Każdy ma swoją drogę

Jak się dochodzi do świętości i co nią nie jest?

Świętość rodzi się w zwyczajności niekoniecznie naznaczonej doskonałą miłością, siedmiomilowymi susami, głębokimi duchowymi poruszeniami. Może dlatego tak często czujemy zniechęcenie, poddajemy się bez walki, kwalifikując a priori nasze wezwanie do bycia świętymi jako coś nierealnego, bajkowego? Bo zbyt dobrze znamy siebie?

Na początek ewangeliczna migawka. Wiele na temat relacji, jakiej pragnie Jezus, może nam powiedzieć spotkanie apostołów ze Zmartwychwstałym nad Jeziorem Tyberiadzkim (por. J 21,1-19). Najpierw Go nie rozpoznali. Na Jego zachętę zarzucili sieci, choć wiedzieli („robiąc” w tym fachu od lat), że czynność nie ma sensu. Wyciągnęli ją pełną ryb! Jako pierwszy Mistrza rozpoznaje Piotr. Spanikowany rzuca się w morze, spodziewając się surowej nagany za zdradę, niedotrzymane obietnice. Żadna z obaw jednak się nie materializuje...  

Realizm do bólu

A potem zaczyna się szczególny dialog. Jego głównym tematem staje się miłość. Aby go dobrze zrozumieć, potrzebne jest dopowiedzenie: język polski, dość ubogi w znaczenia, nie oddaje w pełni jego istoty. W języku greckim (w którym została napisana przez św. Jana Ewangelia), występują cztery słowa oznaczające miłość: agape - najdoskonalsza, bezinteresowna, taką miłością kocha Bóg; filia - ludzka, ułomna, rozumiana jako przyjaźń, oddanie; eros - łącząca mężczyznę i kobietę; caritas - miłość w wymiarze społecznym. W pierwszym pytaniu: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?”, Jezus pyta: czy kochasz mnie miłością doskonałą, pełną, ponad wszystko inne, większą niż wszyscy ludzie? („Simon Ioannou, agapas me pleon touton”). Piotr odpowiada: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham” - używa jednak przy tym innego słowa: „fileo”. - Tak Panie, kocham Cię, ale miłością słabą, ludzką, ułomną. W ponownym pytaniu Mistrza znów pojawia się sformułowanie „agapas me” - czy kochasz mnie miłością doskonałą, bezinteresowną, wzniosłą? Piotr powtarza dokładnie to samo, co powiedział poprzednio. Za trzecim razem w pytaniu Zmartwychwstałego słychać już inne słowa: „Fileis me?” - czy kochasz mnie tak, jak potrafisz - miłością naznaczoną słabością, ludzką ułomnością? „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham („fileo te)” - słyszy. „Paś owce moje!” Jezus jest pokorny. Jest realistą do bólu! Zna ludzkie ograniczenia, ceni szczerość Szymona. Piotr jest konsekwentny, nie rzuca słów na wiatr. Nie deklaruje czegoś, o czym wie, że go przerasta. Jest świadom tego, jak bardzo jest słaby. Zna smak zdrady i wstyd wynikający z niedotrzymanej przysięgi. Ale Jezusowi to nie przeszkadza. To jego wybiera. Następuje potwierdzenie prymatu, a później proroctwo dotyczące przyszłości Chrystusowego namiestnika na ziemi („Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga”). - Przyjdzie czas Piotrze, kiedy zrozumiesz... I oddając swoje życie za Mnie, pojmiesz, co znaczy kochać miłością doskonałą („agape”)!

Święci z sąsiedztwa

Dlaczego ów dialog jest tak ważny? Pan Bóg nie żąda od nas czegoś, co nas przerasta. Wie, jak daleko nam do doskonałości, jak bardzo grzech brudzi dusze, wypacza spojrzenie na świat, drugiego człowieka. Akceptuje nas takimi, jacy jesteśmy, zarazem przywołując do siebie - ukazując piękno świętości, mobilizując do nawrócenia.

Papież Franciszek jeden z rozdziałów swojej najnowszej adhortacji „Gaudete et exsultate” zatytułował: „Święci z sąsiedztwa”. „Nie myślimy tylko o tych, którzy są już beatyfikowani lub kanonizowani [...] - napisał. Lubię dostrzegać świętość w cierpliwym ludzie Bożym: w rodzicach, którzy z wielką miłością pomagają dorastać swoim dzieciom, w mężczyznach i kobietach pracujących, by zarobić na chleb, w osobach chorych, w starszych zakonnicach, które nadal się uśmiechają. W tej wytrwałości, aby iść naprzód, dzień po dniu, widzę świętość Kościoła walczącego. Jest to często „świętość z sąsiedztwa”, świętość osób, które żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga, albo, by użyć innego wyrażenia, są «klasą średnią świętości»”.

„Ważna jest zwyczajność - nie wolno zatracić wrażliwości na nią. Pamiętajmy, jak Jezus zachęcał swoich uczniów, by zwracali uwagę na szczegóły - napisał Franciszek. Drobny szczegół, że na uczcie weselnej zaczęło brakować wina. Drobny szczegół, że zabrakło jednej owcy. Drobny szczegół, że wdowa złożyła w ofierze dwa pieniążki. Drobny szczegół posiadania zapasu oleju do lamp na wypadek, gdyby oblubieniec się opóźniał. Drobny szczegół, aby zapytać uczniów, ile mają chlebów. Drobny szczegół przygotowania żarzących się węgli, a na nich ryb, gdy czekał na uczniów o świcie. Wspólnota, która strzeże drobnych szczegółów miłości, której członkowie troszczą się o siebie nawzajem i stanowią przestrzeń otwartą i ewangelizującą, jest miejscem obecności Zmartwychwstałego”. To takie proste...

Zbyt dobrze znamy siebie?... 

Świętość rodzi się w zwyczajności wcale nie naznaczonej doskonałą miłością, siedmiomilowymi krokami, głębokimi duchowymi poruszeniami. Może dlatego tak często czujemy zniechęcenie, poddajemy się bez walki, kwalifikując a priori nasze powołanie do świętości jako coś nierealnego, bajkowego? Bo zbyt dobrze znamy siebie? Nie wierzymy w swoje możliwości - także w to, że Boża łaska skutecznie może przebić się przez wewnętrzną, duchową skamielinę.

Tymczasem to właśnie „w najciemniejszej nocy powstają najwięksi prorocy i święci” - napisała św. Edyta Stein. „Aby być świętymi, nie trzeba być biskupami, kapłanami, zakonnikami ani zakonnicami - kontynuuje myśl Franciszek. Często mamy pokusę, aby sądzić, że świętość jest zarezerwowana tylko dla tych, którzy mają możliwość oddalenia się od zwykłych zajęć, aby poświęcać wiele czasu modlitwie. Ale tak nie jest. Wszyscy jesteśmy powołani, by być świętymi, żyjąc z miłością i dając swe świadectwo w codziennych zajęciach, tam, gdzie każdy się znajduje. Jesteś osobą konsekrowaną? Bądź świętym, żyjąc radośnie swoim darem. Jesteś żonaty albo jesteś mężatką? Bądź świętym, kochając i troszcząc się o męża lub żonę, jak Chrystus o Kościół. Jesteś pracownikiem? Bądź świętym, wypełniając uczciwie i kompetentnie twoją pracę w służbie braciom. Jesteś rodzicem, babcią lub dziadkiem? Bądź świętym, cierpliwie ucząc dzieci naśladowania Jezusa. Sprawujesz władzę? Bądź świętym, walcząc o dobro wspólne i wyrzekając się swoich interesów osobistych”.

„Odczarować” Pana Boga...

Ojciec Święty nie odkrywa niczego nowego. Zachęca, aby „odczarowywać” błędne wyobrażenie o Bogu postrzeganym często jako surowy zarządca, tyran lub przeciwnie: jako słabeusz, którym nie warto się przejmować. Aby dostrzec w Nim „Boga bogatego w miłosierdzie” - bliskiego, nieustannie obecnego, pokornego. Wychodzącego z darem łaski naprzeciw każdego, kto z ufnością doń przystępuje. W taki właśnie sposób Jezus został przedstawiony na najsłynniejszym dziś chyba obrazie na świecie namalowanym dzięki wizji, jaka została przekazana św. s. Faustynie Kowalskiej. Tu nie ma przypadkowości.

„Nie bój się świętości. Nie odbierze ci ona sił, życia ani radości - zachęca Ojciec Święty. Wręcz przeciwnie, ponieważ staniesz się tym, co zamyślał Ojciec, kiedy ciebie stworzył i będziesz wierny twojej istocie [...]. Nie lękaj się dążyć wyżej, dać się miłować i wyzwolić przez Boga. Nie bój się pozwolić, aby cię prowadził Duch Święty. Świętość nie czyni cię mniej ludzkim, ponieważ jest spotkaniem Twojej słabości z siłą łaski. W głębi, jak powiedział Leon Bloy, w życiu «istnieje tylko jeden smutek, nie być świętym»”.

Do miłości doskonałej („agape”) - tej, która staje się przepustką do nieba - dorastamy całe życie. Zaczyna się od prostych spraw. Jak w historii, którą ktoś niedawno opowiadał: „Na skraju wioski, położonej na skraju znanego szlaku turystycznego, siedział starszy mężczyzna. Podszedł do niego turysta. - Proszę pana, czy mogę o coś zapytać? - zaczął. - Czy tutaj, w tej miejscowości, urodził się ktoś znany? Na przykład jakiś słynny pisarz, wybitny artysta, ważny polityk? Tubylec spojrzał badawczo na przybysza. - Nie, panie - odpowiedział po chwili namysłu. - W naszej wiosce rodzą się tylko dzieci”...

W Kościele świętość zaczyna się od prostego pragnienia, ufnej modlitwy, wiernego trwania przy Bogu. Nikt się świętym nie rodzi. Wielkość przychodzi potem.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 16/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama