Święty Franciszek nie był tylko sentymentalnym miłośnikiem natury, ale prawdziwym mistykiem, który ukochał jej Stwórcę. Co o nim tak naprawdę wiemy?
Trudno go sobie wyobrazić. Z jednej strony tak bardzo obrósł legendami i tak kwieciście opisano jego życie, że wydaje się postacią nierealną. Z drugiej – miał tak wielki wpływ na życie Kościoła w XIII i następnych wiekach, że trudno nie zaliczyć go do grona najwybitniejszych postaci.
Najpierw zgromadził wokół siebie 5 tysięcy ludzi, którzy porzucili dla niego domy. W ciągu następnych wieków poszły za nim miliony. W jego rodzinnym mieście papieże spotykają się z przedstawicielami innych religii. Słowa jego modlitw przetłumaczono na wszystkie chyba języki świata. Podręczniki literatury, teologii czy filozofii zawierają pokaźne wpisy o tym geniuszu, który nazywał siebie… idiotą.
Święty Franciszek to jeden z tych, których „nie da się nie kochać”. Barwna młodość, dramatyczne nawrócenie, radykalna przemiana. To może się podobać. Jeśli dodać do tego jeszcze rozmowy z wilkami, spotkanie z sułtanem, miłość do przyrody i skrajne ubóstwo – mamy przepis na popularnego świętego z obrazka. Do takiego to można się modlić! Mało kto jednak pamięta, że Giovanni Bernardone, czyli późniejszy święty Franciszek, przemierzał umbryjskie (i nie tylko) szlaki z okrzykiem rozpaczy: „l’amour n’est pas aimé!” – miłość nie jest kochana. I mało kto pewnie kojarzy, że w krzyku tym, podobnie jak w całym życiu świętego, najpierwszą z miłości był Bóg. Zrozumienie własnych błędów, nawrócenie, przemiana serca – oto sedno narodzin świętego Franciszka z grzesznego Jana Bernardone. Obchodząc jego wspomnienie, ale i przygotowując się do przyjęcia zapowiadanej encykliki papieża Franciszka, świętemu Franciszkowi właśnie poświęconej (oraz idei, jak informują media, powszechnego braterstwa), pamiętajmy i nie bójmy się o tym mówić: nazywany Biedaczyną z Asyżu ten święty nie był słodkim i czułym miłośnikiem „zwierzątek”, budowniczym „kościółka”, średniowiecznym ekologiem. Nie poezja, pieśni czy przypowiastki i nie „kwiatki” były jego największym atutem. Franciszek był autentycznym mistykiem, pokutnikiem i – jak piszemy w bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego (ss. 16–19) – choć dziś stawiamy mu pomniki z nieodłącznymi gruchającymi gołąbkami, to dla pierwszych braci jego życie było nie lada wyzwaniem. Tak jak nie lada wyzwaniem zawsze było, będzie i musi być autentyczne życie wiarą. Niekoniecznie ładnie opakowane.
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac