Ten rodzaj życia polega na tym, że pobudzeni do tego łaską Bożą niektórzy ochrzczeni postanawiają poświęcić się Bogu szczególnie, ślubując kierować się w swoim życiu radami ewangelicznymi, tzn. żyć w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie – pisze w felietonie z okazji Dnia Życia Konsekrowanego o. Jacek Salij OP.
Dość przypomnieć ciężkie rany, jakie w okresie rozbiorów zadali zakonom zaborcy. We wszystkich trzech zaborach kasowali oni kolejne klasztory aż do zupełnego ich zlikwidowania w zaborze pruskim. W zaborze rosyjskim ostała się jedna jedyna Jasna Góra, poddawana zresztą niemałym ograniczeniom. Zakony niemało ucierpiały nawet od katolickiej Austrii. Zaborcy zostawili w ten sposób wielki dowód empiryczny na temat znaczenia zakonów dla Kościoła. Niszczenie zakonów było dla zaborców istotną cząstką ich wrogości wobec Kościoła katolickiego jako ostoi polskości.
Kierujący Kościołem Duch Święty odpowiedział na te represje w sposób, którego nikt się nie spodziewał: Mianowicie na ziemiach polskich zaczęły się mnożyć, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich 30 lat XIX w., konspiracyjne wspólnoty, podejmujące zakonne ideały, starające się w ukryciu przed policją żyć radami ewangelicznymi, a zarazem realizujące takie lub inne zadania charytatywne, opiekuńcze lub apostolskie. Jeden tylko o. Honorat Koźmiński, kapucyn, założył trzydzieści kilka tajnych zakonów bezhabitowych, w większości kobiecych. Czternaście z nich przetrwało do dzisiaj.
Zapewne dopiero na Sądzie Ostatecznym dowiemy się tego, jak istotnie ta wielka armia pielęgniarek, nauczycielek, opiekunek chorych i sierot, w tym również bohaterów dobroci, gotowych w imię miłości bliźniego do największych poświęceń, wpłynęła na poziom religijności w naszym społeczeństwie. Bez poświęcenia tych bardzo licznych kobiet, ale również mężczyzn, realizujących powołanie zakonne w czasach, kiedy było ono zakazane, nasz katolicyzm na pewno byłby dziś o wiele słabszy. Trudno przecenić znaczenie działalności tych konspiracyjnych zakonów dla społecznego poczucia więzi z Kościołem.
A swoją drogą, jest jakaś tajemnicza atrakcyjność w samej idei życia zakonnego, że pojawia się ono również w warunkach, w których wydaje się ono wręcz niemożliwe. Tutaj pozwolę sobie na osobiste wspomnienie. Niespełna 40 lat temu czescy dominikanie poprosili mnie o przeprowadzenie serii wykładów z teologii. W Czechosłowacji już na początku lat 50. zakony zostały skasowane, zakonnicy rozpędzeni, częściowo internowani, niektórzy znaleźli się w więzieniach. Praska wiosna 1968 roku trwała za krótko, żeby można było tworzyć legalne zakonne wspólnoty i odzyskać choćby jeden klasztor.
Kiedy przyjechałem do Pragi, zawieziono mnie do willi w dzielnicy Lysolaje, przemienionej w konspiracyjny klasztor, zamieszkany przez kilka osób. Na wykłady zwalił się prawdziwy tłum, zresztą nie tylko zakonników, a jeden z nich szepnął mi do ucha: „Gdyby teraz nas nakryli, autobusu by im nie starczyło”. Kiedy zaś odwiedziłem znajdujący się w jakimś bloku konspiracyjny klasztor sióstr dominikanek, zaprowadziły mnie najpierw do takiej mini-kapliczki i zaproponowały dłuższą chwilę adoracji Najświętszego Sakramentu. A przecież Czesi to w Europie być może najbardziej zlaicyzowane społeczeństwo.
Słyszy się czasem opinie, że dopóki nie pojawi się życie zakonne, Kościół na takiej ziemi jest jeszcze nie do końca zakorzeniony. Ale właśnie w tej chwili przyłapuję się na tym, że używam dawnego terminu, a przecież – dzięki udzielonej przez ostatni sobór mocnej aprobacie dla tego sposobu życia – teraz odchodzi się częściowo od terminów: „życie zakonne”, „zakonnicy”, i zastępuje się je terminami bardziej trafnymi, bo głębszymi: „życie konsekrowane”, „osoby konsekrowane”, itp.
Ten rodzaj życia polega na tym, że pobudzeni do tego łaską Bożą niektórzy ochrzczeni postanawiają poświęcić się Bogu szczególnie, ślubując kierować się w swoim życiu radami ewangelicznymi, tzn. żyć w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie. Powołanie do świętości dotyczy wszystkich ochrzczonych. Zarazem niektórym ludziom Bóg udziela szczególnego daru swojej łaski – cytuję teraz soborową konstytucję o Kościele – „aby w dziewictwie lub w celibacie łatwiej, niepodzielnym sercem poświęcali się samemu tylko Bogu. Ta doskonała powściągliwość, zachowywana ze względu na Królestwo Boże, zawsze cieszyła się szczególnym szacunkiem Kościoła, jako znak i bodziec miłości i jako szczególne źródło duchowej płodności”.
Wielkim przyjacielem, ale również teologiem życia konsekrowanego był św. Jan Paweł II, który zresztą, jako młody kapłan, sam marzył o wstąpieniu do zakonu Karmelitów. Żeby sobie uprzytomnić, jak wielkie znaczenie dla Kościoła przypisuje on instytutom życia konsekrowanego, wystarczy zauważyć bezlik jego przemówień do osób konsekrowanych, czy to z okazji odbywanych w Rzymie kapituł generalnych, czy to podczas jego pielgrzymek po wszystkich kontynentach świata, czy to przy różnych innych okazjach. Życiu konsekrowanemu poświęcił ten papież również serię dziewiętnastu katechez środowych, jakie wygłosił na przełomie roku 1994 i 1995.
Ważnym dla podkreślenia istotnego miejsca zakonów i w ogóle wszystkich instytutów życia konsekrowanego w Kościele było ustanowienie w roku 1997 święta Ofiarowania Pańskiego (2 lutego) Światowym Dniem Życia Konsekrowanego. Św. Jan Paweł II rozciągnął wówczas na wszystkie wspólnoty życia konsekrowanego metaforę serca jako zapewne najważniejszego organu Ciała Chrystusa, którym jest Kościół: „Życie konsekrowane znajduje się w samym sercu Kościoła jako element o decydującym znaczeniu dla jego misji, ponieważ wyraża najgłębszą istotę powołania chrześcijańskiego oraz dążenie całego Kościoła-Oblubienicy do zjednoczenia z jedynym Oblubieńcem”.