Niewiedza może być szkodliwa. Nie wszystko wprawdzie musimy znać i rozumieć, ale musimy umieć rozpoznać to, co najistotniejsze i na tym się skupić
Starożytni mawiali: Ignorantia iuris nocet (Nieznajomość prawa szkodzi), a powiedzenie to przeszło do kanonu podstawowych prawniczych sentencji. Chodziło o to, że nie można zasłaniać się nieznajomością normy, ale żyjąc w określonej społeczności, trzeba zastosować się do praw w niej panujących, a co za tym idzie, najpierw je poznać.
Pozwolę sobie odejść trochę od kontekstu i stwierdzić, że niewiedza w ogóle może być szkodliwa. Trzeba umiejętnie rozróżniać pomiędzy tym, co wiedzieć należy, a tym, czego znajomość kompletnie nie jest potrzebna. I tu rodzi się problem, bo zazwyczaj rozróżnienie to, dokonywane na rożnych etapach naszego rozwoju, bywa trudne. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego w liceum każą mi się uczyć chemii, skoro za najkorzystniejsze uważałem poświęcenie czasu na literaturę i języki obce. Któż nie miał takiego odruchu buntu w czasach szkolnych...
Nie wiem, czy ogłoszony przez papieża nowym błogosławionym ojciec Franciszek Maria od Krzyża Jordan miewał podobne okresy buntu. Z pewnością jednak humorystycznie brzmią dzisiaj opinie wystawiane mu przez profesorów, wedle których za wiele czasu poświęcał na sprawy „nieistotne” co odbijało się na jego osiągnięciach z „bardziej istotnych” przedmiotów. No cóż, napisanie wypracowania w ośmiu językach przez młodego studenta nie na każdym musi zrobić wrażenie. I w sumie nie to zaważyło na dalszych losach tegoż studenta, który ze wszystkich istotnych spraw, jakie wokół siebie zauważał, potrafił wybrać te najistotniejsze. Mając zamiar jak najlepiej przysłużyć się Kościołowi swoich czasów, zauważył bowiem, że są to czasy powszechnej religijnej ignorancji, która w obliczu nowych wyzwań kulturowych i światopoglądowych stanowiła ogromne niebezpieczeństwo dla życia wiernych. Ukuł więc triadę słów kluczy, którymi pootwierał następnie wiele drzwi, ostatecznie i te prowadzące go do chwały ołtarzy.
Uczyć, kształcić, wychowywać - to były te słowa. Apostolskie Towarzystwo Nauczania, a potem zgromadzenia salwatorianów i salwatorianek miały służyć temu celowi wespół z salwatorianami świeckimi. I służą. W rożnych miejscach kuli ziemskiej i na rożne sposoby. Tak, by zrealizować pragnienie Chrystusa wyrażone w czasie ostatniej wieczerzy: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,3). Dodał do tego własną maksymę — apel do swoich duchowych dzieci — wedle której nie wolno im spocząć, dopóki na świecie żyje choćby jeden tylko człowiek, który nie zna Chrystusa.
Wdzięczny jestem papieżowi Franciszkowi, że to właśnie teraz odbywa się beatyfikacja tego wielkiego człowieka. I Opatrzności, oczywiście, bo cud dokonany za wstawiennictwem ojca Franciszka Jordana miał miejsce niedawno. Może dzięki temu wyraźniej usłyszymy, że w dzisiejszych czasach, tak bardzo podobnych do tych, w których żył nowy błogosławiony, niewiedza naprawdę szkodzi. Zwłaszcza ta dotycząca spraw najważniejszych. Tak, chodzi o „niebiańskie” sprawy. Bo mocno się je dzisiaj lekceważy.
opr. mg/mg