- Widziałeś tych ludzi pod kapliczką? Modlą się. Nawet im tiry nie przeszkadzają. Ale skansen!
- Widziałeś tych ludzi pod kapliczką? Modlą się. Nawet im tiry nie przeszkadzają. Ale skansen! - to stwierdzenie jednego z kierowców, jadącego wieczorem przez Podlasie krajową dwójką na trasie Warszawa - Terespol, przypadkowo usłyszane przez CB Radio.
Za kilka minut rzeczywiście minąłem gromadkę osób, różniej płci i wieku, zebranych przy figurce Matki Bożej na nabożeństwie majowym. Kierowca najprawdopodobniej był z daleka, bo na tym terenie to widok dość często spotykany. I zawsze głęboko poruszający.
Pewnie większość z modlących się przy umajonej kapliczce nie czytała „Redemptoris Mater”, niezrozumiałe są dla nich uczone dysputy teologiczne, spory o dogmaty. O swojej wierze mówią zwyczajnie i prosto, bez upiększeń i próżnej egzaltacji. Co ich tu przyprowadziło? Wewnętrzna intuicja; przekonanie, że do Matki można się zwracać ze swoimi utrapieniami z większą śmiałością niż do Syna. Można wyżalić się, odwołać do kobiecej solidarności, poprosić o wstawiennictwo. To poczucie więzi realnej i rzeczywistej, nieudawanej i na pokaz - jak realne i rzeczywiste jest życie, pod ciężarem którego z mozołem codziennie się pochylają. Czy to naiwność, trącąca myszką ludowość? Myślę, że nie.
Znany, choć dziś już mocno zapomniany, polski pisarz Antoni Gołubiew z właściwym sobie poczuciem humoru opisywał kiedyś swoją rozmowę z przekupką białostocką - rodowitą wilnianką, znajomą sprzed lat, która, podobnie jak on, musiała po wojnie opuścić ukochane miasto. Temat dyskusji był szczególny: która Matka Boska jest ważniejsza: ta w wizerunku Częstochowskim czy Ostrobramska? Padały różne argumenty. Wreszcie, gdy temperatura rozmowy mocno wzrosła, kobieta z żalem wypaliła: - Jak to tak, panie Tolu, z Jasnogórską [Mateczką] rozmawiać? Chciałoby się przecie wszystko Jej opowiedzieć, najszczerzej i najserdeczniej, jak kobieta kobiecie i matka matce. Ale jak to zrobić, kaj Dzieciuch słucha?... (na obrazie jasnogórskim Maryja trzyma na ręku Jezusa, Matka Boża Ostrobramska jest sama).
To oczywiście sytuacja humorystyczna, dużo w niej naiwności. Mnie taka wiara jednak głęboko wzrusza. Tak jak i postawa tych, którzy nie zważając na przejeżdżające kawalkady tirów, uśmiechy politowania, pikantne komentarze, modlą się w wieczory majowe przy ustrojonych figurkach swojej Matki. Wiara prosta, głęboka i dosłowna. Taka, wedle której „tak” znaczy „tak, a „nie” znaczy „nie”, która przed laty kazała praojcom unitom stanąć naprzeciw uzbrojonych sotni kozackich i bronić świątyni, nie zważać na śmiertelne strzały, kłaść się pod konie, osłaniać własnym ciałem krzyż, który najeźdźcy chcieli wyrąbać. Dziś pewnie by ich nazwano naiwnymi, zaliczono do „moherów”, zaproponowano kompromis, wyśmiano prymitywną pobożność.
Można postawić nieco prowokujące pytanie: kto ma więcej wiary: przekupka wileńska skarżąca się, że nie może wszystkiego Matce powiedzieć, bo „Dzieciuch słucha”, czy teolog „na zimno” rozkładający na czynniki pierwsze dogmaty? Nie nam sądzić. Bóg zna prawdę. Wszyscy jesteśmy sobie nawzajem potrzebni: teolog modlącym się pod figurą, aby nie rozmienili wiary na drobne: na ckliwość, sentymentalizm, oni zaś jemu, by spoglądając na Pana Boga spoza opasłych tomów dzieł teologicznych, nie zapomniał, że Jezus najpierw dał się znaleźć nieobytym przecież teologicznie pasterzom...
Chylę czoło przed modlącymi się pod sklepieniem katedry nieba, przed pachnącymi bzem i konwaliami przydrożnymi kapliczkami i krzyżami. Może nie przeczytali encyklik, nie rozumieją wszystkiego, co my, księża, chcielibyśmy, by było dla nich oczywiste. Czasem się za to na nich złościmy: że tyle kazań, konferencji, programów duszpasterskich, a oni dalej tego nie chwytają. One są ważne, potrzebne i nie wolno z nich zrezygnować. Obecność pod krzyżem to nie tylko fizyczne trwanie, ale przede wszystkim akceptacja pewnej logiki życia.
Mają w sobie coś, co gubi się w naszym świecie: wiarę prostą, nieskażoną kompromisami i kombinacjami, a przez to mocną i czystą. Taką, co to potrafi góry przenosić. A czyż nie o to właśnie chodzi?...
opr. aś/aś