Polacy nieporównanie więcej dbają o groby swoich bliskich i znacznie liczniej je odwiedzają, niż na przykład Czesi czy Niemcy. Byłoby przesadą twierdzić, że to nie ma nic wspólnego z naszą religijnością – zauważa o. Jacek Salij OP, felietonista Opoki.
Wiersz Mariusza Soleckiego pt. Elegia dla lubuskiej wsi ma postać suchego komunikatu:
katolików
miażdżąco więcej
na cmentarzu
niż w kościele
co nie udało się komunistom
przyszło z demokracją.
Moja zdobywana przez mrok wieś
pędzi ku przyszłości
szerokopasmowym internetem
To nie jest lament nad współczesną laicyzacją. Poeta – choć postępująca sekularyzacja niewątpliwie go martwi – chce nas pocieszyć. Bo przecież wielu tych, którzy przestali pojawiać się na coniedzielnej mszy, jednak przychodzi na cmentarz odwiedzić swoich bliskich. Kto wie – może dlatego, że przecież wiary się nie wyrzekli i wciąż czują się katolikami. A to rodzi nadzieję, że niektórzy z nich w jakimś momencie zaprzestaną uciekać przed Światłem i odnowią swoją więź z Kościołem.
Polacy nieporównanie więcej dbają o groby swoich bliskich i znacznie liczniej je odwiedzają, niż na przykład Czesi czy Niemcy. Byłoby przesadą twierdzić, że to nie ma nic wspólnego z naszą religijnością. Nie ja jeden domyślam się, że światło, którego zwłaszcza w uroczystość Wszystkich Świętych tak wiele na naszych cmentarzach, jest odblaskiem tego Światła, którym jaśnieje zmartwychwstały Chrystus! To prawda, że niekoniecznie zdajemy sobie z tego sprawę, ale ta mądrość jest przecież zapisana w naszej podświadomości zbiorowej. Bo niby dlaczego nasze cmentarze tak się różnią od cmentarzy w Czechach czy Szwecji? Dlaczego na naszych cmentarzach tylu ludzi, tyle kwiatów, tyle światła?
Przez całe wieki było w krajach chrześcijańskich czymś oczywistym, że zmarłemu należy się grób. Stąd liczne na naszych cmentarzach groby symboliczne, które upamiętniają tych naszych bliskich, którzy nie mają grobu, bo zginęli często nawet nie wiadomo, gdzie, porwani przez miażdżące tryby któregoś z XX-wiecznych totalitaryzmów. Grób jest jednak znakiem naszej nadziei, że nawet śmierć nie jest w stanie oddzielić nas wzajemnie od siebie aż tak radykalnie, żeby nic już nas z naszymi zmarłymi nie łączyło. To z tej nadziei wyrasta potrzeba postawienia przynajmniej symbolicznego grobu.
Sam poświęcałem taki symboliczny pomnik, który mój cioteczny brat wystawił swoim rodzicom. Nie znał miejsca ani daty śmierci ojca, ani matki. Udało mu się tylko znaleźć nazwisko swojego ojca na liście więźniów, których Sowieci dowieźli do Archangielska i stamtąd mieli porozsyłać do łagrów. O losach zaś matki w ogóle niczego nie zdołał się dowiedzieć. Bardzo rozumiem potrzebę takiego „przywołania” swoich utraconych rodziców bliżej siebie.
O jeszcze innych cmentarzach mówił Jan Paweł II w Radomiu, kiedy 4 czerwca 1991 r. objaśniał przykazanie Nie zabijaj. Papież przypomniał wtedy straszne czasy, kiedy na miejsce tego Bożego przykazania postawiono ludzkie: Wolno zabijać, a nawet: Trzeba zabijać – i w ten sposób ogromne połacie naszego kontynentu uczyniono grobem ludzi niewinnych, ofiar zbrodni. Korzeń zbrodni tkwi w uzurpacji przez człowieka Bożej władzy nad życiem i śmiercią człowieka.
„Do tego cmentarzyska ofiar ludzkiego okrucieństwa w naszym stuleciu – kontynuował święty papież swoje przemówienie – dołącza się inny jeszcze wielki cmentarz: cmentarz nienarodzonych, cmentarz bezbronnych, których twarzy nie poznała nawet własna matka, godząc się lub ulegając presji, aby zabrano im życie, zanim jeszcze się narodzą. A przecież już miały to życie, już były poczęte, rozwijały się pod sercem swych matek, nie przeczuwając śmiertelnego zagrożenia. A kiedy już to zagrożenie stało się faktem, te bezbronne istoty ludzkie usiłowały się bronić. Aparat filmowy utrwalił tę rozpaczliwą obronę nienarodzonego dziecka w łonie matki wobec agresji. Kiedyś oglądałem taki film – i do dziś dnia nie mogę się od niego uwolnić, nie mogę uwolnić się od jego pamięci”.
„Czy jest taka ludzka instancja – pytał retorycznie nasz wielki rodak – czy jest taki parlament, który ma prawo zalegalizować zabójstwo niewinnej i bezbronnej ludzkiej istoty? Kto ma prawo powiedzieć: Wolno zabijać, nawet: Trzeba zabijać – tam, gdzie trzeba najbardziej chronić i pomagać życiu? Nie zabijaj, ale raczej przyjmij drugiego człowieka jako dar Boży – zwłaszcza jeśli jest to twoje własne dziecko. Nie zabijaj, ale raczej staraj się pomóc twoim bliźnim, aby z radością przyjęli swoje dziecko, które – po ludzku biorąc – uważają, że pojawiło się nie w porę. Musimy zwiększyć równocześnie naszą społeczną troskę nie tylko o dziecko poczęte, ale również o jego rodziców, zwłaszcza o jego matkę – jeśli pojawienie się dziecka stawia ich wobec kłopotów i trudności ponad ich siły”.