Bóg kocha człowieka i realizuje jego zbawienie. Lecz nie może się ono spełnić, dopóki człowiek nie zapomni o sobie i nie odda się Bogu w czystym akcie adoracji Jego chwały. Albo dzięki Chrystusowi i Ewangelii wyrwiemy się z uścisku egocentryzmu i grzechu i oddamy się Bogu, albo też egocentryzm przypudrujemy pozorami chrześcijaństwa i dalej będziemy uwielbiać siebie – pisze felietonista Opoki ks. prof. Jan Strumiłowski OCist.
Z tego też względu musiał skutkować okaleczeniem i nieszczęściem człowieka. I człowiek również tracąc z przed oczu chwałę Boga, a w sercu tracąc Jego łaskę, która pozwalała Go widzieć i Nim się zachwycać, nie jest w stanie do tej chwały powrócić. Nie jest w stanie uwielbić Boga tak, jak Ten na to zasługuje. I dlatego Syn Boży staje się człowiekiem, aby ten człowiek – Jezus Chrystus – uwielbił doskonale Boga. Wcielenie było potrzebne zatem by przywrócić porządek między Stwórcą a stworzeniem. Aby stworzenie w człowieku mogło oddać absolutną chwałę Ojcu. Sama Męka była aktem oddania absolutnej chwały Ojcu (szczególnie Ewangelia Janowa podkreśla ten aspekt – Jezus idzie na krzyż, aby uwielbić Ojca). Męka jest w istocie uwielbieniem Absolutnym.
Tak jak Adam przestał uwielbiać Ojca, bo uwiódł go własny grzech – własna chwała, własne, egoistyczne pragnienie, tak Chrystus, nawet w momencie przeżywania zagrożenia śmiercią, trwogi, która powodowała, że pocił się krwią i kiedy całe Jego człowieczeństwo wydawało się wyrywać by chronić siebie – dbać o siebie i ratować siebie, On ponad siebie wybiera uwielbienie Ojca w absolutnej miłości i poddaniu się Mu. Na krzyżu, w Chrystusie, człowiek uwielbił Ojca bardziej niż siebie. I dlatego, że tak uwielbił Ojca, został (w swoim człowieczeństwie) otoczony Jego chwałą. Mówiąc inaczej – Zmartwychwstaniem i nowym życiem Pana Jezusa jest uwielbienie Ojca.
Owa logika jest łudząco podobna do drugiej części słynnej maksymy św. Ireneusza: „życiem człowieka jest chwalenie Boga”.
Z taką perspektywą zgadzają się także dokumenty Kościoła na temat celów ofiary Chrystusa – dokonanej na krzyżu i ponawianej w Eucharystii. Otóż Kościół naucza, że pierwszorzędnym celem tej ofiary jest oddanie chwały Ojcu Niebieskiemu. Drugim celem jest należyte dziękczynienie Bogu. Trzecim dopiero jest zadośćuczynienie za nasze grzechy i zniewagi. Mówi o tym Kościół m.in. w encyklice „Mediator Dei” Piusa XII. A więc wbrew opinii współczesnych, Chrystus idąc na krzyż, na pierwszym miejscu nie miał na celu zbawienia człowieka, ale oddanie chwały Ojcu, któremu człowiek w grzechu tej chwały odmówił. Zbawienie człowieka jest dopiero trzecim celem oraz w pewnym sensie jest skutkiem celu pierwszego. Znamienne jest to, że kiedy współczesny człowiek patrzy na Chrystusa, to widzi w Nim Boga, który oszalał z miłości do człowieka. Wniosek jest prosty: Ewangelia jest szaloną miłością Boga do człowieka. A więc nic nie może być granicą tej miłości – nawet trwanie w grzechu. Zatem wszystkie zasady ograniczające w Kościele są złe i należy je znieść. I równie znamienne, że naprawdę rzadkością jest, by chrześcijanin czytając Ewangelię dostrzegł Chrystusa, który szaleje z miłości do Ojca – a skutkiem tego byłoby odkrycie, że Ojciec godzien jest tak szalonej miłości i uwielbienia, które nie wahają się wzgardzić samym sobą.
Niestety, perspektywa antropocentryczna nie pozwala na wyrwanie się z przeklętego skutku grzechu, którym jest egocentryzm. W konsekwencji perspektywa ta prowadzi nawet do podporządkowania sobie Boga i sprowadzenia Go do poziomu realizatora ludzkiego spełnienia. I oczywiście, Bóg kocha człowieka i realizuje jego zbawienie. Lecz nie może się ono spełnić, dopóki człowiek nie zapomni o sobie i nie odda się Bogu w czystym akcie adoracji Jego chwały.
I jest to zaledwie jeden z przykładów wskazujący na współczesne, antropocentryczne zdeformowanie Ewangelii – zdeformowanie, które nie polega na zakłamaniu treści, ale na okrojeniu jej tak, by pasowała do ludzkiej, egocentrycznej tendencji, która jest pozostałością grzechu. Więc albo dzięki Chrystusowi i Ewangelii wyrwiemy się z uścisku egocentryzmu i grzechu, i oddamy się Bogu, albo też egocentryzm przypudrujemy pozorami chrześcijaństwa i dalej będziemy uwielbiać siebie. A pole do zmiany perspektywy jest ogromne, gdyż obecnie jesteśmy pogrążeni w antropocentrycznej liturgii, kulcie, duszpasterstwie, moralności, a nawet w antropocentrycznym sposobie przeżywaniu powołania małżeńskiego czy kapłańskiego. Tymczasem Chrystus powstał z martwych dzięki chwale i ku chwale Ojca.