Adwent - na co czekasz?

Adwenty w naszym życiu to różne sytuacje, kiedy oczekujemy spotkania z Chrystusem. Okres liturgiczny zwany Adwentem poprzedza Boże Narodzenie, ale ma on znacznie szerszy kontekst - odnoszący się do całego naszego życia i do wieczności

Z ks. kan. Januszem Sałajem, proboszczem parafii św. Filipa Neri w Kąkolewnicy, rozmawia Monika Lipińska.

Umiemy się spieszyć, ale czekać potrafimy coraz mniej, a przecież Adwent to czas oczekiwania, o czym słyszymy od pierwszej Niedzieli Adwentu. Czym jest Adwent? Na co czekamy?

Dla osób czytających ten artykuł Adwent, który trwa, na pewno nie jest pierwszym w życiu. Wiele słów, tekstów, treści na temat Adwentu słyszeliśmy i rozważaliśmy, przeżywamy go bardziej lub mniej świadomie, ale do jego istoty zawsze warto wracać. Słowo „adwent” oznacza oczekiwanie i najczęściej odnosimy je do świąt Bożego Narodzenia, bo Adwent je poprzedza, ale ma on znacznie szerszy kontekst.

Czekamy na Boże Narodzenie - nie na choinkę, prezenty czy stół uginający się od smacznych potraw, ale na spotkanie z Chrystusem w bożonarodzeniowej liturgii. Cała reszta stanowi tylko otoczkę. W liturgii uobecnia się Chrystus, jest ona przeniesieniem w czasie zbawczych wydarzeń, także tego, co kiedyś stało się w Betlejem.

Adwentowe oczekiwanie ma też inny wymiar: to spotkanie z Chrystusem w chwili śmierci. Oczywiście samo słowo „śmierć” budzi drżenie naszego jestestwa, ale każdy wierzący wie, że życie zmierza do spotkania z Chrystusem, a pełne spotkanie następuje w chwili odejścia z tego świata. Oczekujemy też na sąd Boży szczegółowy, który następuje po śmierci. Jeżeli ktoś, kto wszedł na drogę Bożą przez sakrament chrztu, idzie, mając wciąż przed oczyma - mimo upadków - spotkanie z Chrystusem, to śmierć będzie dla niego osiągnięciem celu, a sąd szczegółowy przejawem miłosierdzia Pana Boga i szansą na oczyszczenie się z nieodpokutowanej kary doczesnej za grzechy.

Oczekujemy również na spełnienie słów Jezusa, który wstępując do nieba, zapowiedział, że przyjdzie powtórnie w momencie końca świata. Nie wiemy, jak ten koniec będzie wyglądał, ale da nam zjednoczenie z Chrystusem na całą wieczność. Zatem czekamy na święta Bożego Narodzenia, śmierć, sąd i koniec świata niosący triumf Pana Boga, pełnię Królestwa, które przyszedł założyć na ziemi.

W Ewangelii odczytanej w pierwszą niedzielę Adwentu usłyszeliśmy: „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli (...) stanąć przed Synem Człowieczym”. Jaka ma być modlitwa, by można o niej powiedzieć, że przygotuje nas na to spotkanie?

Najczęściej chyba powtarzana definicja mówi, że to rozmowa z Panem Bogiem. Bardziej odpowiada mi rozumienie modlitwy jako trwania z Bogiem, w Bogu, bycie z Nim. To tak jak z przyjaźnią - istotą naszego spotkania z przyjacielem jest bycie ze sobą: nieraz mamy sobie dużo do powiedzenia, innym razem milczymy i wpatrujemy się w siebie, to pożartujemy, to snujemy plany. Taki jest sens modlitwy.

A adwentowe modlitwa i czuwanie?

Dobrą ilustracją jest koptyjska ikona znaleziona w klasztorze w Bawit w Egipcie. Przedstawia ona opata św. Menasa, obok którego stoi Jezus. Co charakterystyczne, nie patrzą na siebie, ale Menas spogląda w stronę, w którą skierowany jest wzrok Jezusa. Mają, można powiedzieć, to samo spojrzenie na świat, który ich otacza. Spotkanie z Chrystusem daje radość, co wyrażają ręce Menasa - są wolne, niczym niezajęte, jakby chciał klaskać z radości bycia ze swoim Przyjacielem. Dłoń Jezusa spoczywająca na ramionach mnicha upewnia, że on nie musi być zawsze radosny, bo kiedy dotkną go kłopoty, smutki, trudności, może być przez Pana przytulony ramieniem do Jego serca. Tam się może wypłakać, wyżalić, uspokoić, nabrać siły. Jedna z dłoni Menasa wskazuje na Mistrza, jakby mówiła: kto trwa w Nim, w Jego Kościele do końca, może być Jego przyjacielem i spokojnie oczekiwać realizacji Adwentu.

Czy nie jest tak, że w wyostrzeniu wzroku serca na kierunek spojrzenia Pana Jezusa przeszkadza nam to, że ciągle jesteśmy takimi twardzielami powtarzającymi „umiesz liczyć, licz na siebie” i nie wpuszczamy Go do naszego świata?

Nawet w Adwencie doświadczamy całej gamy nastrojów. Euforii, gdy z lampionami biegniemy na roraty, wsłuchujemy się w adwentowe pieśni, zachwycamy się nastrojem. To znów przygnębienia, gdy przychodzi zmęczenie, brakuje czasu itd. Warto wtedy bez słów wtulić się w Chrystusa i łkając w swoim sercu, powierzać Mu wszystkie problemy i kłopoty. Ten przyjaciel na pewno nie opuści, ale przytuli, umocni. Czasami na zewnątrz nic się nie zmieni, ale kiedy człowiek Jemu się wyżali, zaczyna zupełnie inaczej oddychać, spokojniejszy wraca do codziennych obowiązków. Nikt tak nas nie zna i nikt nie jest nam tak przyjazny jak Jezus Chrystus.

Pan blisko jest... Co to znaczy: owocnie przeżyć Adwent, dobrze przygotować się na Boże Narodzenie?

To znaleźć czas na modlitwę, na refleksję, na wtulenie się w Jezusa, na spojrzenie w Jego oczy i patrzenie w jednym kierunku. Oczywiście każdy z nas jest inny, dlatego to serce, umysł, także Boża łaska podpowiadają, jak ten czas przeżyć. Chodzi o to, żeby znaleźć ciszę i skupienie, otworzyć się i pozwolić Panu Bogu dojść do głosu... Bo my uwielbiamy dużo gadać, głośno śpiewać, miotać się w imię szukania Pana Boga - a nasze uszy pozostają zatkane tak, że nie słyszymy, co On do nas mówi. Adwent to cisza. Milczę, by Pan mówił do mnie. Jeżeli teraz zbudujemy relację z Chrystusem, to kiedy przyjdzie Boże Narodzenie, będziemy cieszyć się: dziadkowie wnukami, dzieci swoimi dziećmi, które do nich przyjadą, spotkaniem przy choince, ale w sercu będzie drgać to, co aniołowie śpiewali nad Betlejem: „Chwała na wysokości Bogu”. Pełne przeżycie czasu Bożego Narodzenia to poczuć, że moje serce jest żłóbkiem, gdzie jest Jezus Chrystus, że moje serce Go ogrzewa, że On może w nim czuć się jak w domu, że to Jego królestwo. Bo Adwent się skończy. Istotą jest Boże Narodzenie, czyli przedsmak pełnego zjednoczenia z Panem Jezusem.

Który z Adwentów był dla Księdza w jakiś sposób szczególny?

Każdy przeżywam tak, jak większość z nas: staram się wyciszyć, uspokoić serce. To nie musi być tak: zaczyna się na końcu listopada czy początku grudnia, finisz 25 grudnia. Adwenty w naszym życiu to różne sytuacje, kiedy oczekujemy spotkania z Chrystusem. Tak jak partyzanci wspominają wojnę, tak ja jako jedno z największych wydarzeń w życiu przywołuję pielgrzymkę do Ziemi Świętej w 2000 r. Wyszliśmy z Unina, gdzie wtedy pracowałem, i te trzy miesiące wędrowania były naszym Adwentem. Trzeba się było naprzebierać nogami, nieraz zalać potem, czasami głodować, martwić o dach nad głową. Podobnie jak w Adwencie był i post ścisły, i wyrzeczenia, i dużo modlitwy. Pamiętam chwilę, kiedy doszliśmy do Betlejem i tak, jak pastuszkowie uklęknęliśmy w Grocie Narodzenia, w miejscu, gdzie widnieje napis „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” - Tu z Maryi Dziewicy narodził się Jezus Chrystus”.

Nie jest za późno, żeby przeżyć swój Adwent - nawet jeśli przespało się jego pierwsze dwa tygodnie.

Pan Bóg jest wieczny, zatem czy obudzę się na początku Adwentu, w uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, czy w rekolekcje, to nie jest aż tak ważne jak to, czy w ogóle otworzę Bogu serce. Łotr na krzyżu w ostatniej chwili, „rzutem na taśmę” powiedział: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy będziesz w swoim królestwie” i usłyszał: „Zaprawdę, powiadam ci: dziś będziesz ze Mną w raju”. To był jego adwent, oczekiwanie na pełne spotkanie. On dopiero wtedy rozpoznał Chrystusa.

Daj Boże, żeby był taki dzień, kiedy do naszego serca dotrze Boże światło, oświeci nas, rozpoznamy tego największego Przyjaciela, który mówi: Słuchaj, przychodzę do ciebie, abyś ty mógł kiedyś przyjść do mnie. Zapraszam cię na drogę, poprowadzę cię. Może twój Adwent rozpocznie Pasterka, kolęda, święta - nie ten czterotygodniowy, ale taki adwent, gdzie naprawdę zatęsknisz za Panem Bogiem, i powiesz: Panie, moje życie bez Ciebie nie ma sensu.

Bóg zapłać za rozmowę.

 

Echo Katolickie 49/2022

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama