Jak dobrze świętować niedzielę
Rozmowa z ks. dr. Jackiem Seredą, diecezjalnym duszpasterzem rodziny.
Zgodzi się Ksiądz ze stwierdzeniem, że niedziela jest dobrym dniem na budowanie relacji rodzinnych i przyjacielskich?
Oczywiście! Wiemy dobrze, że Pan Bóg po dziele stworzenia odpoczął, ciesząc się światem, który dał ludziom. Ten duch radości wpisany jest w charakter niedzieli. Ona jest darem Pana. Bóg wręcz przykazuje: Pamiętaj, a więc czuwaj i uważaj, abyś dzień święty święcił, abyś przeżywał go ze Mną i z dziełem stworzenia, ciesz się dobrami, które masz na ziemi. Tego dnia w sposób szczególny jesteśmy wezwani do bycia z Bogiem i drugim człowiekiem. Niedziela to dzień, w którym mamy jeszcze mocniej dostrzegać ludzi żyjących obok nas, a więc naszych mężów, żony, dzieci, rodziców, dziadków i znajomych. Niedziela ma nas przystopować w pracy i zmniejszyć intensywność naszych działań na rzecz bycia z drugim człowiekiem.
Dlaczego wspólne chodzenie po galeriach handlowych i supermarketach nie jest zbyt trafionym sposobem na świętowanie niedzieli?
Chodząc po galeriach w niedzielę, nadszarpujemy wymiar dnia wolnego; w ten sposób nie pozwalamy na świętowanie innym ludziom. My cieszymy się wolnym czasem, ale inni muszą przez nas pracować. Ktoś może powiedzieć: przecież idziemy w małej grupie, czy to aż taka wielka sprawa? Tak, to poważna sprawa, bo w podobny sposób myślą tysiące rodzin i grup znajomych. Z takich grupek robi się potężna rzesza. Zakupy nie są dobrą formą świętowania; owszem, zaliczamy je do przyjemnych rzeczy, ale tu chodzi o coś innego. W niedzielę warto skoncentrować się na bliźnim, a nie na sklepie, cenach i wybieraniu tego, czy owego. W takim zakupowym zamieszaniu gubimy człowieka. Galerie są czynne do późnych godzin także w dni powszednie. Niekoniecznie trzeba tam iść w niedzielę. Z drugim człowiekiem o wiele lepiej spotkać się przy wspólnym stole. Wtedy możemy spokojnie porozmawiać i spojrzeć sobie w oczy. To o wiele przyjemniejsze, niż bieganie po kolejnych sklepach i licytowanie się, co warto jeszcze kupić.
Wielu z nas spędza niedzielę na kanapie, przed telewizorem lub komputerem... Przeżywamy ten dzień byle jak...
Wszystko, co robimy, powinno mieć jasny cel. Trzeba nam ciągle uczyć się mądrego wykorzystywania czasu. Najnowsze statystyki i badania pokazują, że wreszcie zaczynamy cenić wartość czasu, ograniczając m.in. korzystanie z internetu, smartfona czy facebooka. Cóż z tego, że oglądamy czyjeś zdjęcia i wiemy, co się dzieje u znajomych, skoro nie mamy z nimi bezpośredniego kontaktu? To dość płytkie zachowanie. Oczywiście, powinniśmy cieszyć się otrzymanymi darami, ale nie na zasadzie konsumpcji. Kiedyś mówiono, że niedziela jest czasem odwiedzin i nawiązywania kontaktu z innymi. Dziś forma komunikacji uległa poszerzeniu. Możemy do siebie dzwonić i pisać przez internet. Nie wolno twierdzić, że korzystanie z komputera w niedzielę jest czymś złym, trzeba tylko pamiętać, by to, co robimy, pomagało nam w rozwoju. Stawiajmy sobie pytanie: czy przez nasze różnorakie działania rozwijajmy się jako ludzie? Czy swoją postawą ubogacamy drugiego człowieka? Czy to, co robię, jest budujące, a może służy tylko dla przysłowiowego zabicia czasu? Niedziela jest zaproszeniem do bycia z bliźnim. Kiedy przebywamy z ludźmi, inwestujemy też w swoje człowieczeństwo. Można posiedzieć przy komputerze, można obejrzeć ciekawy film, ale nie po to, by zamknąć się w swoim świecie, by zamknąć się na innych. We wszystkim należy mieć umiar.
Skąd w nas niechęć do ruszenia się z domu, spotykania z ludźmi, przełamania starych przyzwyczajeń?
To prawda, że nasz sposób świętowania niedzieli wynika z przyjętych nawyków. Wyuczyliśmy się pewnych zachowań i przywykliśmy do nich. Po drugie - pozostanie w domu oraz zamknięcie się w swoim świecie i na drugiego człowieka jest łatwiejsze od przysłowiowego wyjścia do ludzi, które wymaga przygotowania się i pewnego poświęcenia. Wygodniej nam założyć dres i cały dzień przesiedzieć w domu. Wyjście do ludzi zawsze nas na coś naraża i stawia wymagania: bo muszę się ładniej ubrać, przygotować jakiś prezent, stracić swój czas, pokonać pewną odległość... Siedzenie w domu jest łatwiejsze. Jeśli zostajemy w nim z rodziną i wspólnie spędzamy czas, nie jest źle. Gorzej, gdy dystansujemy się od wszystkich, z nikim nie chcemy się spotykać ani rozmawiać, gdy zamykamy się na bliskich (przez co oni cierpią), tłumacząc to potrzebą odpoczynku i „zrestartowania”. W takich przypadkach powinna zaświecić się w naszej głowie czerwona lampka. Oczywiście, to normalne, że w podobny sposób mogą mówić ci, którzy na co dzień pracują z ludźmi, prowadzą setki rozmów, uczestniczą w spotkaniach, odpisują na maile... Mając wolny dzień, chcą pobyć sami. To jest zrozumiałe, ważne i potrzebne, ale i w tym trzeba zachować odpowiednie proporcje. Są i tacy, którzy kiedyś byli bardzo towarzyscy, a dziś nie odczuwają potrzeby częstego spotykania się z ludźmi. Mimo różnorakich okoliczności, nie dystansujmy się od innych. Nie mówimy: sam sobie wystarczę. Jesteśmy stworzeni i powołani do relacji.
AWAW
Naszym zdaniem niedziela jest jedynym dniem, który w całości możemy poświęcić rodzinie. W tygodniu wszystko odbywa się w tzw. biegu. Schemat pierwszych pięciu dni tygodnia jest zazwyczaj podobny. W sobotę zajmuję się gotowaniem, praniem, prasowaniem i lekcjami chłopców. Staram się też przygotować obiad na niedzielę, żeby zaoszczędzić czas. Nasza niedziela od kilku lat wygląda tak samo. Robimy wszystko, by nic nie zaburzyło jej przebiegu. Każdy punkt dnia spędzamy razem. Wstajemy przed 8.00, żeby zdążyć na Mszę św. o 9.00; to dla nas najbardziej odpowiednia godzina. Do kościoła idziemy wszyscy razem, wtedy jest uroczyściej. Potem tradycyjnie wpadamy na kawę do jednej z moich sióstr lub do rodziców. Mimo tego, że mieszkamy blisko siebie, trudno nam spotkać się w tygodniu. Potem wracamy do domu, aby nacieszyć się sobą i pobyć razem. Jeżeli obiad został przygotowany w sobotę (wiem, lepszy świeży) to podanie go zabiera mniej czasu. Jeżeli musimy przygotować posiłek, robimy to wspólnie. Każdy dostaje jakieś zdanie. Mąż obiera ziemniaki, a chłopcy nakrywają stół. W międzyczasie toczymy ciekawe rozmowy. Mówimy o tym, co nas spotkało przez ostatnie dni i co mogą nam przynieść kolejne. Opowiadamy, pytamy, wspominamy, ale najważniejsze, że jesteśmy wszyscy razem. Wspólny obiad to też super sprawa, bo w tygodniu każdy wraca do domu i je o innej porze. Po obiedzie mamy czas na chwilę leniuchowania. Każdy robi to, na co ma ochotę. Kolejne godziny przeznaczamy na wspólną zabawę: gramy w różne gry, czytamy książki (nawet nie wiedziałam, że jest tyle ciekawych książek dla dzieci) i dalej rozmawiamy. Latem jeździmy na wycieczki rowerowe. Wystrzegamy się jakichkolwiek niedzielnych imprez. Nie chcemy tracić tego jedynego wolnego dnia. Uwielbiam godziny, które spędzamy razem, bez żadnej presji, pędu. Szkoda mi ludzi, którzy muszą pracować w niedzielę, bo żaden inny nie daje możliwości świątecznego bycia z rodziną. Przecież tylko w niedzielę, kiedy niekonieczna praca jest grzechem, możemy pozwolić sobie na odłożenie każdej zaległości...
Monika, mama Kacpra i Szymona
Niedziela jest dniem dla Boga, więc zawsze, wszyscy razem idziemy na Mszę św., idziemy także z małymi, a nawet bardzo małymi dziećmi (od ich urodzenia, a właściwie poczęcia). Nigdy nie rozważamy nad tym, czy pójdziemy do kościoła, czy nie, a raczej na którą godzinę zdążymy i gdzie, bo z dziećmi zawsze jest sporo niespodzianek. Niedziela jest u nas dniem bezwzględnego świętowania, ubieramy się zatem (od najmniejszego do największego) odświętnie i ładnie - w sukienki i koszule, a nie w dresy. Świętujemy także przez wspólny obiad - nie z resztek tygodnia, ale smaczny i ładnie podany. Koniecznie sięgamy po słodycze, których w tygodniu staramy się nie jeść; w niedzielę mamy odpust zupełny od wszelkich zakazujących postanowień (nawet w Adwencie i Wielkim Poście). Czasem organizujemy jakiś super deser, bo w tygodniu nie ma na to czasu. Niedzielę zaczynamy od wspólnej modlitwy; staramy się pomodlić razem trochę dłużej, z proszeniem, dziękowaniem i uwielbieniem. Zatrzymujemy się także nad ewangelią z niedzieli. Tego dnia wspólnie z mężem możemy na spokojnie wypić kawę, bo w tygodniu, też często nie ma na to czasu. Obowiązkowo wszyscy odpoczywamy. W niedzielę nie pracujemy, nie robimy nic w ogrodzie, nie wykonujemy prac domowych (prania, prasowania, sprzątania), dzieci nie odrabiają lekcji i nie uczą się (jeśli mają sprawdzian w poniedziałek, robią krótkie powtórzenie, gdy pozostali są już w łóżkach). Niedziela to nasz wspólny czas, więc staramy się nie rozdzielać; w imię świętego odpoczynku nie zamykamy się oddzielnie na kilka godzin z książką czy komputerem. Zawsze jesteśmy razem, w tej samej przestrzeni, nawet, jeśli ktoś przyśnie to raczej tam, gdzie są pozostali. Razem gramy w gry, oglądamy coś uniwersalnego, czytamy na głos, rysujemy, idziemy na spacer, na lody (latem koniecznie prosto z kościoła), robimy wycieczkę rowerową lub samochodową, jedziemy na piknik, puszczamy latawce, chodzimy na sanki, lepimy bałwana, wybieramy się na basen czy łyżwy. Zawsze i wszędzie wszyscy razem. Czasami robimy to jeszcze z innymi rodzinami, czasem idziemy w odwiedziny, zapraszamy gości albo jemy obiad z dziadkami. Bywa, że nie robimy nic konkretnego, rozmawiamy z mężem i przytuleni patrzymy na dzieci, które bawią się według własnego pomysłu. Staramy się, by niedziela była czasem bez nerwów i spiny, choć nie zawsze to wychodzi...
Mama wielodzietnej rodziny
Echo Katolickie 49/2018
opr. ab/ab