Co św. Stanisław Kostka, patron młodzieży ma do zaproponowania współczesnym młodym?
„Jego krótka droga życiowa z Rostkowa na Mazowszu przez Wiedeń do Rzymu była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj, do tego celu życia każdego chrześcijanina, jakim jest świętość”. W tych słowach Jan Paweł II zawarł to, co najważniejsze w CV św. Stanisława Kostki. Jego wspomnienie Kościół katolicki obchodzi 18 września.
Choć św. Stanisław zmarł mając zaledwie 18 lat, to wydarzeniami z jego życia można by obdarować co najmniej kilku świętych. Dlatego jego biografia doczekała się kilkudziesięciu opracowań. Każde z nich podkreśla jego niezłomną wolę poświęcenia swojego życia Bogu w szeregach prężnie rozwijającego się wówczas Zgromadzenia Jezuitów. Temu pragnieniu św. Stanisław podporządkował wszystko inne w swoim życiu. W nim zaś kierował się początkowo maksymą: „Do wyższych rzeczy jestem stworzony i dla nich winienem żyć”.
Dziś ten 18-letni święty jest patronem Polski, ministrantów, młodzieży, a także Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Co ma dzisiaj do zaproponowania ten odległy patron młodych, chłopak z XVI stulecia - młodzieży XXI w., która żyje w kulturze absurdu, konsumpcji, przemocy, samotności? W jaki sposób mówić dziś o św. Stanisławie Kostce, aby jego styl życia stał się atrakcyjny dla współczesnych dzieci, a przede wszystkim młodzieży?
Badacz dziejów św. Stanisława Kostki ks. Janusz Cegłowski w swoje książce tak napisał o św. Stanisławie: „Nie dał się zwieść mirażowi kariery, bogatego i wygodnego życia, przyszłości zabezpieczonej majątkiem rodziców. Miał odwagę przeciwstawić się panującym modom na życie. Nie chciał tylko wypełniać żołądka, imponować strojami, uczynić z życia jednej wielkiej rozrywki. Niesamowicie szybko zrozumiał te wszystkie złudzenia, za którymi często biegniemy, przeskoczył je, odkrył głębię, którą każdy z nas posiada, a która często przez całe życie jest w stanie uśpienia. Miał swoją klasę, styl. Był silną osobowością. Umiał przeciwstawić się naciskom grupy, być sobą, być wolnym. Jest to szalenie trudne, zwłaszcza w młodzieńczym wieku. Żył z pasją. To siła zakochania. To nie był młodzieniaszek, który nie wie, po co żyje, jest znudzony i apatyczny, żądający od innych, a nie dający nic z siebie. Swą porywającą miłość młodzieńczą skierował do Boga. Nie miał czasu na eksperymenty w poszukiwaniu szczęścia. On wiedział, że ten świat nie zaspokoi jego tęsknot, że prędzej czy później poczułby się oszukany lub zawiedziony. Uwierzył w miłość Boga do niego i całym sobą Bogu odpowiedział. Miał pewnie świadomość, że charakter - to nie tylko sprawa dziedziczenia cech po przodkach, nie tylko wpływ środowiska, ale to również praca nad jego kształtowaniem. Stawać się dojrzałym człowiekiem - to podjąć trud rozwoju. Nie był mięczakiem, który mówi: taki już jestem, a zło usprawiedliwia słabością, obwinia innych, oskarża warunki, historię... Był czujnym ogrodnikiem wyrywającym chwasty słabości i grzechu, aby wyrosły piękne kwiaty i owoce. Młodość dla niego to była świadomość możliwości cudownego wzrostu, to rozpoznanie rzeźby, która ma się wyłonić ze wspaniałej bryły marmuru, to decyzja na to, komu zaufam i kto będzie moim Mistrzem”.
- Moje pierwsze spotkanie ze św. Stanisławem Kostką miało miejsce podczas rekolekcji dla młodzieży, w ramach triduum, tuż przed świętem patrona młodzieży. Było to w latach mojej młodości. Od tamtej pory widzę w św. Stanisławie w pierwszej kolejności wzór i pomysł na dojrzewanie młodego człowieka oraz na jego świętość - mówi ks. Marek Andrzejuk, moderator Ruchu Światło-Życie diecezji siedleckiej. Kapłan dodaje, że ten 18-letni święty podsunął mu sposób na zdrowy, młodzieńczy bunt. - Nie wystarczy buntować się dla samego buntu, nie słuchać rodziców czy opierać się przełożonym - ot tak, dla zasady. Tym, co ma mnie pociągać, wyrywać ze stereotypów, skostnienia jest słowo, głos Boga. Św. Stanisław usłyszał Boży głos powołania i odważnie, wiernie był mu posłuszny - wyjaśnia ks. Marek, podkreślając, że patron młodzieży pokazuje mu również, że świętość nie jest tylko dla dorosłych.
- Każdy wiek, etap w życiu stawia przede mną wyzwanie do dojrzewania, do owocowania. Prawdziwe owocowanie - tak jak u św. Stanisława - może dokonać się w bólach. Ten ból to zmaganie ze swoją słabością, ze słabością innych i przeciwnościami - tłumaczy diecezjalny moderator Ruchu Światło-Życie.
Ilona Trojnar, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w Siedlcach uważa, że choć św. Stanisław żył w XV w. i dla wielu jest tylko historią, to współczesna młodzież, często zagubiona w świecie rozrywki, konsumpcjonizmu, pogoni za pieniądzem, może wiele nauczyć się od tego młodego świętego. - Przecież nie bez powodu został wyniesiony na ołtarze, stając się jednocześnie wzorem do naśladowania, wskazówką i drogowskazem - podkreśla. - Stanisław był wychowywany w atmosferze patriotyzmu, katolicyzmu i wielkiej karności. Był pilnym uczniem, prowadził intensywne życie religijne - modlił się w kościele, w domu, odmawiał różaniec i godzinki Maryjne. Czytał wiele książek, codziennie uczestniczył we Mszy św. Był młodzieńcem dobrze wychowanym, do każdego podchodził z szacunkiem i z miłością. Tą postawą zyskiwał sympatię nauczycieli, kolegów i służących. Wiedział, że charakter to nie tylko wpływ środowiska, ale również praca nad jego kształtowaniem. Stawać się dojrzałym człowiekiem to właśnie podejmować trud rozwoju i św. Stanisław to czynił. Miał swój styl. Dlatego jest idealnym patronem dla młodych na dzisiejsze trudne czasy. To nie jest papierowy bohater - puentuje I. Trojnar.
MD
Echo Katolickie 37/2011
Św. Stanisław Kostka urodził się w Rostkowie pod Przasnyszem w końcu grudnia 1550 r., jako drugi syn kasztelana zakroczymskiego Jana Kostki i jego żony Małgorzaty. Od dzieciństwa odznaczał się pobożnością. Mając 14 lat, wraz ze swym bratem Pawłem został wysłany na naukę do Wiednia. Tam uczęszczał do gimnazjum prowadzonego przez jezuitów. Był pilnym i pojętnym uczniem, a jednocześnie prowadził intensywne życie religijne. Po roku nauki Stanisław ciężko zachorował. Przekonany, że uzdrowienie zawdzięcza Matce Bożej, złożył ślub, że wstąpi do jezuitów. Ojciec Stanisława, dumny i porywczy szlachcic, miał jednak zupełnie inną wizję kariery dla syna. Jezuici nie przyjmowali do zakonu uczniów ze swoich szkół bez zgody rodziców. Taką też odpowiedź usłyszał Stanisław w Wiedniu. Postanowił więc spróbować gdzie indziej. W sierpniu 1567 r. uciekł z Wiednia w przebraniu żebraka i pieszo dotarł do Dylingi w Bawarii. Kiedy i tam nic nie wskórał, zawędrował przez Alpy do Rzymu, aby szukać pomocy u samego generała. Na władzach zakonnych wrażenie zrobiła determinacja młodego Polaka. Przyjęto go do nowicjatu. Szczęście trwało krótko. Po dziesięciu miesiącach życia, którego pragnął, umarł w święto Wniebowzięcia, 15 sierpnia 1568 r. Rzymianie żegnali go jak świętego. Pochowany został w kościele św. Andrzeja na Kwirynale. Ks. Karol Wojtyła w latach swoich rzymskich studiów modlił się tam często. Jako papież mówił o Kostce: „Jego krótka droga życiowa była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj, do tego celu życia każdego chrześcijanina, jakim jest świętość”.
opr. ab/ab