Jezus szuka człowieka

Kogo Bóg chce, tego uzdrawia - mówi ks. Rafał Jarosiewicz

W parafii pw. św. Józefa w Siedlcach przewodniczył Ksiądz spotkaniom uwielbieniowym. Jakie przesłanie towarzyszyło temu tygodniowi ewangelizacyjnemu?

Jestem przede wszystkim misjonarzem miłosierdzia. Posługę tę sprawuję nie z własnego wyboru, ale dlatego że do jej przyjęcia zostałem zaproszony jako jeden z wielu kapłanów, którzy cieszą się pewnymi prawami nadanymi przez Stolicę Apostolską. Wiąże się to - jak mówi papież Franciszek - także z misjami, które należy głosić w bardzo podstawowej formie, co czynię ze świeckimi ewangelizatorami. Tak jak umiem, tak chcę mówić o Panu Jezusie, który kocha, szuka człowieka, odnajduje i nadaje sens naszego istnienia, życia. I to chcę przekazać ludziom, z którymi się spotykam. Jak widzę, są to tysiące osób, które przychodzą na spotkania i każdy szuka w jakiś sposób Boga i Jego mocy, serca i słów. Tego uczymy się razem, bo nigdy nie jest tak, że osoba, która głosi, nic nie dostaje. Podczas trwania na modlitwie, głoszenia słowa otrzymujemy bardzo dużo darów duchowych.

Z jakimi oczekiwaniami przychodzą wierni?

Dane nam było głosić rekolekcje w ponad 20 krajach i wszędzie oczekiwanie jest to samo - człowiek chce widzieć, jak Pan Bóg go prowadzi, pragnie doświadczać Jego miłości, być pewnym, że droga, którą idzie, to droga, na której Bóg się od niego nie odwrócił. Człowiek chce znać i rozpoznać, co ma zrobić ze swoim grzechem, słabością. Chce zobaczyć, co zabiera mu życie, czyli różnego rodzaju bożki, „zbawicieli” tego świata. Przez decyzję wiary i nawrócenia pragnie wejść w głęboką relacją, by móc usłyszeć, co Bóg ma mu do powiedzenia i żeby - zapraszając Boga do swojego życia jako jedynego Pana i Zbawiciela - iść dalej z tą misją, którą odkrywa w swoim powołaniu. To podstawowe prawdy naszej wiary, które są niesamowicie istotne. Możemy bowiem skupić się na różnego rodzaju obrzędowości, normach moralnych, ale jeżeli człowiek nie ma doświadczenia Boga, przypomina to budowanie domu bez fundamentów. Najpierw jest prowadzenie do osobistego powierzenia życia Jezusowi i pokazanie form, jak człowiek może słuchać Boga, by w posłuszeństwie Kościołowi być przekonanym, że to Pan Bóg mówi do niego. Kiedy Kościół mu to błogosławi, może cieszyć się tym, że widzi dzieła Boga w swoim życiu, gdy je wypełnia.

Jak usłyszeć głos Boga?

Bóg nie jest ograniczony, może mówić praktycznie przez wszystko, począwszy od natchnienia, jak podaje prorok Izajasz: „myśli moje - mówi Pan - nie są myślami waszymi”. A więc łatwo rozpoznać, czy coś wymyśliliśmy sami, czy coś przyszło z zewnątrz i jest dobre. Bóg może docierać do nas przez słowo. Prorok Izajasz mówi, że żadne słowo nie wraca do Boga bezowocnie, dopóki nie dokona tego, co chciało. Bóg może też mówić przez wydarzenia, przez które przeprowadza człowieka, czy przez spotkania z drugim człowiekiem. Zaczyna się wtedy bardzo bliska, intymna relacja z Bogiem, w której On w pewnej chwili mówi całymi zdaniami tak, że dana osoba jest w stanie powiedzieć do innej, która siedzi na wózku: „mówię ci wstań”, i ona wstaje. Mamy takie doświadczenia w tej bliskości słuchania Jezusa. I nie oznacza to, że Pan Bóg wybiera ludzi świętych, by do nich mówić. Dokumenty doktrynalne dotyczące doświadczenia Boga podczas modlitwy wylania Ducha Świętego pt. „Chrzest w Duchu Świętym” mówią, że Bóg przychodzi, jak chce, „czasem przez radość, której towarzyszą łzy”, czasem przez „intensywną emocję” itd. Bóg pragnie przychodzić do wszystkich, nie ma względu na osobę. On przychodzi z miłością i szuka sposobu, by człowiek nawiązał z Nim bliską więź, osobistą relację.

Przewodniczy Ksiądz nabożeństwom z modlitwą wstawienniczą, podczas których dochodzi do uzdrowień...

Głoszę Jezusa, a Jezus uzdrawia. Przyzwyczailiśmy się do tego, że karmimy ludzi, a potem nie ma kto słuchać Ewangelii. Jezus robił dokładnie odwrotnie. Najpierw głosił Ewangelię, a potem karmił tych, którzy zostali. My nie ogłaszamy, że jest to Msza z modlitwą o uzdrowienie. To jest normalne głoszenie słowa Bożego. Głosimy tylko Ewangelię, a Bóg potwierdza ją znakami. Zasada jest prosta: jeżeli nie głosimy Ewangelii, nie ma znaków. Bóg dokonuje tego, co chce.

Czy uzdrowienia to jedyne namacalne znaki działania Boga?

