Zapytany o źródło swej wielkiej mądrości, św. Antoni powiedział: „Cała mądrość polega na tym, że ciągle rozważam, jak powinienem oderwać się od ziemi, a wznieść się do nieba”.
Historie ludzi bywają o wiele bardziej skomplikowane, niż można przewidzieć.
Podobnie jak cała historia i jej poszczególne epoki, o których nauczyliśmy się myśleć bardzo stereotypowo. Do dzisiaj słowo „średniowiecze” kojarzy się wielu wyłącznie z „zacofaniem” oraz charakterystycznym dla tej epoki nieustannym myśleniem o śmierci. Znane z obrazów „tańce śmierci”, procesje pokutników... Po wielu latach od pierwszej w życiu lekcji historii człowiek zdaje już sobie sprawę, że stereotypy są nieprzyjacielem rzetelnego przekazywania prawdy historycznej, choć opierają się z reguły na prawdziwych przesłankach. Czy ludzie w średniowieczu faktycznie cały czas myśleli o śmierci? Na pewno nie, chociaż myśleli o niej dużo. Ale co to znaczy myśleć o śmierci? I czy z tego myślenia wynikać może cokolwiek, co miałoby wpływ na codzienne życie myślącego?
Ponoć do św. Antoniego, opata, przybyli niegdyś zakonnicy z sąsiedniego klasztoru z zapytaniem o to, z jakich ksiąg czerpie swą wielką mądrość. Ten w odpowiedzi wskazał im najpierw na ziemię, a potem na niebo i rzekł: „Cała mądrość polega na tym, że ciągle rozważam, jak powinienem oderwać się od ziemi, a wznieść się do nieba”. Chrześcijańskie umieranie to temat bieżącego numeru „Gościa Niedzielnego”, czemu dziwić się nie należy, bo dla chrześcijan myśl o umieraniu nie musi być traumą. I nie powinna być. Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny przynajmniej raz w roku, na początku listopada, przypominają nam o tym wraz z odwiedzinami na cmentarzach światłem zniczy, Różańcem za zmarłych.
No właśnie... bo jeśli tyle myślimy o tych, którzy już odeszli, to co z naszym własnym odchodzeniem? Wspomnianą historię św. Antoniego przytoczył 82 lata temu w swoim kazaniu na Wszystkich Świętych sługa Boży ksiądz Jan Franciszek Macha. Ten młody kapłan ze Śląska, który niebawem zostanie wyniesiony na ołtarze, powiedział: „Trzeba mieć bardzo jasne światło przed oczyma i bardzo mocne oparcie pod nogami, aby nie upaść, żeby nie zbłądzić. Tym światłem i tym oparciem jest myśl o niebie. Komu naprawdę tęskno do domu ojczystego, ten nie będzie zbaczał na drogę wiodącą na manowce, nie będzie kołował i mitrężył w podróży. Wiadomo, że dla śmiertelnie znużonego pielgrzyma wystarczy nieraz ujrzeć z daleka nikły płomyk w oknie domu, a wnet nowe siły weń wstępują i pozwalają mu szczęśliwie dotrzeć do kresu wędrówki. Myśl o niebie to nie płomyk nikły, nie mały ogieniek, to — słońce jasne, życiodajne, które i świeci, i rozgrzewa”.
Słowa te, wypowiedziane dwa miesiące po wybuchu najstraszniejszej z wojen, w wyniku której stracą życie miliony ludzi, w tym sam kaznodzieja, mają dodatkowy ciężar gatunkowy: ponadczasowość. W ciągu ostatnich stu lat średnia długość życia ludzi bardzo wzrosła. Na początku XX wieku żyło się w Europie średnio 48 lat. Dzisiaj — około 80 lat. A jednocześnie coraz bardziej współczesny człowiek boi się o śmierci myśleć i mówić. Jako chrześcijanie mamy wiele w tym temacie do zaoferowania. Przede wszystkim to, że myślenie o śmierci jest w rzeczywistości myśleniem o niebie, co w realny sposób przekłada się na nasze codzienne wybory.
opr. mg/mg