Artykuł z tygodnika Echo katolickie 21 (725)
Przy okazji turystycznych wypraw, nie tylko po najbliższej okolicy, warto poświęcić trochę uwagi przydrożnym kapliczkom. Stanowią one charakterystyczny krajobraz Podlasia.
Pamiętam z okresu młodości małe przydrożne kapliczki i figurki otaczane przez mieszkańców wsi ogromnym szacunkiem. Owe kapliczki szanowali nie tylko ludzie religijni. Rzadko spotykało się przechodniów, którzy nie uczciliby ich zdjęciem nakrycia głowy lub znakiem krzyża.
Kapliczki stawiano zwykle wśród zabudowań wiejskich, na rozstajach dróg, nad wodą i w lasach, lub w miejscach związanych z pamiętnymi wydarzeniami. Powstawały najczęściej na chwałę Boga, z prośbą o opiekę nad rodziną, dobytkiem, ochronę przed plagami, chorobami i wszelkim złem, o czym świadczą zachowane na nich napisy. Najczęściej wewnątrz umieszczano figurki Matki Bożej, Chrystusa Frasobliwego i św. Jana Nepomucena.
Największy rozwój wznoszenia kapliczek w naszym regionie przypada na wiek XIX. Po dziś spełniają one rolę obiektów kultowych. We wsiach zbiera się przy nich ludność z okazji święcenia pól i Bożego Ciała. Nie może być religijności maryjnej bez nabożeństwa majowego. Pierwsze nabożeństwo majowe w Polsce zostało odprawione w roku 1852 w kościele oo. misjonarzy pw. św. Krzyża w Warszawie, a abp Szczęsny-Potocki wydał 24 kwietnia 1863 r. przepis nakazujący regularne odprawianie nabożeństwa majowego w całej archidiecezji warszawskiej. Wkrótce celebrowano je w pozostałych diecezjach.
Na Podlasiu w majowe wieczory pod kapliczkami wiejskimi zbierają się grupki osób, by odnowić litanię loretańską do Matki Boskiej. Przy kapliczkach ozdobionych bzem, polnymi lub sztucznymi kwiatami siadają na ławeczkach, stoją albo klękają najczęściej kobiety. Próżno dziś szukać wśród nich młodzieży. Starsze mieszkanki Podlasia wspominają, że jak tylko zapadał wieczór, to wszyscy szli pod kapliczkę.
Przy niej, na łonie podlaskiej przyrody, uczestnicy nabożeństwa szczególnie odczuwają obecność Matki Boskiej. W pieśniach jest Ona przecież „cicha i piękna jak wiosna”, żyjąca prosto i zwyczajnie. A chwalą Ją nie tylko wierne podlaskie kobiety, ale także „pola i kręte strumyki”.
Kapliczki rozsiane w krajobrazie ziemi łosickiej upiększają go różnorodnością kształtów, kolorami i wystrojem, ale opieka nad wieloma z nich - przede wszystkim tymi położonych wśród pól i lasów - w praktyce nie istnieje. Cenne, unikatowe obiekty nie są wpisywane do rejestru zabytków, a jeśli nawet, to nie zapewnia im to ochrony przed powolnym umieraniem. Gminy wiejskie w większości nie dostrzegają lub nie doceniają problemu. Jako uniwersalny apel o zachowanie zabytków kultury materialnej i sakralnej można przytoczyć myśl prof. Kotarbińskiego: „Przeszłość zachowana w pamięci, staje się często teraźniejszością”.
Rzadkością staje się spotkanie kapliczek drewnianych, które, często misternie rzeźbione, należą do najpiękniejszych. Do najstarszych w regionie zaliczana jest ta w Łysowie... „Na przecięciu gościńców stała dawna gontem kryta kapliczka unicka z ledwo ociosanych drewien, szara ze starości, zszarzała...” - pisał Stefan Żeromski w „Dziennikach”.
Wspomniana kapliczka została odrestaurowana przez przedsiębiorcę łosickiego Waldemara Kosieradzkiego. Inną, odremontowaną przez niego, była - zdewastowana i chyląca się w ruinie - przy drodze polnej do Ław. Dobrze, że znajdują się ludzie wielkiego serca i pomagają ratować ginący świat zabytków.
Zabytkowe kapliczki to nie tylko element tradycji, kultury, świadectwo historii czy ozdoba krajobrazu. Są one przede wszystkim wyrazem wiary minionych pokoleń. Dlatego też należy się im szczególna ochrona. Tę oczywistą prawdę rozumie W. Kosieradzki. I oby znalazło się jak najwięcej ludzi, którym losy umierających zabytków nie są obce, którzy podejmują działania w celu ich ratowania.
opr. aw/aw