Nie tylko. Dochodzi do pojednań, uwolnień, bo ktoś na przykład nie mógł poradzić sobie ze złością, nienawiścią. Później przychodzi i składa świadectwo. Podczas rekolekcji w Siedlcach każdego dnia przed ołtarzem stały podzielone tematycznie skrzynki na świadectwa. Mówiliśmy np. o tym, w czym Pan Bóg do mnie przemówił w ostatnim czasie, czy w ogóle Go słyszę. Dajemy ludziom konkret, by zmierzyli się z tym, czy mowa Pana Boga to wyobraźnia, czy rzeczywiście spełnia się w życiu. Kiedy mówimy o Jezusie jako jedynym Panu i Zbawicielu, dajemy ludziom możliwość wypisania wszystkich zabobonów, w które wierzyli, i wyrzeczenia się ich; przyniesienia pod ołtarz w geście oddania: talizmanów, książek, wahadełek, różdżek, masek przywiezionych z Afryki... I te rzeczy w ilościach hurtowych pojawiły się przed ołtarzem.

Ksiądz kiedyś powiedział, że ludzie potrzebują cudów, że lepsze jedno uzdrowienie niż 100 kazań...

Tłum idzie dlatego, że widzi cuda. Natomiast Jezus z tego tłumu formuje tych, którzy będą w stanie poprowadzić tych ludzi dalej. Dzisiaj świat jest tak oszołomiony dawką informacji, że aby do człowieka coś się przebiło, musi to być coś ukazującego żywego i działającego Boga. On jest niezmienny - wczoraj i dziś ten sam. Oznacza to, że tak jak Bóg działał w Starym Testamencie, tak działał w Nowym Testamencie, tak działa teraz. Kiedy apostołowie nie mogli poradzić sobie z człowiekiem, z którego wyrzucali złego ducha, zapytali Jezusa o powód. On odpowiedział, że ten rodzaj złych duchów wypędza się modlitwą i postem. Nie powiedział uczniom, że taka była wola Boża, że nie mogą go uzdrowić i on ma cierpieć, tylko: „plemię przewrotne brakuje wam wiary”. Pokazał, że problem znaków i cudów potwierdzających naukę Ewangelii to nie jest problem Boga, który nie działa, albo usprawiedliwień, które „przyklejamy” Mu jako łatki, że „Bóg tak chciał”, tylko kwestia tego, że nie mamy wiary, iż coś może się wydarzyć, dokonać.

Czy nie jest błędem, że na nabożeństwa z modlitwą wstawienniczą przychodzimy z konkretnym oczekiwaniem, nastawieniem?

Ktoś mi zarzuca: „mógł Ksiądz powiedzieć, że tu będą uzdrowienia”. Ale uzdrowienia nie zależą ode mnie ani od nikogo z ekipy ewangelizacyjnej. Kogo Bóg chce, tego uzdrawia. Nie nastawiamy się na to, że Bóg ma kogoś uzdrawiać, że robimy specjalne modlitwy, tylko słuchamy, jak Bóg potwierdza naukę znakami. Zgadzam się, że często nasza duchowość - błędna, jeśli jest typowo konsumpcyjna, bankomatowa, nastawiona wyłącznie na żądanie - to coś niepokojącego. Ktoś powie: „zrobiłem to i to, a teraz Ty, Boże, postaraj się w taki czy inny sposób”... To tak nie działa. Bóg jest suwerenny, wytrąca nas z równowagi, dlatego że bardziej zależy Mu na tym, byśmy byli w niebie, niż żebyśmy byli zdrowi. Gotowy jest dopuścić do tego, by choroba trawiła nas przez całe życie, jeśli to pomoże naszemu zbawieniu. I odwrotnie - zrobi wszystko, jeśli uzdrowienie będzie znakiem, świadectwem pomnażania chwały Bożej, a nie przeszkodzi nam w zbawieniu. To jest klucz. Z racji tego, że mamy takie, a nie inne konsumpcyjne społeczeństwo, wiele osób jest nastawionych na to, że jeżeli przyjdzie, to dostanie. Po każdym spotkaniu „Jezus na stadionie” nieustannie powtarzamy, że to od Boga zależy, kto zostanie uzdrowiony, a nie od nas. My mamy się modlić, mieć wiarę, powinniśmy na co dzień chodzić w duchu Bożym, natomiast Panu zostawiamy to, że On wie, co jest dla człowieka lepsze.

Czy można mówić już o jakichś owocach tygodnia ewangelizacyjnego w Siedlcach?

Myślę, że tak. Patrząc tylko od strony zewnętrznej, to np. ok. 12 tys. książek, które trafiły do ludzi obecnych w tygodniu misyjnym na nabożeństwach. Wyrzucenie z domów amuletów, talizmanów, tysięcy stron literatury okultystycznej... Dziesiątki świadectw tego, co zrobił Pan Bóg. Setki spowiedzi, bo przecież kapłani siedzieli w konfesjonałach godzinami! Czy też w końcu doświadczenie chrztu w Duchu Świętym, które proponuje dla całego Kościoła - jako jedną z form duchowego wzrastania - papież Franciszek. Nie liczę tu maleńkich znaków, jak np.: setki ściągniętych aplikacji „SMS z Nieba”, podjęcie dzieła „Ewangelizacji na dachach” (www.JezusJest.pl) czy to, co nas najbardziej cieszy - potwierdzenie włączenia się we wspólnoty - celem wzrastania, aby czynić uczniów.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 45/2017

opr. ab/ab

« 1 »
Załączone: |
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama