W Kościele oddolnie rodzą się formy pobożności. Jedną z takich form jest pobożność charyzmatyczna. A więc niech ona się rodzi. Rodzi się także pobożność tradycyjna – a więc niech i ona się rodzi. Hierarchia zaś niech rozpozna co w tych nurtach pochodzi z wnętrza Kościoła i jest aktualizacją Tradycji a co jest tchnieniem ducha tego świata – pisze o. prof. Jan P. Strumiłowski OCist.
Proces synodalny zapoczątkowany przez papieża Franciszka i kontynuowany przez Leona XIV niezmiennie rodzi wśród jednych pewne obawy, a wśród innych nadzieje. Chociaż wydaje się, że proces ten wraz z nowym pontyfikatem zwolnił, to jednak nadal wielu uważa, że w obecnym stanie Kościoła jest on konieczny. Zauważyć możemy, że cały czas brakuje nam klarowności, na czym owa synodalność ma polegać. Jednak i w tym względzie, bardzo powoli, lecz jednak pewne rozumienie synodalności się klaruje. Sama nazwa, która nawiązuje do instytucji synodów będących starożytną instytucją, z zaznaczeniem, że mają w nią być włączeni świeccy, rodzi szczególne kontrowersje. Niektórzy obawiają się, że w tak rozumianym procesie ma chodzić o demokratyzację Kościoła, która miałaby uderzyć w jego hierarchiczność.
Wydaje się bowiem, że włączenie świeckich w ciała zarządzające Kościołem jest deprecjonowaniem i redukowaniem teologicznego rozumienia święceń. Kościół bowiem naucza, że święcenia nie tylko uzdalniają do posługi sakramentalnej, ale także w trzecim stopniu (episkopatu) uzdalniają do rządzenia Kościołem. Kościół bowiem nie jest zwykłym stowarzyszeniem ludzkim wyznającym tę samą wiarę, ale jest Ciałem Chrystusa; jest w swojej naturze Bosko-ludzki, a zatem człowiek do zarządzania Kościołem z natury nie jest zdolny, a musi być dopiero do takiej funkcji uzdolniony właśnie poprzez święcenia.
Reguły zakonne nie powstawały w kuriach
Jednakże coraz częściej na takie obawy możemy usłyszeć odpowiedź, że nie chodzi w synodalności o zmianę struktury Kościoła (aczkolwiek należy zaznaczyć, że wielu postępowych katolików na świecie właśnie takie nadzieje w synodalności pokłada), lecz że chodzi o zaangażowanie świeckich w życie Kościoła i uczynienie ich odpowiedzialnymi za Kościół. Hierarchię zaś synodalność ma uwrażliwić na słuchanie, ma uświadomić bardziej i głębiej, że Duch Święty w Kościele działa nie tylko przez pasterzy, ale działa w całym Ludzie Bożym. I taki cel jest oczywiście jak najbardziej dobry, godziwy i słuszny. Kościół od początku działa w mocy Ducha Świętego. Ten Duch Święty zaś nie tylko działa pośród hierarchii, ale ogarnia cały Lud Boży. Warto, dla zrozumienia tego działania, przyjrzeć się kilku historycznym, szczególnie znamiennym świadectwom takiego działania.
W starożytności i średniowieczu szczególnie jaskrawo widzimy działanie Ducha Świętego, które nie jest inspirowane przez pasterzy. Jednym ze szczególnych przypadków jest na przykład powstanie w III w. ruchu ascetycznego, który następnie przerodził się w ruch pustelniczy i monastyczny.
W trzecim wieku nie ukazał się ani jeden dekret hierarchii, który zachęcałby chrześcijan do wyjścia na pustynię. Pierwsze reguły zakonne nie powstawały w kuriach biskupich, ale były spisywane przez mnichów i przekazywane z rąk do rąk. Co więcej, mnisi sami stronili raczej od godności kościelnych i od święceń. Ruch monastyczny wyrósł całkowicie oddolnie i zrodził ogromne bogactwo Kościoła, które trwa do dzisiaj.
