Ksiądz i kobiety, to temat trudny, niestety. Próba rozpoznania tego zagadnienia w moim otoczeniu wywoływała zwykle podobne reakcje: „ooo”, „uuu” i „dlaczego pytasz?”. Jakbym dotykała jakiegoś społecznego tabu
"Idziemy" nr 10/2010
Ksiądz i kobiety, to temat trudny, niestety. Próba rozpoznania tego zagadnienia w moim otoczeniu wywoływała zwykle podobne reakcje: „ooo”, „uuu” i „dlaczego pytasz?”. Jakbym dotykała jakiegoś społecznego tabu
„Nie ma żadnego tabu, to wymysły” - powiedzą niektórzy – „Kościół zawsze stał na straży godności kobiety, czcił ją - czego przykładem jest Maryja, jego Królowa.” Co do założeń naszej wiary - nie ma dyskusji: Maryja - kobieta - jest jednym z filarów. Co innego natomiast, kiedy rozmawiamy o duchownych i kobietach. Być może, niemały w tym udział współczesnych czasów i trendów w kulturze, ale wiele w tym temacie pomieszania, emocji i przemilczeń. Dla tych, którym niedowierzanie, lub zaprzeczanie ubarwiło twarze – mam trochę wyjaśnień.
Otóż, nie bardzo wiadomo, co z tą kobietą zrobić. W kościele jest tego dobra tyle, że co bardziej złośliwi nazywają kościół żeńskokatolickim. I w istocie, jeśli przyjrzeć się uczestnikom życia religijnego, to - bez dwóch zdań-przeważają kobiety. Brak równowagi, właściwie przeciwwagi – silnego męskiego pierwiastka - nie ułatwia sytuacji księżom, którzy jednak starają się jak mogą. Niestety, wysiłki te w najlepszym przypadku zmierzają na manowce i nierzadko wynikają z błędnych założeń. Postawy i sposoby nie-radzenia sobie z „problemem Ewy” bywają różne:
"Wszędzie dokoła czyha pokusa goła"
Zwolennicy takiego poglądu unikają kobiet, lub czują się w ich towarzystwie niezręcznie. Najlepiej funkcjonują w swoim męskim, braterskim świecie. Jednakowoż, ponieważ całkowite pozbycie się kobiet z tego padołu jest rzeczą niemożliwą, to do zaakceptowania bezpieczne są niewiasty w wieku balzakowskim, z małym wąsikiem nad górną wargą, mężem i kilkorgiem dzieci. Mogą mieć lekką nadwagę. Do grupy uprzywilejowanej można jeszcze dodać siostry zakonne, ale także raczej dojrzałe wiekiem. Wśród zwolenników tego nurtu, najniebezpieczniejsze są, jak wynika z moich obserwacji, osoby płci żeńskiej w przedziale wieku 20-40 lat i to niezależnie od zawodu czy funkcji, jaką spełniają. Typowe przejawy niewieściej troski czy ich emocjonalność są dodatkowym czynnikiem zagrażającym, a fantazja w ubiorze powodem do niepokoju. Być może są mądre, pobożne, wykształcone, sympatyczne czy zaradne, ale są kobietami; a licho nie śpi.
"Ksiądz i niewiasta z jednego są ciasta"
Podejście takie, choć z pozoru może się wydać niegroźne, jest w istocie zdradliwą pułapką. Wpadają w nią zwykle młodzi klerycy czy kapłani z niewielkim stażem duszpasterskim. Najczęściej są młodzi, chcą bratać się z parafialną młodzieżą, więc przechodzą na jej „luźny” poziom. Z dziewczynami gadają o strojach, chłopakach, kosmetykach, życiu gwiazd. Dyskoteka, czemu nie, spacery, kumpelskie objęcia, kuksańce. I niby nic złego, zdrożnego, ale…
Fakt, że oboje nosimy „sukienki”, nie niweluje różnic i nie czyni z duchownego kobiety. Dodatkowo, dla wielu dziewczyn - szczególnie młodych i z małych miejscowości - ksiądz/kleryk jest swoistym wzorem mężczyzny. Nie pije, nie bije, jest czysty i schludny, traktuje kobiety z szacunkiem i można z nim porozmawiać na różne tematy. Z zamazania różnic płci, w dłuższej perspektywie, wynika więcej kłopotu niż pożytku; jest duża szansa na zawiedzione czy rozbudzone nadzieje, po jednej ze stron i - jak dla mnie - ma trochę wspólnego z nie do końca uświadomionym wodzeniem się na pokuszenie.
„Księża są z Marsa, a kobiety z Wenus”
I w tym przypadku nie ma ostrych walk, czy konfliktów między poszczególnymi grupami. Obie strony żyją ze sobą raczej w symbiozie, w wyjątkowych wypadkach jest to układ pasożytniczy-jedna strona korzysta z pracy drugiej strony, albo czasem ktoś grzeje się w blasku popularności drugiego. Niezależnie od przypadku, u podłoża myślenia zwolenników tej teorii nie leży szczerość i zaufanie, raczej przeświadczenie, że „z nimi nigdy nic nie wiadomo”. Mieszkańcy innych planet-mogą ze sobą rozmawiać, współpracować, ale tak do końca sobie nie ufają. Przewodnikami w kontaktach są często stereotypy, albo mądrości ludowe, np.: oaza spokoju, plotkara, kłótliwa, oddana matka, nieudacznik, intelektualista, uduchowiony, ect. Występujące sprzeczności, nielogiczności są pomijane. Kobieta nie rozumie duchownego, jak on nie zrozumie niewiasty. To inne typy, będące nie tyle zagrożeniem, co raczej męczliwą koniecznością, którą warto trzymać na dystans.
„Kto, gdzie, z kim, dlaczego?” Najbardziej gorliwe w nadzorowaniu życia kapłańskiego są - niestety - same kobiety. Opowiadał mi kiedyś młody ksiądz, który był na pierwszej parafii na wsi, czy może w małym miasteczku, że najgorszą-najtrudniejszą rzeczą była wizyta w domu, gdzie były młode panny.
Niezależnie od tego, co by zrobił, byłyby plotki. Gdyby unikał odwiedzin, to "(...) pewnie ma nieczyste sumienie", gdyby zaś odwiedzał, to "(...)wiadomo, tam są młode dziewczyny, to tam chodzi". Gdy w autobusie usiadł na wolnym siedzeniu, to jeszcze tego samego dnia proboszcz wiedział, że "(...) ten młody wikary z katechetką razem autobusem wracali".
Ta gorliwość w zabieganiu o dobro duchownego czy prawdę o nim, rzadko – niestety - przybiera formę pokuty czy postu w intencji duszpasterza. Częściej jest pogonią za lokalną sensacją, ubarwieniem codzienności, albo próbą zwrócenia na siebie uwagi. Ogromna większość kobiet zachowuje siły witalne do późnych lat, ale brak sensownej alternatywy życiowej i duszpasterskiej niejako samoczynnie kieruje je na drogę rozmaitych łatwych aktywności.
Wiadomo, że za - ośmielę się nawet powiedzieć: każdym - sukcesem księdza stoi kobieta. I tu niektórzy uśmiechają się z ironiczno-kpiącym uśmiechem. Kiedy w kontekście osoby duchownej pada określenie „kobieta”, skojarzenia sporej liczby osób są jednoznaczne… Więc zapytuję: a matki, a siostry, a ciotki i cała żeńska część familii? Czy to nie są kobiety? A siostry zakonne , w zakonach otwartych i zamkniętych? Czy to nie są kobiety?
Niestety, dla tej ostatniej grupy - w społecznym postrzeganiu - wraz ze ślubami zakonnymi kończy się kobiecość. A przecież kobiecej wrażliwości, pracowitości, czy emocjonalności nie da się ot tak „odwiesić na kołku” – niemal razem ze świeckim ubraniem. Wytrwałość w posługiwaniu, troskliwość w opiece, ale i potrzeba bycia zauważoną - zostają. Pół biedy, że taki pogląd panuje wśród mniej lub bardziej oświeconego ogółu społeczeństwa, ale zauważam takie postawy także wśród duchownych. Nie wiem, jak wielu księży zastanawia się, ile pracy czy wysiłku kosztuje prowadzenie kancelarii parafialnej czy posługa w zakrystii. Ilu księży wie, jak wytrwale modlą się za nich siostry zakonne, jak często myślą z troską o swoich kapłanach, gotują dla nich …
I nie chodzi o wielkie gesty, tylko raczej o zauważenie trudu kobiety: może czasem pomóc w zakupach, pomóc coś przenieść ciężkiego? Może podwieźć - choćby na giełdę po stosy kwiatów do ołtarza - żeby siostra nie tłukła się tramwajem, skoro wszyscy księża mają samochody? A może podarować czekoladę czy kwiatek bez wielkiej okazji…? Można mieć różne opinie na temat Święta Kobiet, ale ciekawe ile sióstr zakonnych zostało obdarowanych tego dnia życzeniami, uśmiechem, kwiatkiem. To małe gesty, ale jak wiele potrafią sprawić radości.
Być może rozważania nie przedstawiają sytuacji całkiem optymistycznie, ale nie tracę nadziei, że będziemy sterować w kierunku normalności. Naiwnością byłoby twierdzić, że ciężar odpowiedzialności za zamieszanie w temacie ksiądz i kobiety leży głównie po stronie kapłanów. Wiem także, że mądry duchowny zapobiega pewnym niezręcznym sytuacjom, a nie - próbuje się z nich wyplątać. Podobnie jak myśląca kobieta. Dla obu stron, pomocnymi w budowaniu zdrowych relacji, są zasadniczo dwa kierunki.
Dyscyplina, czyli przestrzeganie pewnych norm przyjętych dla danej grupy oraz szacunek dla życiowych wyborów swoich i innych. Dobrze obrazuje to porównanie duchownego do żonatego mężczyzny z przychówkiem. On już dokonał w swoim życiu wyboru, którego konsekwencją jest odpowiedzialność nie tylko za siebie. Osoby postronne mogą to respektować i umacniać, albo próbować niszczyć i ugrać coś dla siebie. Idąc dalej tym tropem: można trwać w swoim wyborze pomimo nudy, samotności lub przeciwności losu, bądź próbować rozerwać się, odejść lub wycofać. Czasem najtrudniej jest trwać. Wtedy przydać się może pomocna dłoń, może być męska lub kobieca.
Autorka jest pedagogiem, mężatką, matką trójki dzieci
opr. aś/aś