O sytuacji maronitów oraz oczekiwaniach w związku ze Światowymi Dniami Młodzieży, które w 2016 r. odbędą się w Krakowie, koordynator ŚDM w Libanie
O sytuacji maronitów, kulcie św. Charbela oraz oczekiwaniach wobec naszych diecezjan w związku ze Światowymi Dniami Młodzieży, które w 2016 r. odbędą się w Krakowie, mówi Walid Raymond Medawar - koordynator ŚDM w Libanie.
Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po przylocie do Polski?
Już na początku zaobserwowałem, że ludzie są bardzo przyjaźni. Gdy chciałem kupić bilet z Warszawy do Siedlec, okazało się, że pani w kasie mówi wyłącznie po polsku. Nie mogłem się z nią porozumieć, wówczas obcy mi ludzie podeszli do okienka, pomagając w tłumaczeniu. Gdyby nie ich spontaniczna życzliwość, prawdopodobnie nie dojechałbym do was... [śmiech].
Opowiedz nam coś więcej o swoim kraju, Kościele...
Należę do Kościoła maronickiego. Liban to kraj w połowie muzułmański, w połowie chrześcijański. Nasz prezydent jest chrześcijaninem, a premier muzułmaninem. Władzę dzielimy między chrześcijan i muzułmanów także na poziomie parlamentu i ministerstw.
Historia Libanu sięga czasów przed Chrystusem. Nasi przodkowie to starożytni Fenicjanie. Cywilizacja ta jest tak potężna i znana, jak cywilizacja rzymska czy grecka. Chrześcijaństwo przyszło do nas niedługo po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Zresztą pierwszego cudu Jezus dokonał w Kanie, czyli na terenie Libanu, skąd też św. Paweł wyruszał do Rzymu. Od tego czasu chrześcijaństwo w Libanie przeżywało wzloty i upadki. I tylko dzięki wysokim górom, które są charakterystycznym elementem rodzimego krajobrazu, chrześcijanie zdołali przetrwać kolejne fale prześladowań i niebezpieczeństw.
Skąd pochodzi nazwa Kościoła? Jesteście katolikami?
Owszem, tyle że innego obrządku: wy - łacińskiego, my - syryjskiego. Nazywamy się maronitami, ponieważ czcimy św. Marona.
Św. Maron urodził się w Syrii. Nie był jednak bezpośrednim założycielem naszej wspólnoty - został nim dopiero duchowny żyjący po śmierci świętego, który zgromadził wokół siebie czcicieli św. Marona. Grupa osiedliła się w górach Libanu, dając początki maronitom. Liban to nie tylko góry, ale także doliny z jedną ze słynniejszych Doliną Kadhisha, gdzie znajduje się ok. 200 kościołów wyrzeźbionych w skałach.
Nasz Kościół szczególną czcią otacza trzech świętych maronickich, wśród których najbardziej znany jest św. Charbel. Na czele wspólnoty stoi patriarcha Antiochii, aktualnie - kard. Béchara Boutros Raï. Za historyczną stolicę Kościoła maronickiego uznajemy Antiochię Syryjską. Sprawowana przez nas liturgia, w odróżnieniu od łacińskiej, ma charakter orientalny. Zgodnie z tradycją Kościołów wschodnich chrzest, bierzmowanie i Pierwsza Komunia św. udzielane są jednocześnie (Komunia - zawsze pod dwiema postaciami). Liturgia sprawowana jest w języku arabskim, ale słowa konsekracji wypowiadane są po syryjsku.
Wspomniany św. Charbel jest coraz bardziej znany w Polsce, głównie z powodu licznych cudów dziejących się przy jego grobie. Na czym polegał charyzmat tego świętego?
Św. Charbel był bardzo młody, gdy wybrał stan duchowny. Rodzice nie zaakceptowali jego decyzji, w związku z czym na drodze z domu do klasztoru, w którym miał zamieszkać, Bóg wystawiał go na liczne próby. Od pierwszych dni pobytu w klasztorze św. Charbela cechowało wielkie oddanie Chrystusowi. Podjął bardzo ascetyczny tryb życia. Spał na gołych deskach. Gdy odwiedziła go rodzona matka, nie chciał się z nią widzieć, bojąc się, że się po ludzku „rozklei” i opuści klasztor.
Pierwszy cud za przyczyną św. Charbela dokonał się jeszcze za jego życia, w klasztorze. Wystawiwszy go na próbę, do lampy, zamiast oliwy, nalano wody, a mimo to - jak powiada tradycja - święty zdołał zapalić lampę. Ostatecznie św. Charbel wybrał życie eremickie, opuścił klasztor, by resztę swoich dni spędzić w odosobnieniu, w górach Libanu.
Już za życia - jako mędrzec i cudotwórca - cieszył się wielką sławą. Do miejsca jego odosobnienia ciągnęły pielgrzymki ludzi proszących o pomoc w najróżniejszych potrzebach. Św. Charbel odznaczał się wielką wiarą, modlitwą i gorliwością. Umarł w czasie sprawowania Mszy św., podczas wypowiadania słów konsekracji. Po śmierci św. Charbela, za jego wstawiennictwem, zaczęły dziać się tysiące cudów. Jego ciało nie uległo rozkładowi. Jest świętym, do którego pielgrzymuje najwięcej ludzi w Libanie. Przy jego grobie codziennie można zobaczyć też tysiące listów nadsyłanych z całego świata zawierających prośby o wstawiennictwo oraz świadectwa o otrzymanych za jego przyczyną łaskach. Nie da się oddzielić Libanu od św. Charbela.
Opowiedz o swojej przygodzie ze Światowymi Dniami Młodzieży!
Wszystko zaczęło się w 2011 r., a tak właściwie w 1997 r., kiedy to mój brat wziął udział w ŚDM w Paryżu. Byłem pod wielkim wrażeniem jego opowieści o panującej tam atmosferze, życzliwości ludzi, doświadczeniu wiary. W 2010 r. zauważyłem w jednym z kościołów w Libanie ogłoszenie o ŚDM w Madrycie i zapragnąłem znaleźć się w centrum tych wydarzeń. Warunkiem uczestnictwa było duchowe przygotowanie na miejscu. W związku z tym, że moja praca zawodowa zmusza mnie do ciągłych podróży, obawiałem się, czy zdołam sprostać wymogom. Na szczęście okazało się, że w miejscu mojego aktualnego pobytu organizowana jest grupa udająca się na ŚDM i tak postanowiłem do niej dołączyć.
Przygotowania do wyjazdu do Madrytu trwały rok. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czego spodziewać się po ŚDM. Dziś wiem, iż nie da się tego zrozumieć, dopóki nie weźmie się udziału w spotkaniu. Wielkim atutem ŚDM jest zamieszkanie u rodzin. Zamieszkując z „moją”, poczułem się tak, jakbyśmy znali się od lat. Wszystkie spotkania, począwszy od katechez, przez spotkania z papieżem i rówieśnikami, były na tyle owocne, że wszyscy wróciliśmy z nową misją - przeszczepieniem łask, jakich doświadczyliśmy, w nasze środowiska.
Po ŚDM w Madrycie duchowny poprosił mnie, bym był liderem naszej młodzieży. Wdzięczny za dary otrzymane podczas spotkania, mimo braku doświadczenia, zdecydowałem się podjąć tego zadania. Po powrocie do Libanu młodzież musi zorganizować lokalne spotkanie w duchu ŚDM. W pierwszej edycji wzięło udział ponad 400 osób. W 2013 r. biskup mianował mnie oficjalnym koordynatorem ŚDM. I tak w 2011 r. w Madrycie wziąłem udział w ŚDM jako pielgrzym, w 2013 r. - w Rio de Janerio - już jako koordynator.
Moim zadaniem jest ciągłe wzrastanie. ŚDM są nie tylko imprezą kulturalną, choćby najlepiej przygotowaną, ale przede wszystkim wzbogacają ludzi duchowo i otwierają wiele drzwi, o których się wcześniej nie myślało. Mimo że wszystkie ŚDM mają stały schemat, to jednak za każdym razem można na nowo się ubogacić, choćby dlatego, że wciąż poznaje się innych ludzi.
Jakieś szczególne wydarzenie związane ze ŚDM zapadły Ci w pamięć?
Podczas pobytu w Madrycie, w czasie jednego ze spotkań, każdy mógł modlić się w języku ojczystym. Gdy zmówiłem modlitwę po arabsku, zauważyłem obok siebie płaczącą kobietę. Myślała, że wszyscy Arabowie są muzułmanami, aż zobaczyła mnie, chrześcijanina, odmawiającego „Ojcze nasz” po arabsku. Niesamowitym odkryciem było dla niej, że w Libanie obok muzułmanów żyją chrześcijanie. Z kolei w Rio nauczyłem się, czym jest poświęcenie. Podczas akcji kwaterunkowej zauważyłem, że wielu koordynatorów troszczyło się najpierw o miejsce noclegowe dla siebie. Natomiast ja ulokowałem swoich ludzi, a dopiero na końcu siebie. Lokalny koordynator był pod wrażeniem mojej postawy i podziękował mi za świadectwo.
Pamiętam też, jak podczas pobytu w Brazylii jedna z osób uczestniczących w ŚDM zdjęła kurtkę, by okryć nią biedaka marznącego na chłodzie. Bardzo mnie to poruszyło! Dzielnica, w której nas zakwaterowano, określana jest mianem faweli, czyli slamsów, mimo to ludzie wznosili własnym sumptem tam kościół. Po powrocie do Libanu zorganizowaliśmy zbiórkę pieniężną wśród młodzieży i wysłaliśmy ofiarę na budowę świątyni.
ŚDM w Krakowie w 2016 r. poprzedzą tzw. dni w diecezjach. Młodzi chrześcijanie z Libanu spędzą je w diecezji siedleckiej. Czego oczekujesz po tych spotkaniach?
Od ŚDM w Polsce, w tym w diecezji siedleckiej oczekuję wzrostu mojej wiary. W jaki sposób? Zależy to od Boga, ludzi, których spotkam na swojej drodze, od modlitwy i chwil ciszy, jakich doświadczę.
A gdybyś mógł udzielić kilku rad nam, jako organizatorom...
Nie koncentrujcie się jedynie na doskonale przygotowanym show promującym wasz region. Nie chcemy być tylko widzami. Stwórzcie okazje do wspólnej modlitwy, służby, pragniemy zaangażować się choćby w rozdawanie obiadów. Chcemy doświadczyć waszej wiary i wspólnie doświadczyć Chrystusa! Dajcie też nam czas, by poznać rodziny, u których zamieszkamy. Chcemy wiedzieć, do kogo przychodzimy i w jaki sposób możemy coś od siebie dać, pomóc. Tego zabrakło nam w Rio.
Dziękuję za rozmowę.
KS. WOJCIECH HACKIEWICZ
Echo Katolickie 44/2014
opr. ab/ab