Nieobjęte miłosierdzie Boże. Filozofom nie mieści się to w głowie

Kult Bożego Miłosierdzia to nie „eskalowanie emocji”, ale zwrócenie się ku Bogu, dla którego miłosierdzie nie jest czymś peryferyjnym, ale należy do samej Jego istoty

To dość symptomatyczne, że w numerze na drugą niedzielę wielkanocną, od jakiegoś czasu przeżywaną jako Niedziela Miłosierdzia Bożego, rozmowę „Gościa” przeprowadzamy z… filozofem. Choćby dlatego, żeby podkreślić, że Boże „bycie miłosiernym” (utożsamione po objawieniach świętej siostry Faustyny z „byciem Miłosierdziem”) nie oznacza jakiegoś eskalowania emocji, ulotnych, subiektywnych odczuć. Oznacza raczej to, co najważniejsze: Kim jest Pan Bóg. Oczywiście można sobie zadawać pytanie, po co w ogóle o miłosierdziu mówić i czy nie wystarczy samo mówienie o miłości. Otóż nie wystarczy, gdyby wystarczyło, to objawienia Miłosiernego byłyby niepotrzebne.

Wracając jednak do filozofa – zagadnięty przez Piotra Sachę, czy to Bóg się tak dobrze ukrywa, czy my Go tak niedoskonale szukamy, profesor Jacek Wojtysiak odpowiedział: „Wielu filozofów podkreślało, że Bóg jest kompletnie od nas różny. Przekracza świat, co język filozofii nazywa transcendencją. Nie jesteśmy w stanie objąć nieskończoności. Dlatego w jakimś stopniu Bóg zawsze pozostanie dla nas zakryty. To trochę tak, jakby dziecku, które dopiero zaczyna mówić, kazać opisać mamę. Jednak po pierwsze – ono nie opanowało jeszcze języka, po drugie – mama jawi się mu jako nieobjęta. To ona je obejmuje, a nie na odwrót. Przy odrobinie pokory możemy czuć tajemnicę Boga jak dziecko czuje matkę”. Mnie się to porównanie do obejmowania mamy albo do opisywania jej przez niemowlę spodobało, i to bardzo, a temat Boga ukrytego nowy przecież nie jest – Karol Wojtyła napisał poemat pod tym właśnie tytułem i publikował jego fragmenty w okresie seminarium. „Więc w takiej ciszy ukryty ja – liść, oswobodzony od wiatru, już się nie troskam o żaden z upadających dni, gdy wiem, że wszystkie upadną” brzmi mi w uszach do dzisiaj i akurat „dzisiaj” chcę powiedzieć, że w tych krótkich słowach młody Wojtyła oddał całą rzeczywistość Bożego miłosierdzia. „Nie troskam się” to przecież trochę inna odsłona „Jezu, ufam Tobie”.

Nie jesteśmy w stanie objąć nieskończoności, w tym nieskończonego Bożego miłosierdzia. Nawet jeśli możemy – a wręcz mamy obowiązek – naśladować je w okazywaniu miłosierdzia innym, zawsze będzie to jakoś niedoskonałe. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że objawienia Miłosierdzia miały miejsce we właściwym czasie i miejscu, i wobec właściwej osoby. Prosta i głęboka duchowość Faustyny nie miała w sobie nic z porywających racjonalnością umysłów największych teologów wszech czasów. I to był jej atut – mogła stać się tym niemowlęciem, które usiłuje „opisać mamę” (płacząc co chwila z powodu niedoskonałości swoich słów albo niedoskonałości obrazu, który powstał pod ich wpływem). Nie próbowała obejmować, zamiast tego sama pozwoliła się objąć, a modlitwa przekazana przez nią światu jest najczęściej obecnie odmawianą modlitwą polską na wszystkich kontynentach. Filozofom się w głowie nie mieści, co pomieścić może serce kochającego niemowlęcia. I jak nieobjęte jest miłosierdzie naszego Boga.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama