Klucze do zrozumienia świętości Jana Pawła II (5)

W ramach przygotowań do beatyfikacji Jana Pawła II, piąty artykuł cyklu pozwalającego zrozumieć fenomen świętości Papieża Polaka

Ciągną mnie za sutannę!

W dniu inauguracji pontyfikatu, 22 października 1978 r., Jan Paweł II powiedział do młodych słowa, które później powróciły wiele razy podczas pielgrzymek, spotkań, katechez: „Wy jesteście nadzieją Kościoła i świata - wy jesteście moją nadzieją”.

Niewątpliwie fenomenem tego pontyfikatu była ogromna, chyba nawet niedająca się w pełni opisać, zażyłość pomiędzy „papieżem z dalekiego kraju” a młodzieżą. Młodzi byli z nim do końca. Także wtedy, gdy ciężka i choroba starość pozbawiły go sił. Jest tajemnicą poliszynela, że kiedy Jan Paweł II pierwszy raz zwołał młodych do Rzymu, w kurii rzymskiej zapanowała niemała konsternacja. „Najstarsi rzymianie nie widzieli czegoś podobnego” - mówił po uroczystościach Niedzieli Palmowej w 1984 r. 91-letni kardynał Carlo Confalonieri. Sędziwy książę Kościoła miał na myśli reakcję młodzieży na wezwanie Jana Pawła II. Las palm, jaki tego dnia wyrósł na Placu św. Piotra, stał się zwiastunem wydarzeń, które zainicjowały fascynującą historię wspólnej wędrówki Ojca Świętego i młodych całego świata.

Zawsze kochałem młodzież

Podczas trzeciej pielgrzymki do Polski w 1987 r. Jan Paweł II mówił: „Tak się młodzi na całym świecie przyzwyczaili, że gdzie papież przyjedzie, tam pierwsi pchają się do niego. Ja się z tego bardzo cieszę. Gdybym nie nauczył się być z wami - dawniej, ale tego się nie da zapomnieć - gdybym nie nauczył się, co to znaczy być młodym, jakie to piękne i jakie to trudne, to prawdopodobnie bym nie potrafił, i nie ciągnęliby mnie tak wszędzie za sutannę: <<Chodź, zostań z nami>>. Więc jest wielki pożytek z tych spotkań z młodzieżą. Gdziekolwiek się one odbywają, czy we Francji, czy w Anglii, czy w Niemczech, czy w Ameryce Środkowej (...). Tych spotkań nauczyłem się w Krakowie (...) w duszpasterstwie akademickim, w oazach, przy różnych okazjach. Bardzo lubiłem to duszpasterstwo i bardzo lubiłem młodzież, i lubię dalej (...) Zawsze kochałem młodzież”.

Ta odwzajemniona w pełni miłość dawała o sobie znać na każdym kroku. Jej nam najbardziej zabrakło, kiedy odszedł...

Jak być szczęśliwym?

Gdy zostały ogłoszone pierwsze Światowe Dni Młodzieży, powszechnie wieszczono im klęskę. Do Rzymu w 1985 r. przyjechało 300 tys. młodych. Potem z roku na rok przybywało ich na spotkanie z papieżem coraz więcej. Do różnych miejsc zjeżdżały miliony - najwięcej do Manilii na Filipinach w 1995 r. - prawie 4 mln! Wielcy tego świata przecierali oczy ze zdumienia! Jan Paweł II, choć podejmował różną problematykę, za każdym razem kreślił wyraźną linię: młodość to przyszłość kontynentów, zaś przyszłość człowieka, który zaufał Jezusowi, to świętość. Młodość musi mieć wpisany w siebie zaczyn świętości, musi być w niej zawarta tęsknota za Źródłem miłości, prawdy, piękna i dobra - inaczej stanie się bezowocna, będzie przypominać błądzenie w mroku. Teza postawiona przy końcu XX w. zdawała się być karkołomna i idąca dokładnie pod prąd powszechnie przyjmowanym tendencjom, a jednak stało się dokładnie odwrotnie.

Młodzi ludzie zawsze przychodzi do Jana Pawła II z pytaniami, które zwykle pojawiają się na progu dorosłości: „Jak być szczęśliwym? Jak dobrze przeżyć swoje życie, aby go nie zmarnować?”. Papież wiedział, jak bardzo ta sytuacja jest kluczową dla młodego człowieka i ile zależy od prawidłowej odpowiedzi. Widział, że świat niejednokrotnie nie był w stanie jej dać, ponieważ w pierwszej kolejności podpowiadał młodym, jak bardziej „mieć”, a nie jak bardziej „być”. Ojciec Święty wiedział też, że młodzi ludzie mają świadomość tego, iż są oszukiwani, „czarowani”, niejednokrotnie stając się kartą przetargową wielkiego biznesu. To rodziło gniew, generowało bezradność. On nie odrzucił ich buntu, nie moralizował, nie karcił, ale przygarniał do siebie, wskazywał na Jezusa Chrystusa jako Tego, który może zaspokoić ludzkie tęsknoty, spotykał się z nimi nawet w tych krajach, gdzie kościoły dawno zasnuły się pajęczymi sieciami. Po prostu był.

Co to jest młodość?

Jan Paweł II pytał o to w swojej książce „Przekroczyć próg nadziei”. „Młodość to nie tylko pewien okres życia ludzkiego, odpowiadający określonej liczbie lat, ale to jest zarazem czas dany każdemu człowiekowi i równocześnie zadany mu przez Opatrzność” - pisał. „W tym czasie szuka on odpowiedzi na podstawowe pytania, jak młodzieniec z Ewangelii; szuka nie tylko sensu życia, ale szuka konkretnego projektu, wedle którego to swoje życie ma zacząć budować. I to właśnie jest najistotniejszy rys młodości.”

Po latach, w homilii wygłoszonej w 2002 r. dodał: „Z młodymi należy żartować. Ale trzeba też być i bardzo poważnym, i bardzo wymagającym. Oni sami chcą, by być wymagającym wobec nich. Będąc poważnym i będąc wymagającym, udzielając podstawowych odpowiedzi, musi się także umieć radować, cieszyć wraz z nimi z ich młodości: z wielkiej obietnicy, jaką stanowią poprzez ten prosty fakt, że są młodzi”.

Jan Paweł II kochał i wymagał. „Wy jesteście moją nadzieją! Wy jesteście nadzieją świata! (...) Wy jesteście pokoleniem, które zawiera w sobie przyszłość!” - jak echo powracały słowa z początku pontyfikatu. Mówił je „wbrew nadziei” wielu! To było niezwykłe. Niektórzy może pierwszy raz usłyszeli tak ważne słowa, skierowane do siebie. Były dla nich szokiem, a zarazem płomieniem, który rozpalał i rozświetlał ciemności. Nie był to zawieszony w próżni optymizm, górnolotne hasło. On wiedział, że spełnienie tej nadziei nie zależy od człowieka. On ma jedynie otworzyć się na Chrystusa, poznać Go, zaufać Mu. Wbrew pozorom nie jest to łatwe zadanie. Dlatego powtarzał z miłością: „Musicie od siebie wymagać... Każdy ma swoje Westerplatte. Musicie być dla drugich!”.

Moc w słabości

Szczególnym świadectwem ostatnich dni życia Jana Pawła II czasu była jego słabość. Stała się znów, „wbrew nadziei”, dowodem prawdziwości niesionego przez całe życie orędzia. Nie ukrywał nigdy swojej choroby, nie zamknął się w Watykanie, nie martwił się o wyniki konfrontacji tętniącego życiem świata ze starością. Poniósł ją, aby pokazać, że prawdziwa moc tak naprawdę nie jest stąd. Płynie od Ojca. A młodzi przyjęli najnowszą - i kto wie czy nie najważniejszą - „encyklikę” cierpienia z ufnością. Dla tych, którzy zrozumieli sens ostatnich dni jego życia, stała się dopełnieniem i uwiarygodnieniem każdego słowa, które wcześniej zostało wypowiedziane, napisane.

Ile w nas pozostało treści ze spotkań z „papieżem z dalekiego kraju”? Co tak naprawdę znaczy sformułowanie „pokolenie Jana Pawła II”? Tego nie da się zweryfikować. Wielu świat „wessał” w siebie, wielu odpadło wybierając łatwiejsze drogi. Myślę jednak, że nawet ci, spoglądając na pomniki papieskie, sięgając po jego słowa, w głębi serca tęsknią za czystością, pięknem, świętością, o których mówił i którymi sam żył. Pozostał dla nich zaczynem świętości i znakiem nadziei. Przypomnieniem, że na nawrócenie jest zawsze czas. I to jest najgłębszy sens wydarzenia, które dokona się 1 maja w Rzymie.

Ks. Paweł Siedlanowski
Echo Katolickie 13/2011

Czuliśmy się przy nim wielcy

„Byłem codziennym świadkiem jego życia i pracy, cierpień i dokonań, radości, smutków, nadziei. W jakiś sposób w tym wszystkim brałem udział, bez żadnej mojej zasługi (...). Świętość kardynała Karola Wojtyły, a następnie papieża Jana Pawła II była owocem jego całkowitego zjednoczenia z Bogiem, jego otwarcia się na działanie Ducha Świętego; i to nie tyko w sytuacjach nadzwyczajnych, lecz w codziennych sprawach. To najbardziej uderzało w jego postawie. Bóg stanowił serce, korzeń jego egzystencji, najważniejszy punkt odniesienia. Z tego serca, z tego centrum wywodziło się wszystko. Przede wszystkim jego pobożność, ale nie w znaczeniu dewocyjnym, lecz jako łatwość znajdowania Boga we wszystkim - w modlitwie, w sprawowaniu Eucharystii, w czytaniu i głoszeniu słowa Bożego, w spotkaniach z drugim człowiekiem, w pracy, w cierpieniu, w codziennych sprawach, smutkach i radości (...) Jeżeli coraz częściej nazywamy go Wielkim, to musimy sobie uświadomić, że była to szczególna forma wielkości. Przy tego rodzaju wielkości inni ludzie nie czuli się onieśmieleni.”

kard. Stanisław Dziwisz („Nie cały umieram...”, red. J. Zięba, Kraków 2011, s. 7-8)

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama