pojednanieu

W walce z cierpieniem nie wolno nikomu krzywdzić niewinnego. Na przykład, nie wolno zabijać poczętego dziecka, ażeby uwolnić w ten sposób od jakichś problemów jego matkę. [...] Również cierpienie należy usuwać, ale nigdy za cenę jeszcze większego zła, a już zwłaszcza nie za cenę krzywdzenia niewinnych – zwraca uwagę felietonista Opoki, o. Jacek Salij OP.

To była teza bliska sercom romantyków, że cierpienie uszlachetnia. O wywożonym na Sybir skazańcu Mickiewicz napisał, że ”oszpetniał, sczerniał, schudł, ale jakoś dziwnie wyszlachetniał”. A według Zygmunta Krasińskiego, cierpienie jest ogniem, przemieniającym grzesznika w istotę godną nieśmiertelności:

Lecz się grzechy mazać winny,
Gdy z grzesznika człowiek inny
Wylatuje śród cierpienia –
Tak jak Feniks, co się zmienia –
Nieśmiertelny – śród płomienia

Ale przecież cierpienie potrafi nieraz człowieka zmiażdżyć, upodlić, wpędzić w rozpacz, pozbawić nadziei. Mówiąc krótko, nie zawsze cierpienie uszlachetnia. Dlatego warto pamiętać o tym, że cierpienia – a ściśle mówiąc, tego wszystkiego, co w nim bezsensowne i nas niszczące – nie było w pierwotnych planach Bożych. Pierwotnie, nawet śmierć nie miała do nas dostępu. „Śmierci Bóg nie uczynił – czytamy w Księdze Mądrości – i nie cieszy się ze zguby żyjących. Śmierć weszła na świat przez zawiść diabła”. Dotyczy to również cierpienia: Cierpienia Bóg nie uczynił, weszło ono do naszego życia wskutek naszego odejścia od Boga – bo przecież odejście od Źródła wszelkiego sensu musi niszczyć i wystawiać na bezsens nasze życie.

Zatem cierpienie samo z siebie nie jest niczym dobrym. A skoro tak, to każdemu z nas wolno zabiegać o usunięcie lub przynajmniej o zmniejszenie cierpień, zarówno swoich własnych, jak cudzych. Co więcej, Pan Jezus jasno poucza nas wszystkich, że podawanie pomocnej ręki ludziom cierpiącym jest jedną z najważniejszych naszych powinności na tej ziemi. „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” – powie do zbawionych Boski Sędzia.

Dodajmy tylko na wszelki wypadek, że w walce z cierpieniem nie wolno nikomu krzywdzić niewinnego. Na przykład, nie wolno zabijać poczętego dziecka, ażeby uwolnić w ten sposób od jakichś problemów jego matkę. Usuwanie zła z naszego życia i z życia naszych bliźnich przypomina poniekąd walkę z brudem: sprzątać oczywiście trzeba, ale należy to czynić mądrze, należy unikać stosowania takich środków czyszczących, które zanieczyszczają środowisko znacznie niebezpieczniej niż usuwany brud. Również cierpienie należy usuwać, ale nigdy za cenę jeszcze większego zła, a już zwłaszcza nie za cenę krzywdzenia niewinnych.

Wróćmy do ewangelicznego nakazu przychodzenia z pomocą tym, którzy doznają jakiegoś zła. Dzisiaj, kiedy wielu Europejczyków próbuje przeczyć temu, że Kościół jest matką naszej cywilizacji, dobrze jest przypominać sobie, że chrześcijańska kultura zbudowała nie tylko katedry ku czci Boga, ale również szpitale dla chorych i różne zakłady opiekuńcze.

Ale wciąż nie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, czy cierpienie uszlachetnia. Tylko ludzie naiwni i doktrynerzy oznaczają taką tezę wielkim kwantyfikatorem. Faktem jest jednak, że całkiem nierzadko cierpienie naprawdę uszlachetnia. Ludzie nieraz zwierzają się, że doznane nieszczęście wyprowadziło ich z duchowego letargu, uwrażliwiło na cudze biedy, przypomniało o Bogu. Często ktoś dopiero w ciężkiej chorobie uświadamia sobie bezsens dotychczasowego życia i doświadcza prawdziwego nawrócenia. Często też choroba albo jakieś inne nieszczęście jednego z członków rodziny powoduje odbudowę więzi rodzinnych albo nawet pobudza do wzajemnego pojednania.

Na wiele pytań związanych z cierpieniem nie potrafimy odpowiedzieć. Na przykład nie wiemy, dlaczego dzieci umierają na raka. To jednak powinniśmy wiedzieć, że dziecku potrzebna jest wówczas maksymalnie bezinteresowna i oczyszczona z egocentryzmu miłość. Jak napisał pewien mądry anglikański teolog: Ostatecznie zło cierpienia leży nie w tym, że Bóg je dopuścił, lecz w tym, że wielu z nas nie odnosi zeń pozytywnego pożytku. Tajemnica cierpienia jest zbyt wielka, żeby ją na tej ziemi zrozumieć do końca. „Hieroglif cierpienia, na ziemi niepojęty, zrozumialszy w niebie” – powiada Cyprian Norwid.

Żeby rozwiązywać ten hieroglif, spójrzmy na trzy krzyże z góry Golgoty, bo one stanowią trzy wzory przeżywania naszych cierpień. Są to przeklęty krzyż złego łotra, krzyż pokuty łotra, który się nawrócił, oraz krzyż zbawczy Jezusa Chrystusa. Cierpienie złego łotra zachowało pierwotny wymiar niszczącej i przeklętej zapłaty za grzech. Nieszczęśnik ten żył bezsensownie i bezsensowne były jego cierpienia i śmierć. Łotr z prawej strony też zasłużył sobie na karę, ale mocą Chrystusa jego przeklęty krzyżu przemienił się w krzyż pokuty i stał się drogą powrotu. Dlatego człowiek ten usłyszał słowa: „jeszcze dziś będziesz ze mną w raju!”.

I wreszcie krzyż Chrystusa Pana. To mało powiedzieć, że było to cierpienie kogoś absolutnie niewinnego. On został ukrzyżowany za to, że przyszedł pojednać nas z Bogiem i przywrócić na ziemi panowanie miłości. Ale właśnie na tym krzyżu przemienił On swoje cierpienie w potężny czyn miłości, w ofiarę, mocą której aż do końca świata będzie się dokonywało pojednanie nas wszystkich z Bogiem oraz nasze pojednanie wzajemne.

Jeszcze przed swoją męką Pan Jezus obiecywał: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Dobry łotr był pierwszym beneficjentem Jego obietnicy, że nawet straszliwe cierpienie nie zniszczy tego, kto będzie się Go naprawdę trzymał i w Nim szukał źródła mocy.
 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama