„Jedno nie ulega wątpliwości: chociaż Stary Testament często prześwituje prawdą o Trójcy Świętej, to jednak wprost prawda ta nie była jeszcze wówczas objawiona. Zapytajmy: Dlaczego? Dlaczego Bóg zwlekał z objawieniem tej prawdy, że jest On Ojcem i Synem i Duchem Świętym?” – pyta w felietonie o. Jacek Salij OP.
Otóż pytanie w tytule postawione jest zbyt ostro. Bo to jednak nie jest tak, że prawda Trójcy Świętej jest w Starym Testamencie zupełnie nieznana. Owszem, Bóg zwlekał z jej objawieniem. Ale przecież sam Pan Jezus zwracał uwagę na to, że król Dawid, „natchniony przez Ducha, nazywał Go Panem, gdy mówił [w Psalmie 110]: Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po prawicy mojej, aż położę Twoich nieprzyjaciół pod stopy Twoje”.
Podobnych prześwitów prawdy trynitarnej jest w Starym Testamencie naprawdę wiele. Na przykład w Psalmie 33 czytamy: „Przez słowo Pana powstały niebiosa, wszystkie gwiazdy przez tchnienie ust Jego”. Początek tego zdania chrześcijanom nieodparcie kojarzy się z pierwszymi słowami Ewangelii świętego Jana, gdzie czytamy, że na początku było Słowo, które jest u Boga i jest Bogiem, i że przez Nie wszystko się stało. A czymże jest to stwórcze „tchnienie ust Bożych”, o którym mówi ten Psalm, jeśli nie sam Duch Święty, osobowa miłość Ojca i Syna? Zatem słowa te dodatkowo potwierdzają prawdę, że Bóg z miłości stworzył świat i wszystkie poszczególne stworzenia.
Ojcowie Kościoła pokazywali w Starym Testamencie dziesiątki i dziesiątki tego rodzaju trynitarnych prześwitów. Zauważmy chociażby znajdujący się niemal na samym początku Pisma Świętego opis stworzenia człowieka. Otóż czytamy tam: „rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1,26). Pytanie samo ciśnie się na usta: Dlaczego jeden jedyny Bóg mówi o sobie w liczbie mnogiej? Czyż można dziwić się temu, że chrześcijanin odbiera te słowa jako antycypację objawienia prawdy o Trójcy Świętej?
Z kolei w liczbie pojedynczej mówi Pismo Święte o tajemniczych trzech gościach z nieba, którzy zatrzymali się u Abrahama przed ukaraniem Sodomy i Gomory. Trzem im oddał pokłon Abraham, ale przemawia w liczbie pojedynczej do Tego, którego nazywa swoim Panem. Przypomnijmy, że właśnie ta scena natchnęła Andrieja Rublowa do namalowania znanej i powszechnie podziwianej ikony Trójcy Świętej.
Jedno jednak nie ulega wątpliwości: Chociaż Stary Testament często prześwituje prawdą o Trójcy Świętej, to jednak wprost prawda ta nie była jeszcze wówczas objawiona. Zapytajmy: Dlaczego? Dlaczego Bóg zwlekał z objawieniem tej prawdy, że jest On Ojcem i Synem i Duchem Świętym?
Znamiennie odpowiedział na to pytanie święty Grzegorz z Nazjanzu, wielki doktor Kościoła żyjący w drugiej połowie IV wieku. Mianowicie dlatego ludzie Starego Testamentu nie wiedzieli jeszcze o Trzech Osobach Boskich, bo takie są obyczaje Boga prawdziwego, że najpierw udziela daru, a dopiero potem pozwala nam go rozumieć. Najpierw obdarzył nas swoim Synem i dopiero potem mogliśmy zacząć rozumieć, jak niepojętym Darem zostaliśmy obdarzeni. Najpierw zesłał na swój Kościół Ducha Świętego i dopiero potem zaczęła dochodzić do świadomości chrześcijan ta niepojęta prawda, że Duch Święty jest osobową Miłością Ojca i Syna – że otrzymując Ducha Świętego, jesteśmy miłowani tą samą, nieskończoną i boską Miłością, jaką Przedwieczny Ojciec miłuje swego Jednorodzonego Syna, i jaką Syn miłuje swego Ojca.
Przypomnijmy sobie, w jakich okolicznościach doszło do pierwszego w dziejach wyznania prawdy, że Jezus jest Synem Bożym. Najpierw Jezus wybrał sobie uczniów i nauczał gromadzące się tłumy, „uczył zaś jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie” (Mt 7,29). Szczególne poruszenie budziły Jego cuda. Jezus nie tylko przywracał wzrok niewidomym, oczyszczał trędowatych i uzdrawiał sparaliżowanych. Kiedyś uciszył burzę na morzu, tak że uczniowie pytali pełni zdumienia, a nawet przerażenia: „Kimże On jest, że nawet wichry i morze są Mu posłuszne?” (Mt 8,27). Sługę setnika uwolnił Jezus z paraliżu, mimo że ten był gdzieś daleko. Ze szczególnym podnieceniem ludzie opowiadali sobie o tym, jak Jezus wskrzesił zmarłą córkę Jaira.
Zatem Jezus najpierw wśród ludzi po prostu był. Wszyscy mogli zobaczyć i przekonać się, że nie jest On zwykłym człowiekiem. Co więcej, Jezus dał się poznać ludziom jako Nauczyciel i Zbawca. Wszyscy mogli słuchać Jego krystalicznie Bożej nauki i oglądać znaki Jego mocy zbawczej. I dopiero po takim przygotowaniu On pierwszy stawia swoim uczniom pytanie: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” Jak pamiętamy, Piotr jako pierwszy z uczniów wyznał wówczas: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego!” (Mt 16,16).
Jednak Piotra oraz innych uczniów, chociaż wiarą rozpoznali już Boskość Jezusa, czekała jeszcze długa droga przyjmowania tego Daru Nieskończonego, jakim Ojciec Przedwieczny obdarzył nas w Jezusie Chrystusie. Uczniowie dopiero z czasem mieli zobaczyć i przekonać się, że Syn Boży przyszedł do nas jako Zbawiciel, i że potrzebna była Jego śmierć na krzyżu, bo w ten sposób otworzył nam drogę do życia wiecznego.
Natomiast tak naprawdę i dogłębnie Boskość Jezusa mogli Jego uczniowie poznać dopiero po zesłaniu Ducha Świętego. Bo dopiero Duch Święty buduje w nas tę niepojętą jedność z Jezusem, w której my jesteśmy w Nim, a On w nas. Dopiero dzięki Duchowi Świętemu nasza zażyłość może osiągnąć aż takie szczyty, że niektórzy z nas mogą zawołać wraz z apostołem Pawłem: „Żyję ja, ale już nie ja żyję, bo żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20).
Tak więc święty Grzegorz z Nazjanzu głęboko wczytał się w Ewangelię, że zauważył to pierwszeństwo daru Bożego w stosunku do naszego zrozumienia tego daru. Nie darmo jest on w Kościele nazywany Grzegorzem Teologiem.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.