Czym jest „katolicyzm schizofreniczny”? To coraz popularniejsza niestety postawa niespójności między deklarowanym katolicyzmem a jawnie sprzecznym z nim światopoglądem
Kilka tygodni temu na popularnym profilu fejsbukowym „Kobiety Lewicy” pojawił się taki oto wpis: „Obrzydliwy skandal w jednej z łódzkich parafii!!!! Ksiądz nie pozwolił zostać chrzestną naszej koleżance tylko dlatego, że dokonała 2 miesiące temu apostazji!”.
Aż trudno uwierzyć, że ktoś mógł napisać takie zdanie na poważnie, ale wygląda na autentyk. „Szok! Jak mógł jej to zrobić?” - oburzali się czytelnicy. Lewicowy honor próbowali ratować niektórzy co rozsądniejsi komentatorzy, ale jednak chyba znaczna część nie zrozumiała absurdalności zawartej w nim tezy. „Lewica to stan umysłu” - ktoś napisał. Kto inny dodał: „Skandal to by był, jakby ksiądz się zgodził. Księdza można oszukać, ale Pana Boga nie”.
Trudno powiedzieć, co „zagrało” mocniej: ignorancja czy głupota? Wiara w laicki postęp, wedle którego cała rzeczywistość to plastelina, z której można ulepić dowolny kształt? A może dał o sobie znać katolicyzm schizofreniczny, o czym będzie później w tekście.
Z analogiczną „aferą” - głośno komentowaną zwłaszcza przez „Gazetę Wyborczą” - mieliśmy do czynienia nieco wcześniej, gdy w Ropicach k. Garlic proboszcz tamtejszej parafii poprosił kilkoro kandydatów do bierzmowania (precyzyjniej rzecz ujmując: taki postulat zgłosili rodzice) o usunięcie z ich profili na fb „piorunków” i materiałów świadczących o popieraniu postulatów tzw. Strajku Kobiet. Mieli też złożyć stosowną deklarację.
Rozpętała się medialna burza! „Przecież to odpychanie młodych ludzi od Kościoła!” - pohukiwano. „Łamanie charakterów młodych ludzi w ramach przygotowania do bierzmowania to antyewangelizacja” - skomentował sytuację piórem Artura Sporniaka „Tygodnik Powszechny”. Na wysokości zadania stanęła rzeszowska kuria, zdecydowanie biorąc w obronę proboszcza. W oświadczeniu przypomniano, że do bierzmowania mogą przystąpić tylko te osoby, które akceptują prawdy wiary i zasady moralności głoszone przez Kościół. Zwrócono też uwagę, że za przygotowanie kandydatów odpowiadają proboszczowie i ich zadaniem jest „weryfikacja spójności między deklarowaną wiarą kandydatów a podejmowanymi decyzjami i ich zachowaniem”. Kuria wyraziła też uznanie dla księdza, który pomógł tym młodym ludziom „podjąć decyzję o przystąpieniu do sakramentu bierzmowania nie tylko w sposób wolny, ale także bardziej świadomy”. Brawo!
Przykładów można mnożyć więcej. Wielokrotnie w pułapkę katolicyzmu schizofrenicznego wpadał - kierowany do niedawna przez Piotra Żyłkę - popularny portal www.deon.pl, podkreślający wypowiedziami swoich redaktorów, iż nie ma sprzeczności pomiędzy chodzeniem na manifestacje tzw. Strajku Kobiet, wykrzykiwaniem wulgaryzmów i jednoczesnym byciu katolikiem. Na szczęście jezuici zrobili niedawno gruntowne porządki w składzie redakcyjnym internetowego serwisu. Lepiej późno niż wcale.
Rzeczony problem nie jest tylko swoiście polski. Oto kilka dni temu kontrowersyjny duchowny o. James Martin na Twitterze skomentował artykuł opublikowany w magazynie „America”, którego jest redaktorem, twierdząc, iż domalowanie tęczowej aureoli na wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej i szarganie go na ulicznych demonstracjach, oklejanie nim toalet etc. nie jest niczym niestosownym.
Zjawisko jest zatem szersze. Globalne.
„Współczesny człowiek Zachodu zbyt często unika rozważania pytań, na które nie ma łatwych, lub szuka odpowiedzi zbyt łatwych, żeby były prawdziwe” - napisał prof. Wojciech Roszkowski w swojej najnowszej książce „Bunt barbarzyńców”. „Ktoś, kto spędza większość wolnego czasu wpatrzony w ekranik swojego telefonu, czytając jedynie uwagi swoich znajomych o swoich znajomych, albo w inny sposób «zabija czas», czyli zabija siebie, może najwyżej zapytać: «Ale o co chodzi?” (s.13). To i tak optymistyczny wariant. Często nie ma żadnej refleksji.
Wydaje się, jakby chodzący dziś po ziemi ludzie mieli problem z tworzeniem logicznych ciągów myślowych, powiązaniem ze sobą faktu działania/mówienia i konsekwencji czynu/słowa.
Dotąd oczywistą rzeczą było, że jeśli się piłuje gałąź, na której się siedzi, pewne jest - w wariancie optymistycznym - poobijanie sobie części ciała, której nazwa zaczyna się na literkę „d”. Jeśli rozpoczyna się - w imię radosnej, wolnej miłości! - współżycie seksualne, skutkiem może być poczęcie dziecka. Jeśli ktoś wyprawia się w styczniu w góry w szortach (nowa moda na bycie icemanem, czyli człowiekiem, który jest w stanie pokonać zimno i wejść na szczyt góry w krótkich spodenkach i bez koszulki), musi się liczyć z tym, że odmrozi sobie to i owo. Tak było. Ale już nie jest.
Poruszył mnie ostatnio krótki film na youtube, na którym nastoletnia „Julka” nie mogła wyjść ze zdziwienia, wręcz szoku! - okazywanego m.in. ciągiem słów rozpoczynających się na k... - że cukier puder można zrobić ...rozdrabniając blenderem kryształki cukru zwykłego! Odkrycie godne Kolumba!
Szokuje ignorancja, nieumiejętność wiązania przyczyny ze skutkiem. Nieodmiennie zadziwia brak wstydu, gdy delikwentowi wykaże się głupotę i intelektualną aberrację. „Ale o co chodzi?” - zapyta prostodusznie, zdziwiony, że ktoś może mieć jakieś „wąty”. Przecież jest ok. Ok jest bluzganie w przestrzeni publicznej („język pokoleniowego buntu”), głoszenie genderowskich tez niknących w oparach absurdu, traktowanie Pana Boga i Kościoła jak klocki lego. Zero zażenowania. Pogarda dla rozumu.
Na koniec kilka uwag na temat tzw. katolicyzmu schizofrenicznego. Pierwszą, podstawową zasadą „normalnego” katolicyzmu jest uznanie prymatu Pana Boga w swoim życiu, akceptacja doktryny chrześcijańskiej, życie według zasad Ewangelii, w posłuszeństwie Bogu i Kościołowi. Są też i jego „nienormalne” wersje. I tak np. od niedawna mówi się o katolicyzmie kulturowym. Czymże jest? Jego „zwolennicy mają dystans do katolickiej wiary i moralności, zarazem jednak cenią pewne elementy kulturowo-obyczajowe tego wyznania, a nawet w nich uczestniczą”.
„A nawet!” - niesamowite!
Jak pisze Jan Galarowicz na swoim blogu (www.niezalezna.pl), mamy dziś do czynienia z kolejną odmianą katolicyzmu, a mianowicie katolicyzmem schizofrenicznym. Z całą mocą ujawnia się on we wspomnianych w niniejszym felietonie wydarzeniach. „Coraz liczniejsza grupa osób, deklarujących się jako katolicy, neguje ważne elementy katolickiej wiary i moralności oraz atakuje wraz z bezbożnikami Kościół” - stwierdza. Dodajmy: nie widząc w tym żadnej sprzeczności. Ze zjawiskiem mamy do czynienia nierzadko na co dzień na naszych ulicach. Spotykamy „katolików” kipiących nienawiścią do Chrystusa i Kościoła, wołających wraz z Martą Lempart: „zabić, zabić!”, mających gdzieś Boże przykazania, Ewangelię, zasady. I jednocześnie niewidzących problemu w tym, by nucić słodko kolędy, dzielić się opłatkiem, wysyłać dzieci do Pierwszej Komunii i bierzmowania. „Ale o co chodzi?” - burzą się, gdy ktoś zwróci uwagę na ich wewnętrzne pogmatwanie. Przyjdą do kancelarii parafialnej prosić „je..ny kler” o „zaświadczenie na chrzestnego” albo o ślub, chrzest, zameldują się na Pasterce. Nie dostrzegą sprzeczności. Niby są, ale mentalnie już dawno znaleźli się poza Kościołem. Jak pisał wiele lat temu ks. Joseph Ratzinger, „nie bardzo szukają i nie bardzo są w domu. [...] Są na progu, to znaczy nie wiedzą, czy do Kościoła wejść, czy z niego wyjść; znajdują się pomiędzy wiarą a niewiarą”.
I to jest prawdziwe wyzwanie dla współczesnych ewangelizatorów.
Echo Katolickie 6/2021
opr. mg/mg