Innym przykładem jest narastający w starożytności kult Matki Bożej. W pewnym sensie był on związany z działaniami hierarchicznego Kościoła. Biskupi często w swoim nauczaniu podejmowali temat roli Najświętszej Dziewicy w dziele zbawienia i w pobożności wiernych. Bardzo istotnym momentem było sformułowanie dogmatu o Bożej Rodzicielce na Soborze w Efezie. Co ciekawe, dogmat ten w swoim pierwotnym znaczeniu jest nade wszystko dogmatem chrystologicznym – właściwe określenie tytułu Maryjnego ma bowiem znaczenie dla rozumienia połączenia natur w Chrystusie. Niemniej w Ludzie Bożym dogmat ten wydawał się być odczytywany głównie w odniesieniu do rozumienia roli Maryi i podbudzał pobożność Maryjną.
Wilki dwa
Jeszcze innym jaskrawym przykładem oddolnego działania Ludu Bożego jest ogromne rozniecenie w Kościele w XII i XIII w. ruchów mendykanckich (żebraczych). Jest to czas, w którym rodzi się w Kościele ogromna wrażliwość na kwestię ubóstwa. Ubóstwo nie jest w tym czasie postrzegane jako problem, z którym należy się rozprawić, ale jako iście ewangeliczna droga życia. Pojawiają się pytania, czy Chrystus cokolwiek posiadał i czy posiadanie jakichkolwiek dóbr jest zgodne z duchem Ewangelii. Najwspanialszymi perłami tego oddolnego ruchu, porywu Ducha, jest powstanie zakonu franciszkańskiego czy dominikańskiego.
W historii zatem dostrzegamy spontaniczne rodzenie się pewnych postaw, form pobożności i ruchów, które nie były planowane przez pasterzy. One po prostu rodziły się, rozwijały i trwały, porywając coraz większe rzesze ludzi. Nie ulega wątpliwości, że nie odbywało się to bez kontrowersji. We wszystkich wymienionych przypadkach, obok pięknych ruchów inspirowanych działaniem Ducha Świętego, pojawiały się ruchy heterodoksyjne.
Zawsze tam, gdzie działa Duch Święty, swoje zatrute ziarna próbuje zasiać także zły duch, przebierający się za „Anioła światłości”. W niektórych przypadkach wydaje się nawet, że ruchy heretyckie, posiadające pozory prawowiernej pobożności, były liczniejsze niż ruchy inspirowane prawdziwym tchnieniem Ducha. Taka jest natura świata – w świecie działa zarówno Duch Święty, jak i książę tego świata.
Nowe tory
Z tego względu dla istnienia wolności Ducha działającego w Kościele istotna była rola hierarchii. Kościół jest Ciałem Chrystusa. Chrystus jest Głową Kościoła. Jednakże duszą tego Ciała jest Duch Święty. To On ożywia Ciało, a Głowa ma tym Ciałem kierować. Zatem Ciało ożywiane Duchem Świętym żyje życiem Bożym. Członki tego Ciała jednak nie zawsze są tak święte, by rozpoznawać każdy powiew Ducha. W imieniu Głowy-Chrystusa i z Jego dekretu, władzę nad Ciałem sprawuje właśnie hierarchia. Zatem witalność Kościoła i spontaniczne życie Duchem niezbędnie domaga się zdrowej hierarchii. Te dwa elementy nie są opozycyjne i zwalczające się, lecz wzajemnie się dopełniają. Hierarchia jednak nie jest czymś absolutnie autonomicznym i nadrzędnym. Ciało ma być jej podległe, lecz sama hierarchia ma być podległa Chrystusowi.
Oznacza to, że hierarchia reprezentująca Głowę z jednej strony nie może zastąpić życia Ciała, lecz z drugiej ma nad tym życiem panować – w znaczeniu właściwego rozeznawania, które natchnienia dotykające Ciało pochodzą od Ducha. Ze względu na podległość hierarchii Chrystusowi, pasterze nie mogą rozeznawać czy decydować o Ciele według własnego upodobania, tendencji kulturowych, koniunktury czy jakichkolwiek innych subiektywnych kryteriów. Kryterium bowiem jest jedno – nauczanie Chrystusa, depozyt wiary, przekazywany i uobecniany w Kościele przez Tradycję.
I takie kryterium dostrzegamy w tych czasach szczególnej witalności Kościoła. Zatem Lud żyje inspirowany Duchem, a hierarchia ani nie stymuluje, ani nie gasi tego życia, lecz poddaje je rozeznaniu według zgodności z Tradycją. To, co jest niezgodne z nią, zostaje odcięte z mocą i władzą, jaka hierarchii jest dana.
Sytuacja zmienia się w nowożytności. Szczególne przesilenie nastąpiło w wieku XIX, wraz z ogłoszeniem na Soborze Watykańskim I dogmatów o prymacie Biskupa Rzymu i o jego nieomylności. Od tego czasu zaobserwować możemy coraz silniejsze przechodzenie Kościoła na „ręczne sterowanie” hierarchii. Pasterze nie tyle już poddają osądowi formy życia, które rodzą się w Ludzie Bożym, ile poczuwają się do odpowiedzialności za wskazywanie nowych celów, stymulowanie i pobudzanie pobożności itp. Proces taki z jednej strony wynikał z pewnej nadinterpretacji w rozumieniu owych dogmatów. Sobór podkreśla, że są to dogmaty, które mają służyć strzeżeniu depozytu. Jeśli jednak hierarchia z papieżem na czele tak doniosłe narzędzia posiada, skoro papież posiada tak wzniosły charyzmat, to czy nie powinien nie tylko odcinać tego, co jest błędem, lecz również wskazywać samodzielnie kierunek? Takiej interpretacji służyły także procesy cywilizacyjne, wśród których jednym z najsilniejszych wydaje się dynamiczny rozwój mediów i środków przekazu.
W tym miesiącu kochamy mamę
Obecnie jesteśmy już przyzwyczajeni i uznajemy niemal za odwieczną normę to ręczne sterowanie hierarchii. Papież i biskupi wręcz poczuwają się do odpowiedzialności, by zorganizować w najmniejszych szczegółach życie wiernych – bo wierni przecież, jak im się życia nie zorganizuje, to nie będą wiedzieli, jak rozwijać swoją wiarę. Zatem należy mnożyć programy duszpasterskie. Wymyślać i wdrażać różne inicjatywy. Każdy nowy rok musi być odgórnie poświęcony pogłębianiu jakiejś szczegółowej tajemnicy lub inicjatywie. A Lud Boży może być bezpieczny, bo wie, że w tym roku Duch Święty chce, by skupiać się na nadziei, a nie na wierze, miłości czy kulcie jakiegoś świętego. A jak w ciągu roku przerobimy temat nadziei, to Kościół nam da kolejne wytyczne dla wzbogacania naszej wiary.
Niewątpliwie tej nadopiekuńczej trosce pasterzy towarzyszą dobre intencje. Jednakże jest w tym wszystkim coś nienaturalnego. Nie ulega wątpliwości, że Pasterze powinni na przykład przypominać o pewnych aspektach życia duchowego, które są zapominane. Powinni wskazywać na zagrożenia. Jednakże szczegółowe określanie i skupianie się na konkretnych zagadnieniach, co do których przecież nie ma większych zastrzeżeń czy zagrożeń ze strony współczesnych ideologii, przypomina sytuację rodziny, w której rządzi zbyt nieufny względem dzieci i despotyczny ojciec.
Zastanówmy się bowiem, czy gdybyśmy zobaczyli w rodzinie ojca, który dyktuje swoim dzieciom, że w tym miesiącu szczególnie skupimy się na dowartościowaniu roli mamy, a w następnym będziemy skupiali się na pielęgnowaniu relacji między dziećmi… czy to nie wydawałoby się najlepszym opisem rodziny mocno dysfunkcyjnej?
I wydaje się, że właśnie ten problem jest dostrzegany w Kościele, przynajmniej częściowo. Receptą ma być właśnie synodalność. Chcemy bowiem dojrzałych wiernych, którzy sami, aczkolwiek nie w oderwaniu od Kościoła, ale w Nim potrafią żyć Ewangelią. Co więcej, wydaje się, jakby w procesie synodalnym Kościół na nowo zaczynał ufać, że jego dzieci dojrzały już do wieku dorosłego, a więc można dać im głos i warto ich wysłuchać. Jeśli więc na tym ma polegać synodalność, to jest ona piękną ideą. Jednakże realizacja tej idei wymaga przestrzegania pewnych zasad, które właśnie mieszczą się w Tradycji.
Duch wieje kędy chce
Po pierwsze, jeśli celem jest przywrócenie żywotności Ciała Chrystusowego, którym jest Kościół, to nie będzie się tego dało zrobić, stawiając świeckich w opozycji do hierarchii. Niestety tak w wielu miejscach się dzieje. Synodalność ma być wszak lekarstwem na klerykalizację. A taka diagnoza wydaje się być co najmniej nieprecyzyjna. Nie mocna pozycja hierarchii jest problemem gaszącym zaangażowanie Ludu wiernego, lecz owo „ręczne sterowanie” wspomniane powyżej. Co więcej, dla sprawnego funkcjonowania Ciała silna hierarchia jest konieczna. Zatem to nie zredukowanie władzy hierarchicznej umożliwi większe działanie Ludu Bożego, ale właściwe ustalenie kompetencji hierarchii.
Z tego wynika kolejny wniosek.
Błędem jest także wymieszanie porządku hierarchicznego i świeckiego. Błędem jest angażowanie świeckich w zadania duchownych. Błędem jest powoływanie świeckich do ciał zarządzających w Kościele. Duchowni i świeccy nie mają się wymieniać funkcjami i ich dzielić, nie mają się wymieszać.
Wręcz przeciwnie, należy te dwa porządki jeszcze bardziej rozdzielić, określając ich kompetencje. Niech głowa będzie głową i nie usiłuje być ciałem. I niech Ciało będzie Ciałem, a nie usiłuje być głową. Niech więc świeccy żyją swoją pobożnością, tak jak pobudza ich Duch, a hierarchia niech czuwa i poddaje rozeznaniu to życie, lecz go nie usiłuje projektować.
Po trzecie w końcu wydaje się, że ze względu na naturę życia Ciała Chrystusa błędne jest pobudzanie go do życia dekretami lub środkami instytucjonalnymi. Owszem, kiedy władza papieska słabła, to ogłoszenie dogmatów okazało się aktem umacniającym ją. Jednakże władza hierarchii pochodzi od Chrystusa i sama natura tej władzy uobecnia się w strukturach. Werdykty tej władzy z natury winny być jasne. Z tego względu właściwym narzędziem jej realizacji są jasne zarządzenia Kościoła zgodne z Tradycją.
Święte i nieświęte
Natura życia Ludu Bożego jest inna. Jest ona inspirowana przez Ducha, a jako taka wymyka się ona dekretom. Duch wieje kędy chce. Życia nie da się zadekretować. Nie da się go podsycać poprzez osadzanie go w jakieś formy instytucjonalne.
Ten podział na działanie Ducha i działanie Syna w Kościele jest wyrazem jego trynitarnego źródła. Kościół jest Ciałem Chrystusa, a jego duszą jest Duch Święty. Dusza daje życie. Głowa rozsądza i decyduje. Nie mogą się jednak one zamienić miejscami ani wymieszać ze sobą.
Jeśli zatem synodalność ma prowadzić do ożywienia Ciała, to sama idea jej instytucjonalizacji wydaje się być chybiona. To tak jakby głowa chciała tchnąć swoje życie w ciało, udzielając mu własnej tożsamości. Jednakże życie i zadania głowy nieco inne są niż życie i zadania Ciała.
Ale czy dzisiaj rzeczywiście Ciało nie żyje własnym życiem? Czy Duch zamilknął? Przypatrzmy się dokładniej. Otóż w Kościele nadal oddolnie rodzą się formy pobożności. Jedną z takich form jest pobożność charyzmatyczna. A więc niech ona się rodzi. Rodzi się także pobożność tradycyjna – a więc niech i ona się rodzi. Hierarchia zaś niech przymierzy te formy życia do probierza, którym jest doktryna i Tradycja. Niech rozpozna co w tych nurtach pochodzi z wnętrza Kościoła i jest aktualizacją Tradycji a co jest tchnieniem ducha tego świata. I niech przy tym rozeznaniu nie ogląda się na trendy i tendencje i mody. I niech pozwala żyć temu, co święte, a to, co nieświęte, niech odetnie.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.