Artykuł z tygodnika Echo katolickie 09 (713)
Znajomość języków obcych w naszym społeczeństwie, choć poprawiająca się z roku na rok, niestety nadal jest dość słaba. Niemniej każdy z Polaków jest w stanie rozszyfrować kilka prostych zwrotów obcojęzycznych.
Do listy tychże należy zaliczyć okrzyk: „Santo subito!”, który pojawił się na transparentach w czasie pogrzebu Sługi Bożego Jana Pawła II i zawładnął naszą narodowa świadomością do tego stopnia, że szybki początek procesu beatyfikacyjnego Papieża Polaka odebraliśmy niemal jako objawienie. Rozbudzone nadzieje społeczne dopominały się wręcz natychmiastowej kanonizacji Karola Wojtyły, mimo że od początku zarówno hierarchowie Kościoła, jak i zaangażowani w sam proces beatyfikacyjny, nakazywali dokładność i staranność procedur, co oczywiście wiąże się z określonym czasem. Dlatego z pewnym zdziwieniem odebrałem niedawną wypowiedź biskupa Tadeusza Pieronka, który w rozmowie z włoskim portalem internetowym „Pontifex” żalił się, że proces beatyfikacyjny Jana Pawła II przeciąga się zbytnio. Jako zasadniczy powód takiego stanu rzeczy hierarcha wskazał na istnienie jakiegoś lobby w Watykanie, które nie jest zainteresowane szybkim wyniesieniem na ołtarze Papieża Polaka. Temat został podchwycony przez polską prasę oraz rodzimych komentatorów. Po kilku dniach czytelnicy i odbiorcy informacji nie mieli już żadnych złudzeń, że istniejące wokół Benedykta XVI lobby watykańskie, w ramach odwetu za pontyfikat Jana Pawła II (znacznie ograniczający ich zdaniem wpływy Kurii Rzymskiej), teraz chce doprowadzić do marginalizacji procesu oraz ogłoszenia Karola Wojtyły błogosławionym i świętym.
Wydawać by się mogło, że jest to jedna z wielu niefortunnych wypowiedzi tego hierarchy Kościoła. Ale, niestety, wpisuje się ona w pewien kontekst przekazów medialnych, z którymi od pewnego czasu mamy do czynienia w świecie. Ich celem jest ukazanie zasadniczej różnicy pomiędzy pontyfikatami Jana Pawła II a Benedykta XVI. O ile w pierwszych dniach po objęciu steru Kościoła przez obecnego papieża wskazywano na liczne i zasadnicze różnice w temperamencie i charakterze pomiędzy obydwoma papieżami, o tyle w ostatnich dwóch latach (szczególnie po pielgrzymce Benedykta XVI do Niemiec) dominującym tonem komentarzy stało się wskazywanie różnic teologicznych oraz zmiany w nastawieniu głowy Kościoła Katolickiego do innych religii i całego świata. W ostateczności doprowadziło to stawiania tez o istnieniu spisku wewnątrz Kościoła, którego celem byłoby „zniszczenie dorobku Papieża Polaka”. Benedykt XVI nie jest na razie bezpośrednio wskazywany jako „capo di tutti capi” tego lobby, chociaż niektórzy komentatorzy chętnie wskazują go jako intelektualnego mentora poczynań „domniemanej koterii”. Jednakże „istnienie” takiego spisku w okolicach papieża wskazywałoby zdaniem tychże komentatorów na słabe rozeznanie obecnego papieża w meandrach Kurii Rzymskiej, co jest o tyle dziwne, że Joseph Ratzinger pracuje w niej od ponad ćwierć wieku, a z watykańskimi korytarzami zaznajomiony jest od czasów Soboru Watykańskiego II.
Atmosfera tworzona wokół Benedykta XVI przez media zdaje się prowadzić do zaznaczenia głębokich różnic w łonie Kościoła Katolickiego. Wskazywanie na objęcie tronu papieskiego za przyczyną zawiązanego przez grupę kardynałów spisku, co obwieścił światu południowoamerykański magazyn „O Globo”, powołując się na anonimowego uczestnika konklawe z Brazylii, ma wykazać, że wszystko, co mówi i czyni obecny papież, nie jest wynikiem działania Ducha Bożego we wspólnocie Kościoła, ale walką koterii w Jego łonie, która nie ma z wiarą nic wspólnego. Co więcej, jest to zemstą „zmarginalizowanej przez Sobór i Jana Pawła II Kurii Rzymskiej” i „reakcyjną czkawką przeciwników soborowego aggiornamento”. Następstwem ma być podział Kościoła oraz odejście wiernych. Ciekawe jest, że taka krytyka pojawia się wówczas, gdy w dziedzinie jednoczenia obecny papież zaczyna odnosić (choć na razie skromne) sukcesy. Dzieje się to, co ciekawsze, po linii decyzji Sługi Bożego Jana Pawła II. Wystarczy wskazać chociażby umożliwienie wejścia do Kościoła Katolickiego dla odchodzących z anglikanizmu, zatwierdzenie Statutów Drogi Neokatechumenalnej czy też zdjęcie ekskomuniki z biskupów - tradycjonalistów. Wszystkie te decyzje stanowią kontynuację działań Papieża Polaka i to twórcze ich rozwinięcie. Skąd więc taka krytyka Benedykta XVI?
Wydaje się, że przyczyna tkwi w tym, że pewne środowiska miały nadzieję na podział Kościoła lub na rozmydlenie Jego nauczania, bo wśród niejasności można najłatwiej w depozyt wiary wprowadzić własne, a nie Boże treści. Sam fakt istnienia różnicy zdań we wspólnocie wierzących nie jest czymś nowym. Wystarczy sięgnąć do Dziejów Apostolskich i poczytać o sporach pomiędzy Apostołami (chociażby antiocheński spór Piotra z Pawłem). Jednakże owe starcia zawsze miały za cel jedno - posłuszeństwo Prawdzie Ewangelii. Rodząca się z nich zgoda potwierdzana była prostą formułą: „Postanowiliśmy my i Duch Święty”. Kościół w swojej różnorodności zawsze nastawiony był na poddanie się woli Boga objawiającej się w Jego łonie. Ukazywanie więc relacji pomiędzy obecnym a byłym papieżem jako swoistego diametralnego konfliktu i niezgodny nie jest wyrazem troski o Kościół, ale dążeniem do osłabienia Jego łączności z Prawdą.
Ciekawa w tym wszystkim jest wypowiedź obecnego Ojca św. W czasie modlitwy „Anioł Pański” zaapelował on nie tylko o modlitewne wsparcie jego posługi (a więc odniesienie się do tego, co Boże i prawdziwe), ale również zaapelował o zakończenie jałowych polemik. Drogą do tego, zdaniem papieża, miałaby stać się wierność prawdzie poprzez odrzucenie „intelektualnej arogancji”. To zaznaczenie w apelu Ojca św. pokazuje, że zasadniczym dla Kościoła (a także Jego pasterzy) ma być nie tyle brylowanie w świetle jupiterów i poszukiwanie popularności za wszelką cenę, ale wierność Prawdzie, która stanowi depozyt wiary. Wszak aktualne są słowa Jezusowe: „Prawda was wyzwoli!”. Prawda, a nie opinia mediów.
opr. aw/aw