O sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie: jak najlepiej możemy im pomóc?
Od dłuższego czasu do opinii publicznej przedostają się informacje o wojnie w Syrii. O co właściwie chodzi w tym konflikcie?
Od pięciu lat naszą uwagę przykuwają dramatyczne wiadomości docierające z Syrii, zarówno drogą oficjalną, płynące z mediów, jak i te prywatne: od księży i sióstr zakonnych pracujących na miejscu. Przyczyn konfliktu zbrojnego w Syrii jest wiele. To, co widzimy w ostatnich miesiącach, to skutek walk różnych oddziałów partyzanckich wspieranych przez takie kraje, jak Arabia Saudyjska, Kuwejt, Iran i Turcja. Nie możemy zapomnieć o dwóch najważniejszych graczach: Stanach Zjednoczonych i Rosji. Za wszelką cenę chciano tam, jak chociażby w Iraku, wprowadzić demokrację na wzór europejski. Został wówczas zachwiany trwający od wielu wieków pewien porządek. Ofiarami wprowadzonego nieładu społecznego stali się niewinni ludzie, chrześcijanie i muzułmanie. Konflikt ten przede wszystkim leży w interesie wielkich mocarstw tego świata - Stanów Zjednoczonych i Rosji oraz krajów arabskich, które chcą zapanować nad złożami ropy naftowej na tych terenach.
Symbolem wojny stało się miasto Aleppo. Co się tam wydarzyło?
Trwający od 2011 r. konflikt zbrojny w Syrii doprowadził do destabilizacji politycznej i gospodarczej kraju. Dziś Aleppo jest symbolem upadku człowieczeństwa i sztandarowych haseł naszej cywilizacji szczycących się obroną praw człowieka. Tragedii, która dokonała się w Aleppo i całej Syrii, można było zapobiec u samego początku konfliktu, ale wielkie mocarstwa nie były tym zainteresowane. Patrząc na ruiny Aleppo, widzimy bezradność świata wobec cierpienia niewinnych ludzi nie tylko w umierającej Syrii, ale także na całym Bliskim Wschodzie i w Afryce.
W nocy 15 grudnia zaczął obowiązywać rozejm w Aleppo. Jednak nie oznacza on dla jego mieszkańców końca dramatu. W zniszczonym bombardowaniami mieście wciąż pozostają rodziny, dzieci... Jak wygląda ich sytuacja?
Mimo ogłoszonego rozejmu, w północno-wschodniej Syrii wciąż dochodzi do wybuchów bomb i ataków lotniczych. W Aleppo trwają wciąż walki między rebeliantami a siłami reżimu. Np. w przeddzień Bożego Narodzenia doszło do potężnej eksplozji we wschodnim Aleppo, dzielnicy, nad którą kontrolę sprawują wojska rządowe i sojusznicy. Zginęły wówczas dwie osoby, a 15 zostało rannych. Mieszkańcy Aleppo mówią wprost i dosadnie: „Zawieszenie broni to fikcja”. Wiemy, że partyzantka wciąż działa i wiele miejscowości nadal jest zajętych przez jedną bądź drugą stronę.
Wielu mieszkańców zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Jaki los może ich czekać?
Syria to kraj, gdzie chrześcijanie byli obecni niemal od początku powstania chrześcijaństwa. Damaszek był miejscem, gdzie żyła największa wspólnota chrześcijańska. Dziś natomiast są to miejsca nieustannych walk. Wielu mieszkańców zostało zmuszonych do opuszczenia całego dorobku w obawie o życie swoje i rodzin. Ok. 3 mln Syryjczyków uciekło za granicę, a ponad 7 mln zostało przesiedlonych wewnątrz kraju - jako uchodźcy wewnętrzni.
Patriarcha Grzegorz III Laham, przebywając w Polsce na nasze zaproszenie w listopadzie 2015 r., podczas Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym wypowiedział takie słowa: „Niebezpieczeństwo polega na tym, że jeśli chrześcijanie opuszczą rejon Bliskiego Wschodu, nigdy już tam nie powrócą”. W ostatnich 30 latach zrobiło to 50% chrześcijan. Pozostała jednak na miejscu olbrzymia liczba osób najbiedniejszych, dzieci, kobiet i starców, którzy nie mieli pieniędzy, aby podjąć próbę przedostania się do innego kraju. Ci ludzie właśnie tam na miejscu potrzebują chleba, leków i ciepłej odzieży. Dzisiaj mimo zimna, wiatru i opadów wiele rodzin śpi pod gołym niebem, ponieważ ich mieszkania znajdują się pod stertą gruzu.
Mowa jest o głębokim kryzysie humanitarnym. Bombardowania pozbawiły mieszkańców bieżącej wody, prądu...
To prawda. Sytuacja w kraju jest bardzo ciężka. Brakuje żywności, ceny gwałtownie rosną. Rodziny uciekają przed śmiercią, mieszkają w namiotach lub ruinach, dysponując tym wszystkim, co udało się z sobą zabrać. Olbrzymim jednak problemem jest nie tylko brak wody, prądu czy żywotności, ale także brak edukacji. Proszę sobie wyobrazić dzieci, które nie mogą przez pięć lat chodzić do szkoły. To właśnie one stają się łatwym łupem dla tzw. Państwa Islamskiego, które wciela dzieci do oddziałów ISIS, zmuszając je do walki i zabijania niewinnych ludzi.
Co dla tych ludzi jest teraz najważniejsze?
Pragną przede wszystkim pokoju, pokoju i jeszcze raz pokoju. Pragną normalności. Przypomnijmy sobie świadectwo młodej Syryjki podczas ŚDM w Krakowie. Rand Mittri, 26-letnia chrześcijanka z Aleppo, w czasie czuwania z papieżem Franciszkiem na Campus Misericordie w Brzegach wypowiedziała bardzo wymowne słowa, które obiegły cały świat: „Gdy wychodzimy z domu, ogarnia nas strach, czy po powrocie zastaniemy nasze rodziny i dom w takim stanie, w jakim je zostawiliśmy. Każdego dnia otacza nas śmierć. Ale podobnie jak wy, codziennie rano zamykamy za sobą drzwi, udając się do szkoły czy pracy. I właśnie wtedy ogarnia nas strach, może tego dnia zginiemy - my albo nasze rodziny. Bóg nieustannie uczy nas miłości, że wiara w Chrystusa jest sensem życia, daje radość i nadzieję”. Swoje świadectwo Rand zakończyła: „Dziękuję Wam wszystkim i gorąco proszę, żebyście się modlili za nasz ukochany kraj, za Syrię”.
Warto zaznaczyć, że Syria przed 2011 r. miała 9% wzrost gospodarczy. Był to kraj, w którym rozwijał się handel. Ludziom żyło się dość dobrze. Chrześcijanie nie byli dyskryminowani, żyli obok muzułmanów bez większych konfliktów. Przed wojną w samym Aleppo było ok. 6 tys. lekarzy, a dziś jest ich tam dosłownie kilku. To powoduje, że dostęp do służby zdrowia, lekarstw, na które nałożono embargo, jest niemożliwy.
Głos w sprawie zabrał także papież Franciszek, prosząc: „Niech świat nie odwraca głowy od wojny i cierpień w Syrii...”
Począwszy od 2003 r., przed wybuchem wojny w Iraku, św. Jan Paweł II wołał, aby nie rozpoczynać tego konfliktu, ponieważ jego skutki będą nieprzewidywalne. Zagrożone bezpieczeństwo świata, które dziś obserwujemy, świadczy o tym, że słowa Papieża Polaka były prorocze. Ten apel kontynuują jego następcy: Benedykt XVI, a także Franciszek, który w swoim nauczaniu wielokrotnie podkreśla ból i cierpienie niewinnych ludzi zarówno w Syrii, jak i w Iraku. Apeluje on do Unii Europejskiej, Organizacji Narodów Zjednoczonych, by nie obserwowały biernie, jak w czasie zamachów giną setki tysięcy istnień ludzkich, ale by podjęły działania, aby ten problem zażegnać.
Możemy zatem modlić się o pokój, zakończenie cierpień niewinnych ludzi. A jak namacalnie pomóc ofiarom syryjskiej wojny?
Jako Sekcja Polska Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie od początku tej wielkiej tragedii jesteśmy obecni z chrześcijanami na Bliskim Wschodzie przez niesienie pomocy. W ostatnich dwóch latach zebrane środki finansowe zostały przeznaczone dla Syryjczyków. Podczas Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym we wszystkich kościołach naszego kraju zbierane są ofiary do puszek. Dzięki życzliwości Polaków uchroniliśmy 230 tys. osób przed śmiercią głodową, przygotowując paczki żywnościowe zawierające produkty o dłuższym terminie ważności (kasza, ryż, olej, makaron itd.). Tylko w ubiegłym roku przekazano środki higieniczne dla 10 tys. dzieci. Wsparliśmy szpital św. Ludwika w Damaszku w zakupie lekarstw, wyposażenia i narzędzi chirurgicznych. Nasza pomoc, dzięki rzeszy ludzi wielkiego serca, mogła popłynąć do uchodźców w Dolinie Beqaa w Libanie, tam, gdzie Syryjczycy uciekają z obawy przed śmiercią, w Damaszku, Homs. W tych miejscach są prowadzone kuchnie i rozdawana jest żywność. To konkretna pomoc, jaką my, Polacy, świadczymy tam na miejscu naszym braciom i siostrom, którzy zmagają się z dramatem wojny. Od 2011 r. nasze stowarzyszenie przekazało na pomoc dla Syrii ponad 13 mln zł. Na początku grudnia uruchomiliśmy kampanię pt. „Pomóżcie nam odbudować szkołę”. Ów projekt ma na celu zbiórkę środków finansowych na odbudowę szkoły w Maluli. Milion syryjskich dzieci namalowało milion kartek, które przedstawiają wojnę oczami dziecka. Te właśnie kartki zostały częściowo przekazane jako swoisty apel do Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz Rady Europejskiej o pomoc we wprowadzaniu pokoju w Syrii.
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia z Berlina wyruszył marsz w kierunku turecko-syryjskiej granicy, jak najbliżej Aleppo. Jego uczestnicy mają zamiar przejść szlakiem uchodźców, tylko w odwrotną stronę, by zaprotestować przeciwko wojnie i pokazać, że los Syryjczyków nie jest im obojętny. Czy tego typu inicjatywy mają sens?
Każda inicjatywa zwracająca uwagę na ból i cierpienie niewinnych ludzi jest dobra i ma sens. Jako stowarzyszenie w każdy możliwy sposób mówimy o tym dramacie, który dotyka najbiedniejszych. Wielokrotnie, kiedy rozmawiamy z mieszkańcami Syrii czy Iraku, słyszymy prośbę, abyśmy byli ich głosem. Dlatego w ich imieniu apelujemy do serc i umysłów polityków, aby podjęli skuteczne działania mające na celu zakończenie wojny.
Dziękuję wszystkim tym, którzy włączają się w pomoc potrzebującym poprzez modlitwę, post czy materialnie. Dzięki Waszej pomocy możemy ocierać łzy tych, którzy płaczą, doświadczając dramatu wojny.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 1/2017
opr. ab/ab