Co jakiś czas Pan Bóg wysyła ludziom kolejnego Jana, który nie tyle ma wiejadło w ręku i nie tyle chrzci, wzywając do nawrócenia, ile wzorcowo realizuje Boży plan, wiedząc, jakie jest jego miejsce w życiu.
Co jakiś czas Pan Bóg wysyła ludziom kolejnego Jana, który nie tyle ma wiejadło w ręku i nie tyle chrzci, wzywając do nawrócenia, ile wzorcowo realizuje Boży plan, wiedząc, jakie jest jego miejsce w życiu.
W III niedzielę Adwentu, zwaną niedzielą Radości, pozwalam sobie zacząć od humorystycznego tonu i stwierdzić: Janów Chrzcicieli ci u nas dostatek. Na szczęście. Co jakiś czas Pan Bóg wysyła ludziom kolejnego Jana, który nie tyle ma wiejadło w ręku i nie tyle chrzci, wzywając do nawrócenia, ile wzorcowo realizuje Boży plan, wiedząc, jakie jest jego miejsce w życiu. Tak właśnie postrzegam Jana znad Jordanu. Zadawali mu pytania, kim jest. Podejrzewali, że może samym Mesjaszem. A on, pozbawiając złudzeń wszystkich pytających, odpowiadał wierszem: „Jam jest głos”. Poetycko, prawda? I jak bardzo prawdziwie.
Nie potrafię się powstrzymać przed tymi porównaniami, ale ta Janowa postawa kojarzy mi się z przyszłymi polskimi błogosławionymi. Ich beatyfikacje zostały zaplanowane na przyszły rok i niezmiernie mnie cieszą. Myślę o kardynale Wyszyńskim, Prymasie Tysiąclecia, oraz o księdzu Janie Masze z mojej rodzimej diecezji. „Jam jest głos” – mógłby napisać i jeden, i drugi. Napisali trochę inaczej, ale równie pięknie.
Cytat z tego pierwszego jest naszym dzisiejszym „drogowskazem” w cyklu adwentowym. Kiedy po raz pierwszy przeczytałem te słowa, oniemiałem. 28 grudnia 1961 roku kardynał Wyszyński napisał tak: „Jednorodzony Syn Ojca zapożyczył się na tej ziemi w ciało i krew u ubożuchnego Dziewczęcia. Dzięki temu zapożyczeniu stał się nam Jezus tak bliski i zrozumiały, że wiemy, iż nas rozumie, albowiem sam boleści nasze nosił i cierpienia ludzkie znał”. Zapożyczył się… Bóg zapożyczył się u człowieka. W ciało i krew. Nie mógł tego prymas piękniej i bardziej wyraziście napisać. Bóg „zapożyczony” u człowieka brzmi co prawda skandalicznie. Ale jak bardzo prawdziwie i trafnie oddaje faktyczny gest Boga oraz istotę tajemnicy Wcielenia…
Drugi z przyszłych błogosławionych to ksiądz o stażu kapłańskim... znikomym (jeśli chodzi o czas) i ogromnym (jeśli mówić o jakości). Właściwie to ledwo co go od prymicyjnego ołtarza odprowadzili, a już go zamordowali. Wyświęcony tuż przed wybuchem II wojny światowej, włączył się po jej rozpoczęciu w działalność charytatywną na terenie Rudy Śląskiej. Uwięziony, torturowany, wyszydzany, został ostatecznie skazany na śmierć. W swoim ostatnim liście napisał między innymi tak: „To jest mój ostatni list. Za 4 godziny wyrok będzie wykonany. Kiedy więc ten list będziecie czytać, mnie nie będzie już między żyjącymi! (…) Żyłem krótko, lecz uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze. Bez jednego drzewa las lasem zostanie. Bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali”. Trudno obok tych słów przejść obojętnie. Napisał je młody ksiądz, znajdujący się w zupełnie innej sytuacji niż prymas Wyszyński. „Miłosierdziem odpowiedział na nienawiść” – powiedział o nim postulator jego procesu ksiądz Damian Bednarski. Ja dodam: i jak pięknie tę odpowiedź podsumował! „Świat się beze mnie nie zawali”. Bo jestem tylko głosem? Nie tylko piękne, ale i mądre. W świecie, w którym każdy przekonany jest o swojej wyjątkowej roli, warto czasem sobie uświadomić, że i bez nas ten świat będzie istniał.
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac