Kryzys powołań był do niedawna traktowany u nas jako problem wyłącznie Kościoła na Zachodzie.
Kryzys powołań był do niedawna traktowany u nas jako problem wyłącznie Kościoła na Zachodzie.
Zaledwie przed tygodniem informowaliśmy o zamknięciu ósmego już seminarium duchownego w Irlandii. Było w nim tylko trzech kleryków. Cóż było robić? Teraz kandydaci do kapłaństwa dla wszystkich irlandzkich diecezji kształcić się będą w jedynym czynnym jeszcze seminarium duchownym na Zielonej Wyspie. Nie będzie ich zbyt wielu – nieco ponad dwudziestu na sześciu rocznikach. Kilkunastu innych może się także kształcić w Kolegium Irlandzkim w Rzymie.
Również przed tygodniem Radio Watykańskie informowało o pogłębiającym się kryzysie powołań we Francji. W tym roku wyświęcono tam w całym kraju jedynie 82 księży diecezjalnych i 32 zakonnych. W ponad 60 proc. francuskich diecezji nie wyświęcono ani jednego kapłana! Tylko archidiecezja paryska i archidiecezja Bordeaux mogą się pochwalić, że w każdej z nich do święceń przystąpiło „aż” po sześciu diakonów. Co piąty z nowo wyświęconych księży, należy do jednej z trzech wspólnot tradycjonalistów. To również znak czasu.
U nas jeszcze we wrześniu ubiegłego roku ks. Wojciech Wójtowicz, jako przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych, zapewniał, że „dane powołaniowe są na tym samym poziomie, jak przed rokiem” i przedwcześnie mówić o kryzysie. Przyznał wprawdzie, iż „niektóre z diecezji czy wspólnot zakonnych odnotowują spadki liczby powołanych”. Trafiały się bowiem i takie seminaria, do których na pierwszy rok zgłosił się jeden kandydat. W paru diecezjach trzeba łączyć parafie z powodu niedostatku kapłanów. Niemniej jednak, jak twierdził ks. Wójtowicz, na tle innych krajów europejskich Polska wypadała korzystnie.
Ten rok w myśleniu o powołaniach w Polsce może być przełomowy. Do kilku seminariów diecezjalnych po raz pierwszy nie zgłosił ani jeden kandydat! Tak jest nie tylko w małych diecezjach, ale również w Częstochowie – duchowej stolicy Polski. O cudzie św. Józefa mówią w Kaliszu, gdzie na pierwszym roku może być nawet 20 kleryków! Stabilnie jest w Łodzi, która cieszyć się będzie pewnie 10 kandydatami. Ale w wielu innych seminariach liczba zgłoszonych jest o ponad połowę mniejsza niż przed rokiem. Kryzys dotknął nawet diecezję tarnowską, w której na pierwszy rok przyjęto dotąd zaledwie 10 kandydatów, a zgłoszenia kolejnych pięciu są rozpatrywane. W półtoramilionowej diecezji warszawsko-praskiej zgłosiło się pięciu kandydatów. Czterech jest w dwukrotnie mniejszej diecezji włocławskiej.
Reakcje w diecezjach na to nowe dla Kościoła w Polsce zjawisko są przeróżne. Jedni milczą, żeby nie przyznać się do porażki albo nie siać defetyzmu. Inni, jak bp Romuald Kamiński, wydają specjalne listy z wezwaniem do modlitwy. Jeszcze inni, prócz modlitwy, inicjują publiczne praktyki pokutne. Od połowy lipca trwa w archidiecezji częstochowskiej codzienna Modlitwa Serc i Stóp Kapłańskich o powołania za przyczyną św. Jana Vianneya. Księża i biskupi, nie wyłączając poruszającego się na wózku abp. Stanisława Nowaka, każdego dnia, z krzyżem na ramionach pielgrzymują o chlebie i wodzie w tej intencji po kolejnych dekanatach, od kościoła do kościoła. Przyłączyli się do nich także klerycy i jasnogórscy paulini. Oprócz ufności, że Pan Jezus pośle wreszcie robotników na swoje żniwo, już sam widok księdza czy biskupa w przestrzeni publicznej, w sutannie i pogrążonego w modlitwie, ma wartość świadectwa. Tego świadectwa jakby zaczynało nam ostatnio brakować.
Zmniejszanie się liczby kapłanów i kandydatów do kapłaństwa może rodzić pokusę obniżenia stawianych im wymagań i standardów moralnych. Pokusy jednak zawsze pochodzą od Złego. W naszych rozerotyzowanych czasach szczególnie groźne są te, które dotyczą kapłańskiej czystości. Postulat zniesienia celibatu jest przy tym najbardziej niewinny. Za to przykład amerykańskich, irlandzkich, chilijskich i australijskich hierarchów najwyższego szczebla, których papież Franciszek pozbawił ostatnio z urzędów i honorów za mylenie Kościoła z Sodomą – o czym informowało Radio Watykańskie, musi być ostrzeżeniem także dla nas. Choćby na wyrost!
Największym zagrożeniem dla Kościoła nie jest ostatecznie niedostatek kapłanów, ale grzech. Stąd najlepsze, co możemy teraz zrobić, jest nasze nawrócenie do Chrystusa. Nasz Kościół musi być autentycznie Jego Kościołem. Tylko wtedy bramy piekielne go nie przemogą.
"Idziemy" nr 31/2018
opr. ac/ac