Kościół nie może siedzieć i czekać, aż ludzie do niego przyjdą - to on powinien wychodzić do ludzi
Chciałbym delikatnie przestrzec panią Magdalenę Środę, że jeżeli nie zreflektuje się w porę, to któregoś dnia może się obudzić w Kościele jako wierna uczennica Jezusa. Nie ukrywam, że bardzo bym się z tego cieszył. Pani profesor od wielu miesięcy z entuzjazmem wypowiada się o papieżu Franciszku. Ostatnio wysłała nawet do niego list. Być może nie zauważyła, że Franciszek o niczym nie mówi z takim zapałem, jak o misyjnym zadaniu Kościoła. W najnowszej adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium”, do przeczytania której gorąco zachęcam, napisał: „Marzę o wyborze misyjnym, zdolnym przemienić wszystko, aby zwyczaje, rozkład zajęć, język i wszystkie struktury kościelne stały się odpowiednim kanałem bardziej do ewangelizowania dzisiejszego świata niż do zachowania stanu rzeczy” (nr 27). Słowa te mogą przypominać słynną frazę „mam marzenie” Martina Luthera Kinga z przemówienia, w którym wzywał do zniesienia nierówności między białymi a czarnymi mieszkańcami USA.
W treści papieskich słów nie ma nic, czego nie mówiliby jego poprzednicy. Jest w nich natomiast jakaś trudna do uchwycenia, ale wyraźnie obecna pasja. Już po przeczytaniu kilku pierwszych stron „Evangelii gaudium” człowiek ma ochotę coś zrobić, by przyciągnąć cały świat do Chrystusa. Nie wiem, czy pani Środa tego sobie życzy, bo wśród przyciągniętych może się znaleźć i ona, i prof. Hartman, i połowa członków Twojego Ruchu, i jeszcze wielu innych. Jedno jest pewne: jeżeli marzenie papieża choć w części się spełni, Kościół ma szansę przejąć inicjatywę, do czego Franciszek wyraźnie zachęca. Ale, jak przekonuje, cytując dokumenty z Aparecidy, które sam przed laty redagował, „nie możemy dłużej pozostawać w spokoju, w biernym oczekiwaniu, w naszych kościołach” (15). Trzeba koniecznie przejść „od duszpasterstwa zwykłego zachowywania stanu rzeczy do duszpasterstwa zdecydowanie misyjnego” (15). Upraszczając nieco, marzenie Franciszka sprowadza się do tego, by Kościół raz na zawsze przestał używać słowa „jeszcze”. Jeszcze mamy ludzi w kościołach, jeszcze ktoś się spowiada itp. Słowo „jeszcze” musi być w Kościele surowo zabronione. I zastąpione zwrotem „przejąć inicjatywę”.
Skutki braku inicjatywy lub jej niewystarczającej siły zwykle są opłakane. Tę prawidłowość pokazuje sytuacja na Ukrainie. Gdyby Unia Europejska wykazała się większą determinacją i położyła na stole duże pieniądze, być może doszłoby do podpisania umowy stowarzyszeniowej. A Ukraina powoli zaczęłaby się wyzwalać z objęć Rosji, co byłoby bardzo korzystne nie tylko dla niej samej, ale również dla Polski. Niestety, Unia oddała inicjatywę Rosji. Skupiła się na zachowaniu stanu rzeczy. A wiadomo, że kto stoi w miejscu, ten się cofa. Być może protesty tysięcy Ukraińców pozwolą im na przejęcie inicjatywy.
opr. mg/mg