Realizm wiary

To nie człowiek nas zbawia, tylko Chrystus, który utożsamił Siebie z ubogim, otrzymującym od nas posługę miłosierdzia.

To nie człowiek nas zbawia, tylko Chrystus, który utożsamił Siebie z ubogim, otrzymującym od nas posługę miłosierdzia.

Pamiętam oburzenie jednej z czytelniczek po moim bożonarodzeniowym tekście o człowieczeństwie Boga. Napisałem wówczas, że Najwyższy stał się człowiekiem ze wszystkimi ograniczeniami natury ludzkiej. To oczywiste dla nas, wierzących w Jezusa Chrystusa. Dodałem, że od tamtej pory człowiek miał możliwość uderzenia Boga w twarz. Skądinąd skorzystał z niej przynajmniej raz – stało się tak podczas rozmowy Jezusa z arcykapłanem opisanej w 18. rozdziale Ewangelii świętego Jana („jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: »Tak odpowiadasz arcykapłanowi?«” – J 18,22).

Oburzenie czytelniczki rozumiem (choć bynajmniej – co uważałem za oczywiste – nie chodziło mi o to, byśmy Pana Boga policzkowali), bo uniżenie Najwyższego Boga, Wszechmogącego, zawsze będzie rodzajem skandalu. I nie ja to wymyśliłem, ale święty Paweł. A właściwie sam Pan Bóg, który taki właśnie wynalazł sposób na zbawienie człowieka. Nie mieściło się to w głowie apostołom (Piotr: Panie, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie), nie mieściło się to w głowie Żydom, nie mieściło się poganom. Myśli Boże nie są myślami naszymi.

Czytam list papieża Franciszka na Światowy Dzień Ubogich i myślę sobie, że jest w nim a rebours wiele takich idei, które również mogą spowodować oburzenie. Mowa w nim bowiem o ludziach biednych, którzy „zbawiają nas”. Franciszek odwołuje się do sceny sądu ostatecznego opisanej w Ewangelii Mateuszowej i podzielenia sądzonych na tych po lewej i prawej stronie. Sędzia utożsamia się tam z głodnym, spragnionym, nagim, chorym i uwięzionym. Sądzeni dziwią się. To zdziwienie trwa i trwać będzie, bo postawienie służby człowiekowi potrzebującemu ponad wszelkie inne praktyki, w tym religijne, wydaje się nie do przyjęcia z perspektywy wiary. A jednak. Nie wątpię, że uczynek miłosierdzia jest w tej scenie właśnie praktyką religijną. Być może łatwiej byłoby go spełnić, gdyby towarzyszyła nam ta świadomość… W tej perspektywie wiadomo, że to nie człowiek nas zbawia, tylko Chrystus, który utożsamił Siebie z ubogim, otrzymującym od nas posługę miłosierdzia. Franciszek podkreśla to bardzo stanowczo, używając określenia „Ciało Pana”: „W bliskości biednych Kościół odkrywa, że jest ludem, który będąc rozproszonym między wieloma nacjami, jest powołany do tego, aby nie dawał nikomu odczuć, że jest obcy albo wykluczony, ponieważ wszystkich włącza we wspólne kroczenie drogami zbawienia. Sytuacja biednych zobowiązuje, aby nie trzymać na dystans Ciała Pana, który w nich cierpi. Jesteśmy raczej wezwani, ażeby dotykać Jego Ciała, aby zaangażować się osobiście w służbę, która jest autentyczną ewangelizacją. Zaangażowanie, nawet społeczne, na rzecz ubogich nie jest jakąś dodatkową i zewnętrzną działalnością dla Ewangelii, wręcz przeciwnie, ukazuje realizm wiary chrześcijańskiej...”. Franciszek nie mówi niby nic nowego. Scenę z Ewangelii Mateusza znają wszyscy. A jednak jest coś odkrywczego w tym przypomnieniu wierzącym, że oddając posługę głodnemu, spragnionemu, nagiemu, uwięzionemu, choremu, oddają ją samemu Chrystusowi. To dobrze. Bo ubogich zawsze mieć będziemy wśród nas.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama