i spełnienia, ale obiektywnie każdy grzech zmienia sytuację człowieka na gorsze. Toteż najbardziej tragiczną i przeklętą karą za grzech jest to, że otwiera on wrota do grzechów następnych. Jak powiada apostoł Paweł: Tych, którzy nie liczą się z Bogiem, „wydał Bóg na pastwę ich bezużytecznego rozumu, tak że czynią to, co się nie godzi” (Rz 1,28).
My czasem sądzimy, że utrapienia, które nas spotykają, są karą za nasze grzechy. Otóż tylko w szerokim sensie może to być prawda. Przecież nawet wówczas, kiedy są one oczywistym skutkiem jakichś naszych grzechów, stanowią raczej miłosierne upomnienie, żebyśmy jak najszybciej porzucili grzech, gdyż niszczy w nas samą duszę (a często również i ciało).
Znamienna jest wypowiedź na ten temat Drugiej Księgi Machabejskiej (6,13-16): „Znakiem wielkiego dobrodziejstwa jest to, iż grzesznicy nie są pozostawieni w spokoju przez długi czas, ale że zaraz dosięga ich kara. Nie uważał bowiem Pan, że z nami trzeba postępować tak samo, jak z innymi narodami, co do których pozostaje cierpliwy i nie karze ich tak długo, aż wypełnią miarę grzechów. Nie chciał bowiem karać nas na końcu, dopiero wtedy, gdyby nasze grzechy przebrały miarę. A więc nigdy nie cofa On od nas swojego miłosierdzia; choć wychowuje przez prześladowania, to jednak nie opuszcza swojego ludu” (2 Mch 6,13–16).
Sami wiemy najlepiej, że to trudne miłosierdzie Boga wobec nas – miłosierdzie wyrażające się tym, że dopuszcza na nas utrapienia – bywa szczególnie skuteczne. Iluż to ludzi pod wpływem doznanych utrapień opamiętało się! „Wszystko, co na nas sprowadziłeś – modli się pokornie Azariasz (Dn 3) – i wszystko, co nam uczyniłeś, uczyniłeś według sprawiedliwego sądu… Nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami według swojej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia!”
W Piśmie Świętym nawet obraz rozgniewanego Boga wskazuje na Jego miłosierdzie. Gniew Boży jest sprawiedliwym sprzeciwem wobec zła i nie należy kojarzyć go ani z emocjami, ani z brakiem panowania nad sobą, ani z czymkolwiek irracjonalnym. Częsty w pobożności chrześcijańskiej obraz Chrystusa, uśmierzającego sprawiedliwy gniew swojego Ojca, to przecież tylko metaforyczne przedstawienie tej prawdy, iż Ojciec „dla nas grzechem uczynił [na krzyżu] Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21).
W tym miejscu pojawia się trudność następująca: Dlaczego mamy wstawiać się u Boga za grzesznikami, skoro ofiara Chrystusa Pana wystarczająco i ponadobficie zapewnia miłosierdzie Boże nam wszystkim, nawet grzesznikom najbardziej zatwardziałym? On przecież przyszedł do nas nie po to, „aby świat potępić, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17).
Na powyższą trudność odpowiedziałbym następująco: Próżna byłaby nawet ofiara Chrystusa Pana, gdyby nie pobudzała ona Jego przyjaciół do miłości aż tak potężnej, że ogarniającej skutecznie nawet tych, którzy może nas nienawidzą. Apostoł Paweł odważył się nawet napisać: „ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
Przypomina się popularny w ikonografii maryjnej obraz Matki Najświętszej, łamiącej strzały gniewu Bożego. Rozumie się samo przez się, że od samego Boga ma Maryja tę miłość, która czyni ją tak przedziwną „przeciwniczką” karzącego Boga i naczyniem miłosierdzia dla największych nawet grzeszników.