"Którędy Pańskie iść będą nogi"

Procesja Bożego Ciała to tylko zwyczaj, a może coś więcej? Co oznacza i po co w niej idziemy?

W naszej kościelnej, ale i narodowej tradycji, uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej nieodłącznie kojarzy się z procesjami eucharystycznymi, przemierzającymi ulice miast i ścieżyny wiosek. Sentymentalizmu tego nie jest w stanie przełamać nawet forsowanie przez media śpiewka o „długim weekendzie”.

Władysław Reymont w powieści „Chłopi” w genialny sposób oddał uczucia i tchnienia duszy, poruszające się w nas w tym dniu: „W kościele zaraz po sygnaturce rozpoczęło się nabożeństwo, dobrodziej wyszedł ze sumą i organy zagrały, ale snadź wnet po kazaniu uderzyły wszystkie dzwony, i huknęli takim śpiewaniem, jaże gołębie porwały się z dachów, i naród jął się wywalać wielkimi drzwiami, a nad nim wychodziły chorągwie pochylone, światła gorejące i obrazy, niesione przez dziewczyny w biel przybrane, zaś w końcu wynosił się czerwony baldach, a pod nim ksiądz ze złocistą monstrancją w ręku wolniuśko zstępował ze schodów. A kiej się jako tako ustawili do procesji, czyniąc wskroś ciżby długą ulicę, obrzeżoną zapalonymi świecami, dobrodziej znowuj zaśpiewał: «U drzwi Twoich stoję, Panie!...» A wszystek naród odgruchnął mu w jeden ogromny, niebosiężny głos: «Czekam na Twe zmiłowanie...» (...) Cała procesja wywaliła się z cieniów smętarza na plac, jaże biały i wrzący od spieki, słońce lunęło w oczy, żywym ogniem prażąc, że już się wolno posuwali wśród bicia dzwonów, śpiewów, w pachnących dymach trybularza i w kłębach kurzawy, jaka się wnet podniesła, wśród świateł i tego kwiecia, sypanego pod nogi dobrodzieja. (...) Parli się w tłoku wielkim głowa przy głowie, ledwie już dysząc z żaru i ciasnoty, ale śpiewając z całego serca, całą mocą, wszystkimi gardzielami, że zdało się, jakoby wraz z nimi świat cały śpiewał chwałę Panu — jakoby te lipy wyniosłe, te czarne olchy, te rozgorzałe w słońcu wody, te śmigłe brzózki, te sady niskie i pola zielone, i dalekości okiem nieobjęte, i chałupy, i wszystko, co ino było, dokładało swój wtór serdeczny, nabrzmiały radością, że pieśń ogromna rozlewała się skłębionym grzmotem w rozżarzonym powietrzu i ku blademu niebu do słońca się podnosiła”.

"Którędy Pańskie iść będą nogi"

 źródło: photogenica.pl

Nie da się ukryć, iż literackie opisy tej uroczystości tworzą swoistą magiczną aurę wokoło obrzędów do tego stopnia, że dzisiaj za wszelką cenę udowadnia się nam, iż przejście z Najświętszym Sakramentem pośród naszego dobytku ma posmak przedchrześcijańskich wątków, wplecionych w chrześcijańską obrzędowość. Nic bardziej mylącego. Mając w pamięci chociażby tylko historię powstania zwyczaju procesyjnego w XIII i XIV w., można śmiało stwierdzić, iż jest to doszukiwanie się na siłę. W istocie bowiem swojej procesja Bożego Ciała ma walor wybitnie i tylko chrześcijański. Jednakże dzisiejsi chrześcijanie, być może pod wpływem różnych informacji medialnych, a może również z powodu ignorancji zawinionej, nie do końca, albo też i wcale nie rozumieją owego „postępowania za Panem”. Trochę proroczymi były słowa z pamiętników Paula Claudela, który, pisząc co prawda o uczestnictwie w Eucharystii, z goryczą stwierdzał: „Na krzyżu Chrystus modlił się: «Ojcze! Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią». Dzisiaj tak modli się w czasie każdej Mszy św.”. Niestety, my również dzisiaj odbieramy procesję Bożego Ciała jako swoisty spacerek w religijnym kondukcie, aniżeli działanie wiary wyrażające naszą chwałę wobec Pana. Może jeszcze gdzieniegdzie telepią się w nas uczucia i sentymenty, ale patrząc na ostatnich w procesyjnym przemarszu wydaje się, że konstatacja spacerowa jest właściwa. I cóż się potem dziwić, że pląsy podstarzałego pseudoartysty przebranego za wyliniałego motylka, mające ośmieszyć udział w procesji, nawet niektórzy katolicy uznają za „zabawny happening”.

Chcemy zobaczyć Jezusa!

Zastanawiając się nad całą teologią procesji Bożego Ciała, dla wielu dzisiaj będącą tylko pobożnym przyzwyczajeniem ludu Bożego, nie sposób nie zauważyć, iż jest to działanie Kościoła, który jawnym przed światem czyni źródło swojej mocy i siły. Nie darmo ową procesję nazywa się często „manifestacją wiary”. Nie chodzi jednak o to, by wobec świata ukazywać przewagę, ale o to, by uczynić jawnym wobec niego źródło mocy, odwagi i pewności Kościoła. Łaciński źródłosłów terminu „manifestacja” wywodzi owo słowo od wyrażenia „manufestus”, tzw. uczyniony do tego stopnia jawnym, że prawda staje się namacalna. Benedykt XVI, jeszcze w czasie swojej posługi jako arcybiskup monachijski, w jednym z kazań na tę uroczystość zauważył, że uciekamy dzisiaj w teologicznych sformułowaniach od triumfalistycznego ujmowania Kościoła. Wydaje się nam, iż byłby to objaw pychy. Tymczasem ów triumf nie oznacza podboju świata, ale zwycięstwo dokonujące się Chrystusie nad złem, szatanem i grzechem. Trudno bez radości i satysfakcji wewnętrznej podążać za zwycięskim Pasterzem. Jest to forma triumfu, ale dokonującego się nie naszą siłą i mocą, lecz mocą Tego, który pozostał obecny we wnętrzu swojego Kościoła. Właśnie tę siłę i moc czynimy jawną wobec świata, równocześnie do granic odsłaniając się. Procesja Bożego Ciała ukazuje Kościół, który zaufał jedynie Zbawicielowi, Jego słowa o pozostaniu wśród nas uznał za niezaprzeczalną prawdę, a teraz, czerpiąc ze źródła zbawienia z radością, obwieszcza światu, iż każdy może przystąpić do owych zdrojów. Tak jak Eucharystia jest dla ludzi wierzących, gdyż niewierzący odbierać będą jej sprawowanie jako jeszcze jeden z rytuałów, tak eucharystyczna procesja jest ukazaniem światu, iż tylko w Bogu złożyliśmy nadzieję, która nas zawieść nie może. Ów triumf naszego Pana dobitnie oddają słowa z dekretów soboru trydenckiego: „Na widok tego blasku i tej radości całego Kościoła jego przeciwnicy albo złagodnieli, albo przejęci wstydem wreszcie się opamiętali”.

Ile możesz, tyle się odważ...

"Którędy Pańskie iść będą nogi"

 źródło: photogenica.pl

Ten fragment pieśni, ułożonej przez św. Tomasza, wskazuje na jeszcze jeden aspekt, być może trochę traktowany po macoszemu, choć stanowiący fundament tego święta, a mianowicie wyznanie wiary w realną obecność Chrystusa pod postacią chleba. Bardzo ciekawą ocenę naszego dzisiejszego uczestnictwa w Eucharystii i redukcji adoracji Najświętszego Sakramentu przedstawił J. Ratzinger: „Sama Eucharystia, zredukowana w ten sposób do pół godziny, nie mogła już przepajać swym oddechem ani wyznaczać rytmu czasu. Ograniczona do momentu świętej czynności, stała sie maleńką wysepką w czasie, na marginesie dnia, który w swej całości był oddany sferze świeckości i szaleństwu naszej świeckiej działalności. Gdy dzisiaj rzucamy okiem wstecz na ten rozwój, zauważamy, że kult Najświętszego Sakramentu nie jest konkurencją dla żywej celebracji wspólnoty, lecz stanowi jej warunek wstępny i nieodzowną życiową przestrzeń. Celebrowanie Eucharystii może być żywe tylko w atmosferze adoracji”. Ta wiara w żywą i realną obecność Chrystusa pod postacią chleba była tak żarliwa, że mnisi z opactwa w Cluny zanim przystąpili do Komunii św., na wzór Mojżesza zdejmowali swoje obuwie, stając przed prawdziwym Bogiem. Choć nadal widzimy zasłonę znaków, to jednak w swej istocie nie są to już chleb i wino, ale Bóg, który wychodzi naprzeciw człowiekowi. Wychodzi i nie chowa się potem przed nim, ale pozostaje jako trwała Obecność. Jak swoisty hymn ku czci Pana brzmią słowa obecnego papieża: „Eucharystia znaczy: Bóg odpowiedział, Eucharystia jest Bogiem Odpowiedzią, jest odpowiadającą obecnością!”. Tę wiarę wyznajemy podążając za Najświętszym Sakramentem w procesji Bożego Ciała.

Bóg jest we wnętrzu swojego Kościoła

Kształt samej procesji wskazuje również na jej wymiar kościelny, na tajemnicę Kościoła - Oblubienicy Chrystusa. Benedykt XVI zauważa dość dobitnie: „Moja osobista Komunia splata się nierozłącznie z istnieniem i życiem Kościoła. Kościół nie powstaje jak luźna federacja społeczności. Rodzi się z jednego chleba i z jednego Pana, i dzięki Niemu jest przede wszystkim i wszędzie jeden i niepowtarzalny, jest jednym Ciałem, które powstaje z jednego chleba. Kościół staje się jednością nie z powodu centralnego zarządzania. Jedno wspólne dla wszystkich centrum jest możliwe, ponieważ rodzi się on zawsze z jednego Pana, który w jednym chlebie czyni go jednym Ciałem”. Spoglądając tylko na sam układ procesyjny możemy zauważyć tę prawdę. Centralnym miejscem każdej procesji jest Najświętszy Sakrament. Bóg jest obecny we wnętrzu swojego Ludu. Niesiony na początku krzyż jest znakiem zranionego boku Zbawiciela, z którego zrodził się Kościół - Nowa Ewa, Oblubienica Pana. Niesione sztandary i feretrony są znakiem naszych braci, którzy już cieszą się obecnością Pana w domu Ojca. A my podążamy za naszym Pasterzem, obwieszczając na cztery strony świata słowa Dobrej Nowiny o zbawieniu.

Dobra intencja

Warto na koniec zastanowić się, z jakim nastawieniem w tym roku pójdziemy na procesję Bożego Ciała. Myślę, że pewne zdarzenie z życia św. Tomasza może być dla nas wskazówką. 6. grudnia 1273 r. w czasie porannej Mszy św. miał on widzenie. Ukazał mu się Ukrzyżowany i powiedział: „Dobrze o Mnie napisałeś, Tomaszu. O co chciałbyś Mnie prosić?”. Odpowiedź świętego mogła być tylko jedna: „O nic, prócz Ciebie samego, Panie”. Tak, innej naszej odpowiedzi być nie może.

ks. Jacek Wł. Świątek
Echo Katolickie 22/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama